
W dobrym tonie jest stanąć w czyjejś obronie. Jesteśmy wtedy tacy aktywni, zaangażowani, coś nas interesuje i przejmuje. Nie jesteśmy jakąś tam masą, czy też ludem, który wszystko kupi. Ale zamiast spożytkować swoją energię angażując się w ulepszanie świata, spalamy się na jałowej obronie pseudo-kultowych pomników. "Obrona" takich budynków jak "Emilka" to już nawet nie moda na PRL, tylko zwykłe oderwanie od rzeczywistości.
Jestem mieszkańcem Grochowa i jestem za zburzeniem tej rudery która tylko straszy. A na tyłach kręci się tyle lumpów że szkoda gadać. Najwyższy czas coś z tym zrobić. Miasto musi się rozwijać i zmieniać na lepsze, a nie stać w miejscu i niszczeć. A menelstwo wywieźć w cholerę. Czytaj więcej
Najnowsza batalia aktywistów dotyczy dawnego Domu Meblowego Emilia. Powstał oczywiście specjalny profil na Facebooku – "Nie chcemy stracić Emilki!" – NIE dla planów zburzenia pawilonu Emilia. Tyle, że nikt nie traci Emilki, bo powojenny pawilon nie należał do uczestników akcji. – My, jako Polacy uwielbiamy dysponować czyjąś własnością – mówi naTemat Marek Kuryłowicz prezes Zarządu, Kuryłowicz & Associates.
"Emilka" znajduje się w centrum miasta. Jest to niziutki budynek wpasowany między dwie wysokie wieże i patrząc na plany zabudowy, byłby niedługo tymi wieżami otoczony. Centra miast zaczynają piąć się w górę. W Warszawie taką decyzję podjęto i ścisłe centrum jest miejscem, w którym można takie budynki budować. To, co robi inwestor jest zgodne z zamierzeniem i długofalową strategia rozwoju miasta.
Obrońcy "kultowych budynków" piszą często, że nie można niszczyć symboli minionej epoki. Warto jednak przypomnieć sobie, dlaczego owa epoka minęła. Jej istnienie było oparte na idei, równie odległej od realiów, co niski budynek o dużej i atrakcyjnej powierzchni w centrum miasta.
Napisz do autora: krzysztof.majak@natemat.pl
