
Jak przekonuje Wojciech Smarzowski, jego obraz o Wołyniu będzie epicki. Pytanie tylko, czy uda się go zobaczyć. Wstrzymano produkcję, bo skończyły się pieniądze. Reżyser liczy na pomoc sponsorów, choć wie, że łatwo nie będzie. Historia ludobójstwa nie wszystkim jest w smak.
REKLAMA
Film "Wołyń" ma wejść do kin jesienią tego roku. Czy plan się ziści? Tak, ale pod jednym, kluczowym warunkiem. Na dodatkowe, istotne sceny trzeba wyłożyć 2,5 mln złotych. – Temat naszego filmu odstrasza – mówi reżyser obrazu. – Spółki, firmy, banki, które zazwyczaj wspierają budżety na hasło ludobójstwo, rzeź, Ukraina, banderowcy od razu się wycofują. Temat tego filmu parzy i dlatego pieniędzy szukamy wszędzie, poza Rosją (…) Proszę o wsparcie – apeluje.
Dla Smarzowskiego obecność "Wołynia" na ekranach ma spore znaczenie. W trakcie konferencji prasowej na 40. Festiwalu Filmowym w Gdyni - zaznaczał, że "połowa Polaków nie wie, co się wydarzyło na Kresach". A jego słowa popierają wyniki badań. – Wierzę, że jest grupa ludzi, która czeka na ten film. Są kresowiacy, którzy mają swoje lata, odchodzą od nas. Oni jeszcze pamiętają ten okres. Są rodziny. Im się też to należy. To jest nasz filmowy obowiązek – dodawał twórca.
Celem reżysera, jak tłumaczy, jest sprowokowanie do dyskusji, i to mimo obaw przed negatywnymi opiniami. A tych już jest sporo - od chwili rozpoczęcia zdjęć, oburzenie wyrażali m.in. Ukraińcy, o czym pisaliśmy.
źródło: newsweek.pl
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl
