
Praca w chińskich fabrykach to pot, łzy, nadgodziny i marna pensja. Teraz ma to się nieco zmienić: po fali samobójstw amerykański gigant Apple wymógł na swoim azjatyckim podwykonawcy Foxconnie podwyżki dla robotników.
REKLAMA
Zarobki pracowników fabryk Foxconna mają wzrosnąć od przyszłego miesiąc o 25 proc. (do 1800-2500 juanów, maks. 1245 zł). Tajwańska firma, która w swoich fabrykach w Chinach zatrudnia około 1,2 mln ludzi, ma zmniejszyć też ilość narzucanych nadgodzin.
Ujawniony niedawno przez Apple raport na temat warunków pracy w fabrykach, produkujących m.in. iPody, mógł zmrozić krew w żyłach. W większości z nich robotnicy harowali po sześć lub siedem dni w tygodniu, zdecydowanie przekraczając dozwolony 60-godzinny limit. Nie robili tego bynajmniej z własnej woli – tylko nielicznym płacono za dodatkowy wysiłek.
Ujawniony niedawno przez Apple raport na temat warunków pracy w fabrykach, produkujących m.in. iPody, mógł zmrozić krew w żyłach. W większości z nich robotnicy harowali po sześć lub siedem dni w tygodniu, zdecydowanie przekraczając dozwolony 60-godzinny limit. Nie robili tego bynajmniej z własnej woli – tylko nielicznym płacono za dodatkowy wysiłek.
Bo pracownicy skakali z okien
Kontrola była reakcją na falę samobójstw, do których doszło w zeszłym roku w fabrykach podwykonawcy Apple. Władze Foxconna próbowały przemilczeć tragedię. Wymyśliły nawet, że będą zakładać siatki pod oknami, z których skaczą zdesperowani pracownicy. Kiedy jednak na początku stycznia 300 robotników weszło na dach montowni w Wuhan, sprawy nie dało się już dłużej ukrywać.
Sytuacja Apple, które jest głównym kontrahentem Foxconna (inni to Microsoft, Dell, H-P), przypominała nieco tę, w której znalazła się kiedyś firma Nike. W latach 90. ujawniono, że szyjący jej buty i ubrania Chińczycy pracują niczym niewolnicy. Był to potężny cios w PR odzieżowego potentata. Aby odbudować wizerunek, kompania pomogła założyć organizację Free Labour Association (FLA), która monitoruje przestrzeganie praw pracownicze na świecie. Apple dołączyła do grupy jako pierwsza spółka ze świata elektroniki.
Kontrola była reakcją na falę samobójstw, do których doszło w zeszłym roku w fabrykach podwykonawcy Apple. Władze Foxconna próbowały przemilczeć tragedię. Wymyśliły nawet, że będą zakładać siatki pod oknami, z których skaczą zdesperowani pracownicy. Kiedy jednak na początku stycznia 300 robotników weszło na dach montowni w Wuhan, sprawy nie dało się już dłużej ukrywać.
Sytuacja Apple, które jest głównym kontrahentem Foxconna (inni to Microsoft, Dell, H-P), przypominała nieco tę, w której znalazła się kiedyś firma Nike. W latach 90. ujawniono, że szyjący jej buty i ubrania Chińczycy pracują niczym niewolnicy. Był to potężny cios w PR odzieżowego potentata. Aby odbudować wizerunek, kompania pomogła założyć organizację Free Labour Association (FLA), która monitoruje przestrzeganie praw pracownicze na świecie. Apple dołączyła do grupy jako pierwsza spółka ze świata elektroniki.
Konsumenci chcą tanio
Foxconn twierdzi, że podwyższenia wynagrodzenia jest rekompensatą za tysiące nadgodzin, jakie wyrobili jego pracownicy. Doradca jednego z dyrektorów firmy, Louis Woo, przyznał w telewizji ABC, że „gdyby nie te samobójstwa i uwaga zachodnich mediów, nigdy prawdopodobnie do tego by nie doszło”.
Ale rewolucji nie powinniśmy raczej oczekiwać.
- Tak ma działać kapitalizm: kraj się rozwija, pensje rosną i wszystkim jest lepiej – powiedział "Guardianowi" David Autor, ekonomista z Massachusetts Institute of Technology. - Aby jednak zmiany w Chinach były stałe, konsumenci muszą być gotowi ponieść ich ciężar. Kiedy ludzie czytają, jak źle jest w chińskich fabrykach, to na moment są wściekli. Ale potem wchodzą na Amazon i za wszelką cenę chcą płacić jak najmniej – dodaje sceptycznie.
Foxconn twierdzi, że podwyższenia wynagrodzenia jest rekompensatą za tysiące nadgodzin, jakie wyrobili jego pracownicy. Doradca jednego z dyrektorów firmy, Louis Woo, przyznał w telewizji ABC, że „gdyby nie te samobójstwa i uwaga zachodnich mediów, nigdy prawdopodobnie do tego by nie doszło”.
Ale rewolucji nie powinniśmy raczej oczekiwać.
- Tak ma działać kapitalizm: kraj się rozwija, pensje rosną i wszystkim jest lepiej – powiedział "Guardianowi" David Autor, ekonomista z Massachusetts Institute of Technology. - Aby jednak zmiany w Chinach były stałe, konsumenci muszą być gotowi ponieść ich ciężar. Kiedy ludzie czytają, jak źle jest w chińskich fabrykach, to na moment są wściekli. Ale potem wchodzą na Amazon i za wszelką cenę chcą płacić jak najmniej – dodaje sceptycznie.