
Przybył do ogarniętej powstaniem Warszawy na rozkaz Niemców, którzy takich jak on – węgierskich żołnierzy – zamierzali skierować do tłumienia oporu walczących Polaków. Ale Istvan Elek nie chciał strzelać do powstańców. Okazał warszawskim cywilom bezinteresowną pomoc, ratując wiele istnień. Prezydent Andrzej Duda uhonorował go Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
REKLAMA
Były węgierski żołnierz, używający polskiego imienia Stefan, bo po wojnie zamieszkał na stałe nad Wisłą i otrzymał polskie obywatelstwo, odebrał odznaczenie z rąk prezydenckiego ministra Macieja Łopińskiego. W czasie uroczystości, która odbyła się w sobotę w Gdańsku, jeszcze raz wrócił pamięcią do tragicznych wydarzeń z 1944 roku, których był naocznym świadkiem.
– Powstania Warszawskiego nigdy nie zapomnę, to było jak koniec świata – wspominał uhonorowany Węgier. Do okupowanej stolicy przybył 31 lipca, a więc w przeddzień wybuchu walk, jako żołnierz 4. pułku huzarów 1 Dywizji Kawalerii (potem Huzarów), wycofującej się z Polesia. Oddział ten przedostał się do Warszawy do strony Pragi.
Węgierski żołnierz, w stopniu chorążego, przeprawił się wraz ze swoim pułkiem po Moście Kierbedzia (wysadzony przez Niemców w trakcie powstania, obecnie na jego miejscu stoi Most Śląsko-Dąbrowski). Decyzją niemieckiego dowództwa oddział został rozlokowany w podwarszawskich Babicach, gdzie stacjonował prawie trzy tygodnie.
– Patrzyliśmy na palące się Powstanie, palącą się Warszawę z góry, ale nie ruszaliśmy się. Tam Węgrzy byli formacją, konie ulokowane u tych gospodarzy działkowych. I tam po prostu czekaliśmy. W pewnym momencie, w dwudziestym dniu, Niemcy nie wytrzymali, że formacja węgierska tam stoi i nie bierze udziału w Powstaniu – wspominał Elek w rozmowie, przeprowadzonej na użytek Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego.
Mniej więcej 20 sierpnia chorąży Elek został przeniesiony w rejon ul. Karowej. Tam zetknął się z rannymi powstańcami, pacjentami szpitali. Węgrzy pomagali im, jak mogli. Oddział huzarów podarował głodującym walczącym m.in. 12 koni, a także potrzebny sprzęt, w tym narzędzia rzemieślnicze.
Później huzarzy przeszli na ulicę Puławską, z zamiarem podporządkowania się polskiemu dowództwu. Skończyło się jednak na rozmowach. Jedyną dyspozycją, jaką otrzymali od Polaków, było wezwanie do pomocy uchodzącym z miasta cywilom, bezpośrednio narażonym na utratę nie tylko dobytku, lecz także życia.
Przewożono ich na wozach zaprzężonych do pułkowych koni, kierując się w stronę podwarszawskiego Błonia. Łącznie pomoc od Węgrów otrzymało nawet 2 tysiące osób. Jeden z uratowanych odwdzięczył się Elkowi podrobioną legitymacją dziennikarską. Po powstaniu Węgier często używał jej w kontaktach z Niemcami, którzy wierzyli, jakoby ten przybył do okupowanej Polski w charakterze reportera wojennego.
Za odmowę strzelania do polskich żołnierzy Węgrzy byli różnorako karani. – Nie dali jeść. Odmówili jakichkolwiek dyspozycji, kwaterunku i tak dalej. Wszystko musieliśmy sami robić. Niemcy nas przekreślili – relacjonował Elek.
Dodał, że węgierski pułk huzarów stanowił dla Niemców swoistą przeszkodę – okupanci nie wiedzieli do końca, co zrobić z ponad 200 końmi, z którymi przybyli do Warszawy Węgrzy. Chcieli je zabrać, zabić, a następnie zjeść, ale napotkali sprzeciw. Koniec końców, w praktyce węgierskiej kawalerii pozwalano na swobodne poruszanie się po mieście. Elek zapamiętał, jak wraz z towarzyszami broni jechał konno ulicami miasta, nieniepokojony przez nikogo.
– Była dywizja węgierska, która była przez Niemców przyjęta i włączona do armii. Nad Wisłą cały lewy brzeg pilnowali Węgrzy w ramach tych niemieckich oddziałów – zapamiętał chorąży, który pomagał polskim cywilom.
Miał na myśli inne formacje armii węgierskiej - trzy dywizje z II Korpusu Rezerwowego oraz 1 Dywizję Honwedów, skierowane przez Niemców na przedmieścia miasta. (część sił, jak 23. Dywizję w składzie II Korpusu, rozlokowano znacznie dalej – w rejonie Tomaszowa Mazowieckiego). Podporządkowano je najpierw niemieckiej 2 Armii, a po 5 sierpnia – 9 Armii.
Głównym zadaniem Węgrów było odgraniczenie pozycji partyzanckich od epicentrum walk. Na bezpośredni udział w boju nie było jednak zgody nie tylko dowództwa, lecz także rządzących w Budapeszcie. "Nie mamy czego w Warszawie szukać. Polacy są naszymi przyjaciółmi, a Niemcy towarzyszami broni. Nie wolno nam dać się wciągnąć w ich spór" – miał powiedzieć regent Królestwa Węgier admirał Miklos Horthy.
Doszło też do tajnych rozmów między węgierskimi a polskimi generałami. Znane są przypadki przechodzenia do powstańczych szeregów. Jak choćby sierż. Józefa Vonyik oraz sześciu innych Węgrów, którzy polegli walcząc po polskiej stronie. Ich wspólna mogiła znajduje się w Raszynie pod Warszawą.
Co stało się po powstaniu z pułkiem huzarów, w którym służył Elek? Niemcy błyskawicznie rozwiązali oddział, a większość żołnierzy trafiła do Żyrardowa, skąd wyjechała pociągiem na Węgry. Kilkadziesiąt osób zostało na polskiej ziemi.
W tym gronie także węgierski chorąży. Niebawem ożenił się z Polką, założył rodzinę. Dziś mieszka w Gdańsku. Ma 98 lat i dla Polaków jest bohaterem.
Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl
