W Warszawie protestowali sklepikarze zrzeszeni w Polskiej Sieci Handlowej Lewiatan. Nikt z rządu nie znalazł czasu na spotkanie z przedsiębiorcami, którzy mówią, że ich biznes wisi na włosku. Sieć zrzesza dwa tysiące małych i średnich przedsiębiorców posiadających ok. trzy tysiące sklepów.
Powodem protestu przedsiębiorców jest wprowadzenie podatku obrotowego. Kupcy martwią się, że zostaną potraktowani jak największe sieci handlowe. Według ich wyliczeń w ciągu miesiąca sieć może przestać istnieć.
Niedawno pisaliśmy o liście otwartym kupców do premier Beaty Szydło, w którym tłumaczą, że są jedynie franczyzą, którą kwalifikuje do pojęcia sieci tylko wspólne logo i marka. Każdy sklep jest natomiast indywidualnym przedsiębiorstwem, posiadającym odrębny NIP i osobno zaopatrujący się u dostawców.
Kupcy obradowali w Lublinie, wysłali też zaproszenie do wszystkich ministerstw, które były zaangażowane w konsultacje międzyresortowe. Wcześniej z transparentami protestowali pod siedzibą wojewody. Nikt z rządu jednak nie odwiedził protestujących. "To trochę świadczy o podejściu i arogancji tego rządu" - mówił Paweł Hałaszkiewicz, prowadzący mały sklep w miejscowości Kaźmierz niedaleko Poznania.
Zdaniem Lewiatana zmiany spowodują upadłość franczyzodawcy już w pierwszym miesiącu obowiązywania podatku, a w konsekwencji rozpad sieci i bankructwo większości sklepów oraz części dostawców. Zamiast dobrej zmiany, korzystnej dla osiedlowych sklepów, "zmiana" może się okazać ich gwoździem do trumny.