Beata Kempa, którą znamy z mównicy sejmowej, można powiedzieć, ma drugie życie. W Sycowie na Dolnym Śląsku, w swojej rodzinnej miejscowości, gdzie – jak sama mówi – znajduje się jej podstawowe centrum dowodzenia. I właśnie tu, w ostatnich tygodniach, rozegrała się dla niej bardzo ważna walka. W Warszawie zupełnie niewidoczna, ale w Sycowie, gdzie PiS praktycznie nie istnieje? Tu sąsiadom posłanka podpadła bardzo. „Kłamczucha, oszukaniec” – piszą mieszkańcy na forach internetowych. Czy Syców jest dumny ze swojej posłanki?
Syców to miasto liczące 11 tysięcy mieszkańców. Beata Kempa tu się urodziła, tu ma dom, tu przyjeżdża, jest w stałym kontakcie z lokalnymi władzami. Wszyscy się tu znają, posłankę również. Wielu uśmiało się, gdy w Polsce pojawił się news, że Beata Kempa nie jest prawnikiem. - Nie zaglądałam jej w papiery i nie wiem, czy ma w nich wpisane "prawnik". Ukończyła prawo administracyjne, dziś to administracja, a absolwentów po takim kierunku nazywa się administratywistami, a nie prawnikami. Biura porad prawnych nie prowadzi, za to dobrze porusza się w przepisach prawa samorządowego i administracyjnego – mówi Beata Samulska, redaktor lokalnej "Gazety Sycowskiej".
W wywiadzie dla tej gazety posłanka mówiła niedawno, że sycowskie biuro poselskie jest podstawowym centrum jej dowodzenia. "Nigdy z niego nie zrezygnuję" – powiedziała. Choć biuro czynne jest od godziny 8.00 do 16.00 przez cały dzień nie udało nam się z nikim porozmawiać. Działała tylko automatyczna sekretarka.
– Dla nas to duża sprawa i prestiż, że tak małe miasto, które nawet nie jest miastem powiatowym, ma swojego ministra w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Ale faktycznie, ostatnio w gminie panuje gorąca atmosfera. Mieszkańcy mieli większe nadzieje – przyznaje sekretarz gminy.
Obiecała, że nie da ruszyć szpitala
Co ciekawe, nigdy nie rządził tu przedstawiciel PiS-u, dziś w Sycowie również nie ma żadnego radnego z tego ugrupowania. – PiS u nas nie występuje – potwierdza Michał Pawlaczyk.
Kiedyś, owszem, Beata Kempa była tu radną, a nawet myślała, czy nie startować w wyborach na burmistrza. Zamiast tego trafiła jednak do Sejmu i jest w nim już od 10 lat. W październikowych wyborach startowała ze swojego okręgu (wcześniej np. z Kielc) i dostała całkiem spore poparcie. Ale – jak się okazuje – głównie z jednego powodu. Szpitala, który miał być zamknięty, a ona obiecała mieszkańcom, że jako posłanka nie da go ruszyć. A dała. Bo szpital w styczniu praktycznie przestał istnieć.
Obiecanki cacanki
– Pani Beatka nie dotrzymała słowa. Ludzie poczuli się oszukani, bo powtarzała kłamstwo za kłamstwem. Głosowali na nią, bo obiecała im szpital. I teraz żałują – mówi Beata Samulska. W mieście panuje atmosfera wielkiego rozczarowania i zawodu. Mieszkańcy nawet nie chcą na ten temat rozmawiać. Od paru osób słyszę tylko komentarze w rodzaju: „Obiecanki cacanki. Szkoda gadać”.
– Ludzie mówią, że naprawdę mogłaby się bardziej postarać. Uwierzyliśmy, że uratuje nasz szpital, że jak jest bliżej władzy to więcej może. Nie wyszło – powiedział nam jeden z nich.
To była duma miasta Szpital to serce miasta. Słyszę opowieści, jak mieszkańcy budowali go sami, jeszcze w dawnych czasach, wielu w czynie społecznym. Małe miasto gminne, a miało swoją chirurgię, blok operacyjny, oddział położniczy i wiele innych. Duma miasta i gmach pierwszej potrzeby na wyciągnięcie ręki. Które małe miasteczko tak by nie chciało?
Jego późniejsza historia przypomina te z wielu innych miast. Brak funduszy, likwidacja kolejnych oddziałów. Ostatnio z tych najważniejszych został już tylko jeden – chorób wewnętrznych z 30 łóżkami. I o ten oddział toczył się bój.
W październiku, tuż przed wyborami Beata Kempa – stojąc przed starostwem, na zwołanej konferencji prasowej – osobiście deklarowała, że szpital nie będzie zlikwidowany. Tak samo mówił starosta Wojciech Kociński, jej bliski kolega, z którym – jak słyszę – jest zaprzyjaźniona od wielu lat. Razem działają m.in. w lokalnym Towarzystwie św. Marka (o tym, jak bardzo jest religijna pisaliśmy m.in. tutaj).
– Zawsze razem. Tym większe były nadzieje wszystkich. A przed świętami starosta z PiS ogłasza likwidację oddziału, jego pracownik zwalnia lekarzy i pielęgniarki. Gdzie była w tym czasie Beata Kempa? Dopiero po dwóch miesiącach od wyborów, na prośbę zrozpaczonych pielęgniarek, pojawiła się w szpitalu i zbeształa starostę za fatalny styl zwalniania pracowników. Ale na tym zakończyła się jej interwencja – mówi dziennikarka.
Nawet władze liczyły na coś więcej
Oddział wewnętrzny nie działa. Zamknięto izbę przyjęć. Łóżka i cały sprzęt właśnie są wywożone do powiatowego szpitala w Oleśnicy. Jedynego teraz na liczący 100 tysięcy mieszkańców powiat. W budynku w Sycowie został jeszcze oddział rehabilitacji i tzw. zakład opiekuńczo-leczniczy.
– Nie ukrywam, że nawet my mieliśmy nadzieję, że w obecnej sytuacji szpital będzie raczej rozbudowany. Wojewoda, starosta, władze NFZ – wszyscy reprezentują tę samą opcję polityczną. W rządzie mamy minister z Sycowa, starosta jest również z Sycowa. Wierzyliśmy, że się uda – mówi sekretarz gminy.
Zawiłości wokół szpitala są mocno skomplikowane i były już w mediach opisywane, podobnie, jak długi placówki. Ale wyłania się przy nich również mocna zażyłość minister Kempy i starosty, która – jak mówią w Sycowie – została przez sprawę szpitala nadwyrężona. – Mam wrażenie, że minister jest zawstydzona całą sytuacją, że odcina się teraz od starosty. Dała mu nawet ostrą reprymendę, nie była na ostatnim balu Towarzystwa św. Marka, a zawsze razem w nich uczestniczyli – mówi dziennikarka.
W grudniu 2001 roku miało miejsce pierwsze robocze spotkanie grupy założycielskiej, która sprecyzowała cele przyszłego Towarzystwa. Wtedy też zadecydowano, że stowarzyszenie będzie nosić nazwę Towarzystwo Świętego Marka – w nawiązaniu do tradycji związanej z wielowiekowym pielgrzymowaniem sycowian i mieszkańców okolicznych miejscowości do zabytkowego kościółka na wzgórzu. Dla założycieli Towarzystwa kościół Świętego Marka wraz z prowadzącą doń Drogą Krzyżową był zawsze miejscem – symbolem spotkania i pojednania dawnych i obecnych mieszkańców naszej małej ojczyzny. Czytaj więcej
Minister zwołała też naradę u siebie w biurze, była na spotkaniu u burmistrza. I ogłosiła, że będzie się starać o utworzenie pomocy nocnej i świątecznej. – Ale to jest jak rzucanie ochłapów, żenujące – mówi Beata Samulska.
Minister Kempa tak mówiła "Gazecie Wyborczej":
W tej sprawie nie mam sobie nic do zarzucenia. Od lat walczyłam, by ten oddział pozostał. Błagałam, żeby nie zwalniano ludzi. Czytaj więcej
Generalnie, to trzeba podkreślić, minister Kempa ma opinię lokalnej patriotki. - Sympatyczna, energiczna, wielka aktywistka. Tak mówią ci, co ja znają. Potrafi tryskać humorem, chętna do pomocy. Jak pielęgniarki zaalarmowały ją, co się dzieje, przyjechała, by z nimi rozmawiać i – jak mówią ludzie – na spotkaniu była ludzka, krzyczała potem na starostę - opowiada dziennikarka. Sama Beata Kempa też potrafi wyliczać swoje lokalne zasługi.
„W Sycowie ruszyła strefa ekonomiczna, która jest trochę moim dzieckiem. Wielu ludziom pomogłam w ich indywidualnych sprawach, dotyczących rent specjalnych, czy rewitalizacji zabytków” – mówiła w wywiadzie dla "Gazety Sycowskiej".
Chcą odwołać władze
Tyle że dziś o tych zasługach nikt nie mówi. Sprawa szpitala przyćmiła wszystko. Na pewno znajdą się w mieście tacy, którzy powiedzą, że dobrze się stało, bo szpital działał źle. I tacy, jak można przeczytać na Facebooku, że w niej nadzieja, by lewactwa pozbyć się z Sycowa.
Ale wielu mieszkańców nie zamierza tego tak zostawić. Do posłanki pewnie żal pozostanie. Z innymi chcą się rozprawić. Właśnie zaczęli zbierać podpisy pod wnioskiem o referendum w sprawie odwołania władz całego powiatu. Wszystkich bez wyjątku. – Nie może być tak, że przyszedł starosta z PiS i niszczy nam szpital – mówi Beata Samulska.