
Bez opinii grafologów, bez potwierdzenia autentyczności, bez dania Lechowi Wałęsie możliwości wcześniejszego zapoznania się z nimi, ujawniono dokumenty znalezione w domu gen. Czesława Kiszczaka. Tymczasem były PRL-owski minister obrony prosił, by ujawniono je dopiero pięć lat po śmierci Lecha Wałęsy.
REKLAMA
"Proszę Pana by uczyniono to nie wcześniej jak w 5 lat po śmierci Lecha Wałęsy" – pisze generał Czesław Kiszczak w sporządzonym w 1996 roku liście do szefa Archiwum Akt Nowych. Były PRL-owski dygnitarz informuje w nim, że załącza dokumentację pokazujące przebieg współpracy Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa.
Kiszczak tłumaczy, że uchronił je przed zniszczeniem po 1989 roku, a także przez wykorzystywaniem tych informacji do gry politycznej przez "zarówno ludzi lewicy, jak i prawicy". Tymczasem prezes IPN Łukasz Kamiński urządził wręcz wyścigi w publikowaniu dokumentów. W tej sprawie zachował się bardziej jak polityk niż historyk.
Kiedy wybuchła burza, wdowa po generale Kiszczaku Maria Kiszczak przepraszała Wałęsę za całe zamieszanie, które wywołała. W niedzielę w "Uwadze" TVN mówiła, że wykonywała tylko polecenia męża, ale zrobiła to za wcześnie. Teraz mamy potwierdzenie tych słów na piśmie.
Najważniejsze informacje o aktach gen. Kiszczaka znajdziecie tutaj.
Napisz do autora: kamil.sikora@natemat.pl
