Zaledwie kilka tygodni trwało moralne zwycięstwo urzędników nad plagą tzw. umów śmieciowych. Ledwo udało się je ozusować i uzgodnić najniższą stawkę - 12 zł za godzinę, a prawnicy podtykają biznesowi nowy sposób na tanie zatrudnianie. Co powiecie na cywilny kontrakt ze sprzątaczką, ochroniarzem, hydraulikiem?
Do niedawna kontakty zarezerwowane były dla grubych ryb biznesu i menedżerów. Na przykład zawodowy prezes Grzegorz Ślak, pracując dla miliardera Romana Karkosika, za kierowanie jego interesami pobierał tylko 1200 zł miesięcznie pensji. Konfitury zapewniał mu kontrakt na zarządzanie na ok. milion złotych rocznie. W ten sposób oszczędzał na ZUSie i podatku. Z kolei menedżerowie wielkich, kontrolowanych przez Skarb Państwa firm brali ok. 14 tys. zł pensji miesięcznie oraz dodatkowo milion albo i lepiej w ramach kontraktu za zarządzanie. W ten sposób obchodzono zapisy o ograniczeniu wynagrodzeń w państwowych firmach.
Menedżer na miotle
Teraz jednak nadchodzi era kontraktów w najmniej opłacanych stanowiskach. Będą kontrakty na sprzątanie, na pisanie na komputerze oraz odbieranie telefonów, a także podawanie dań do stolika w restauracji czy na naprawę cieknących kolanek w łazience. W ten sposób część pracodawców będzie chciała obejść przepisy, które miały skłonić ich do zatrudniania na etat albo zapłacenia minimalnej stawki 12 złotych za godzinę.
– Wzrost kosztów po stronie zleceniodawców może skłaniać do poszukiwania mniej obciążających rozwiązań, na przykład konstruowania nowych typów umów kontraktów – mówi dr Grażyna Spytek-Bandurska, ekspertka Konfederacji Lewiatan i przytacza zapis wciąż istniejącego artykułu art. 353 Kodeksu cywilnego. Pozwala on podmiotom na dowolne kształtowanie stosunku prawnego pod warunkiem, że jego cel i treść nie sprzeciwiają się zasadom współżycia społecznego.
Przekładając z języka prawników na ludzki. W programie pt. "Kryptonim szef" poznaliśmy wzruszającą historię kelnera z sieci restauracji Sfinks, który pracował za 2,50 zł na godzinę. To niezgodne z nowymi przepisami. Ale jeśli ten sam bohater podpisze teraz kontrakt na donoszenie talerzy z jedzeniem do stolika to będzie już ok. Gwarantuje to zasada swobody kontraktowania wyrażona w zapisach kodeksu cywilnego. Drugi przykład: największa w Polsce firma sprzątająca każe sprzątaczkom rejestrować działalność gospodarczą i płaci im 8 zł za godzinę sprzątania. Więcej nie może, bo sami klienci płacą zaledwie 10 zł na godzinę. To niezgodne z przepisami. Ale jeśli dwie strony dobrowolnie podpiszą osobny kontrakt na sprzątanie to już co innego. Przykłady można mnożyć: plantacja szuka zbieraczy truskawek za mniej niż 12 zł za godzinę. Będą kontraktować zbiory z całego pola u niezależnych podmiotów. To zrozumiałe. Minimalna stawka godzinowa pochłonęłaby większość zysku ze sprzedaży kilograma owoców.
– Prawnicy szukają już rozwiązań jak nazwać nowe umowy. Nie mogą one mieć charakteru zlecenia, gdyż wówczas doczepiłaby się Państwowa Inspekcja Pracy. Powstaną prawdopodobnie umowy mieszane, w których będziemy unikać cech zlecenia. Jestem pewna, że mając wybór; bezrobocie albo 10 złotych na godzinę wiele osób z pełną świadomością wybierze to drugie – zapowiada przedstawicielka agencji pracy tymczasowej. Jej klienci to supermarkety poszukujące osób do inwentaryzacji, firmy rolnicze poszukujące pracowników sezonowych. Nikt nie płaci i nie chce płacić im 12 zł na godzinę.
Operacja ZUS
Teraz trwają testy jak jeszcze bardziej uatrakcyjnić kontrakty. Najlepiej byłoby, gdyby dało się obejść składki ZUS. Jak twierdzą prawnicy sprzątaczka na jednym kontrakcie musiałaby płacić ZUS, ale jeśli podpisze kilka kontraktów płaciłaby składki tylko od jednej umowy, a nie od wartości wszystkich kontraktów. To duży plus. Również prawo do 26 urlopu daje się swobodnie opisać kontraktem. Jeśli ktoś zarabia np. sto złotych dziennie to do sumy rocznego wynagrodzenia z tytułu kontraktu dolicza 2600 złotych. Kiedy tylko chce korzysta z wolnego, bez konsekwencji finansowych.
– Zaostrzanie przepisów doprowadzi do zwiększenia szarej strefy. Są firmy, dla których cena pracy np. zbierania jabłek nie będzie warta 12 zł za godzinę, a są bezrobotni, którzy podejmą się takiego zajęcia za niższą niż proponowana minimalna stawka. Po co ich na siłę uszczęśliwiać? - Kazimierz Sedlak, szef firmy monitorującej rynek pracy i portalu Wynagrodzenia.pl. Jego zdaniem propozycja wprowadzenia stawki godzinowej może spowodować, że na części lokalnych rynków pracy ubędzie wiele miejsc pracy. W małych miejscowościach, oddalonych od centrów rozwoju, już teraz trudno jest znaleźć legalne zatrudnienie. Ze względu na niższe koszty utrzymania pracownicy wykonują tam zlecenia za wynagrodzeniem wynoszącym w przeliczeniu nieco mniej niż proponowana stawka 12 zł za każdą godzinę pracy. Podobnie może być w przypadku osób, które świadczą drobne usługi, dorabiając sobie tylko do pensji, renty lub emerytury. W związku z tym, wprowadzanie dodatkowych ograniczeń może wymusić przejście do szarej strefy, a celem zmian miała być poprawa, a nie pogorszenie sytuacji na rynku pracy.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl
Reklama.
Udostępnij: 993
dr Grażyna Spytek-Bandurska, ekspertka Konfederacji Lewiatan
Jeżeli dwie strony współpracują ze sobą na zasadzie równorzędności, to nie powinno się im narzucać warunków współpracy. Kiedy jedna strona zamawia wykonanie jakiejkolwiek pracy (np. naprawa sprzętu, sprzątanie biura), to ustala z drugą stroną cenę za wykonanie tej pracy w całości, a następnie sprawdza jej jakość w ramach czynności starannego działania, a nie kontroluje czasu poświęconego na jej wykonanie.