Senatorzy, elita narodu, toczy quasi-akademicką dyskusję na temat pierwszego historycznego władcy Polski. Serce się raduje, uśmiech rysuje. Wyszło zabawnie. A hołd Mieszkowi I, księciu Polan, i tak oddano. Doczepiając mu etykietę gwałciciela i zabijaki...
Senator PO Barbara Zdrojewska wychodzi na mównicę i oznajmia to, o czym dotąd nie wiedzieli nawet mediewiści! Że ten Mieszko I nie taki czysty jak łza, jak nas na lekcjach uczyli. Że można domniemywać, że nieposkromiona chuć popychała go do gwałtów, że palił i zabijał. Trudno będzie nam, Polakom, chrześcijanom, przyswoić taką obrazoburczą myśl. Że mamy "zabijakę" w poczcie władców.
Bo tak naprawdę – kontynuowała Zdrojewska – honorowany jest człowiek zmitologizowany, o którym niewiele wiemy. Racja! Ale... Pretensje powinniśmy mieć do naszych kronikarzy, to na początek. Dosyć, że najdawniejsze dzieje Polski to jedna wielka tajemnica, to jeszcze krakowski biskup, czy jakiś bliżej nieznany mnich, zapewne przybysz z Wenecji, podpisujący się jako Gall, co nieco "wyssali" z palca (tu bp Kadłubek bezsprzecznie wiódł prym), wiele przemilczeli. Pisali w określonych okolicznościach, trudno więc o obiektywizm. To oni zrobili nam z dziejów mitologię.
I takim oto sposobem o Mieszku wiemy mało. Miał drużynę książęcą, położył podwaliny pod polską państwowość. Jeśli był autochtonem, to w pewnym momencie życia zamienił puszczę na cywilizację. Miejmy nadzieję, że świadomie. A może przybył ze Skandynawii lub Moraw? Gwałcił i zabijał? Nie dowiemy się tego ze skąpych źródeł. Nie dowiemy się najpewniej nigdy.
Że niby nasz książę to taki typ Polaka, który chodzi do kościoła, a diabła ma za plecami. Chodzi, żeby się pokazać. Rzecz jasna, wtedy mógł odprawiać modły co najwyżej w prowizorycznej kaplicy, albo i w świętym gaju – bo nawet kronikarze podkreślają, że nie odszedł od wiary w Światowida.
Przekaz pani senator był jasny: Mieszko przyjął chrzest, bo chciał coś zyskać. Albo zmusiła go żona – czeska księżniczka Dobrawa, gorliwa katoliczka, którą on – na poły dzikus – na dodatek niepiśmienny, jeszcze zdradzał! A przecież swoje się "nacierpiał" – od roku nie mógł skonsumować związku z gorliwą Dobrawą. Musiał się ochrzcić... Toż to nieobyczajna historia Polski!
Honorować takiego człowieka? Nie godzi się? Ale... syn tego "gwałciciela" – niejaki Bolesław Chrobry, bił Niemców aż miło. Wyprawił się też na Kijów. A tam zmusił do stosunku księżniczkę ruską. Ot, chwilowa niedyspozycja.
Zupełnie poważnie. Jeśli ktoś sądzi, że z chwilą ochrzczenia się przez Mieszka wszyscy jego poddani uklękli, grubo się myli. Jeśli ktoś przykłada moralność XXI wieku to tej sprzed tysiąca lat, jest w błędzie. Gwałt to gwałt, ale system wartości się zmienia. Inaczej, dajmy na to w XVI stuleciu, nie palono by Bogu ducha winnych kobiet posądzanych o czary w majestacie prawa. Co nie oznacza, że stosy nie budziły odrazy.
Ta sytuacja była oczywiście inna. Mieszko I, jeśli nawet gwałcicielem i zabijaką był, nie wyróżniał się na tle epoki. Druga sprawa, fundamentalna, brak źródeł mówiących cokolwiek na ten temat! Niech więc pierwszy polski władca, poświadczony w źródłach, pozostanie starym dobrem Mieszkiem. Człowiekiem, który przybliżył nas do Zachodu.
Eureka! Zarzut o polityczne uwarunkowania chrztu wcale nie jest zarzutem. Tak się wtedy walczyło o przetrwanie. Właśnie z tego powodu spójrzmy przychylnym okiem na "naszego" Mieszka. Wiedział, jak rozwijać swoje władztwo. Ryzykował, ale miał na siebie pomysł. Roztropność decyzji o chrzcie zauważył nawet niechętny mu niemiecki kronikarz Thietmar.
Cóż Mieszko mógł wiedzieć o nowej religii... Tyle tylko, że na zachodzie (Cesarstwo) i południu (Czechy) modlono się już jakiś czas, czyniąc znak krzyża. On, barbarzyński władca, marzył najpierw o pokonaniu innych pogańskich wodzów. Dlatego wcześniej wyprosił u Czechów przysłanie Dobrawy. To był polsko-czeski sojusz.
Nie oszukujmy się, Mieszko nie ochrzcił się, bo dostał olśnienia. Ale – co najważniejsze – umierał jako chrześcijanin, poddany cesarza, który nie spoglądał już na Wschód li tylko myśląc o ekspansji.
To był milowy krok. Państwo gnieźnieńskie, która niebawem przeistoczy się w Polskę, włączono do zachodniego kręgu kultury. Cywilizacji chrześcijańskiej. Na tym pniu budowano organizmy państwowe, liczące się na arenie międzynarodowej. Cel był szczytny, a człowiek? Jak zawsze grzeszny.
Głos ma kronikarz Gall: „W takich pogrążony był błędach pogaństwa, że wedle zwyczaju swego ludu siedmiu żon zażywał” – pisał anonimowy mnich o Mieszku. Zerwanie z wiarą przodków musiało być długim, skomplikowanym procesem. Inaczej w 1038 roku krajem nie wstrząsnęłaby niemalże wojna domowa, znana pod nazwą reakcji pogańskiej. Całopalne pochówki były normą jeszcze długo.
Niebawem po śmierci Mieszka, w 1000 roku, do Gniezna zawita sam cesarz, a syn Bolesław przywita go jak na Polaka przystało. Wydarzenie bez precedensu. Gdyby nie chrzest, Otton III mógłby co najwyżej wysłać na wschód swoje wojska...
Niektórzy senatorowie byli ostatnio poza "tym". Zwyczajnie osądzili Mieszka, chcieli zlustrować nam księcia. Bez prawa do obrony. Powalczyli sobie z wiatrakami. Bo cała dyskusja wyjątkowo jałowa.
– Niech żyją blondynki! – wykrzyknął z ławy reprezentant PiS Czesław Ryszka, gdy przedmówca wspomniał o rzekomych gwałtach. Wyjątkowo dziwne posiedzenie. Pośród rozbawionych senatorów umknął gdzieś cały sens nadchodzącej rocznicy. To chrzest wpisał Mieszka na karty historii. Nie da się więc czcić wydarzenia, bez osoby, która go firmuje. Symbolika, nie dosłowność, drogi Senacie.
Może jednak to był kabaret. To znaczy obrady w komisji senackiej. Zapracowani, zmęczeni przedstawiciele elity chcieli po prostu na moment uciec od teraźniejszości. Aż w końcu senator Marek Borowski przywrócił ich do pionu. – Panowie, mamy ważniejsze sprawy...
Kto by się tam na poważnie przejmował przeszłością Mieszka. Który prawdziwym Polakiem, z racji swego pochodzenia, mógł wcale nie być.