
Reklama.
Śmietanka
Castingi do tej edycji miały być rygorystyczne. Wybrano ponoć najlepszych kandydatów do walki o 100 tysięcy złotych i pracę w Atelier Amaro - czyli w restauracji prowadzącego program szefa Wojciecha Modesta Amaro. Na początku twórcy dają uczestnikom poczucie, że są wyjątkowi. Jadą limuzyną do teatru, gdzie czekają na nich stylistki, a szczęśliwa 14 stresuje się, że za chwilę wystąpią, jak stwierdziła jedna z uczestniczek, przed tysiącem lub dwoma tysiącami osób.
Castingi do tej edycji miały być rygorystyczne. Wybrano ponoć najlepszych kandydatów do walki o 100 tysięcy złotych i pracę w Atelier Amaro - czyli w restauracji prowadzącego program szefa Wojciecha Modesta Amaro. Na początku twórcy dają uczestnikom poczucie, że są wyjątkowi. Jadą limuzyną do teatru, gdzie czekają na nich stylistki, a szczęśliwa 14 stresuje się, że za chwilę wystąpią, jak stwierdziła jedna z uczestniczek, przed tysiącem lub dwoma tysiącami osób.
Jednak Wojciech Amaro szybko sprowadził ich na ziemię. Okazało się, że na widowni nie siedzi nikt, oprócz szefa, który zapytał – Naprawdę myśleliście, że jesteście już gwiazdami? Że zasłużyliście na owacje?
Gwiazdą w programie jest z pewnością Ania "Mała", którą fani programów reality show znają z „Warsaw Shore”, gdzie mówi: „Jestem mała, ale jak ci przywalę, to się zdziwisz”. W produkcji MTV dużo pije, przeklina i faktycznie rwie się do bitki bardzo często, uprawia seks przed kamerami (przykryta kołdrą). – Chcę przełamać stereotyp mojej osoby – mówi w „Hell’s Kitchen”, by po kilku minutach powiedzieć – Ja jestem dobra w otwieraniu wina, tak naprawdę pół życia to robię.
Potem, konsekwentnie trzymając się stereotypu wyraża nadzieję, że „nie da dupy”. Paraduje po kuchni w szpilkach i w za krótkiej sukience, która się jej notorycznie podwija i widać jej pośladki. Kiedy drużyna kobiet za karę po przegranym zadaniu miała ugotować sobie kolację z wołowych ozorów, Ania stwierdziła, że podroby przypominają damską pochwę.
Galeria osobowości
W programie prawie wszyscy uczestnicy czymś się wyróżniają. Mamy modelkę, która zabrała ze sobą bardzo dużo kosmetyków do makijażu. – Moja uroda jest taka ładna, że nie muszę jej poprawiać, ten kuferek jest tylko just in case – mówi Dagmara. Jest też lesbijka, która przyznaje, że jest z tego tytułu dumna i daje po sobie poznać, że podobają jej się koleżanki z programu. Jednocześnie jest dla nich bezlitosna - komentuje je w chamski sposób. O o "Małej", że ma ruszać „tymi szarymi komóreczkami”. Obrażała też inne koleżanki.
W programie prawie wszyscy uczestnicy czymś się wyróżniają. Mamy modelkę, która zabrała ze sobą bardzo dużo kosmetyków do makijażu. – Moja uroda jest taka ładna, że nie muszę jej poprawiać, ten kuferek jest tylko just in case – mówi Dagmara. Jest też lesbijka, która przyznaje, że jest z tego tytułu dumna i daje po sobie poznać, że podobają jej się koleżanki z programu. Jednocześnie jest dla nich bezlitosna - komentuje je w chamski sposób. O o "Małej", że ma ruszać „tymi szarymi komóreczkami”. Obrażała też inne koleżanki.
Jest też pani, która pracuje w zakładzie segregacji śmieci - co jeden z uczestników podsumowuje w typowy dla tego programu sposób. "Laska z wysypiska, która gotuje, będzie ostro!" Jest też chłopak, który pozwala na to, by nazywano go Kenem i dumnie patrzy z góry na innych. Do tego kilku spiętych, bardzo zestresowanych panów i „typ sportowy”, który daje po sobie poznać, że nie da sobie w kaszę dmuchać.
Uczestnicy przedstawiają się, a raczej reklamują w sposób podobny do tego, jak imprezowicze z "Warsaw Shore". – Jestem młoda i energiczna, musicie na mnie uważać – twierdzi uczennica technikum gastronomicznego. – Moje życie to wielka przygoda – mówi jeden z mężczyzn. W trakcie programu uczestnicy z udawanymi emocjami komentują to, co działo się w odcinku. Widzimy ich krzywe miny, wypowiadają teksty typu: „ty żartujesz, czy to na poważnie?” - kiedy czyjeś zachowanie jest zadziwiające albo „to jest zupełna masakra”. Płaczą do kamery, denerwują się, obgadują i przeklinają.
Ach ten Wojciech
W tym, że Modest Amaro jest nieprzyjemny i chamski nie nie ma niczego złego, bo to w przypadku tego programu nie jest nowością. Na tym polega jego praca, ma motywować do jeszcze większego wysiłku i weryfikować, czy ktoś jest słaby psychicznie i w związku z tym nie nadaje się do pracy w kuchni. Na przykład po spróbowaniu dania Zbigniewa, który pracuje w kuchni w zakładzie karnym, mówi, że zapłaci wszystkie mandaty i będzie się starał postępować tak, żeby nigdy nie trafić do aresztu, w którym serwowane są jego dania. Po takich tekstach można się podłamać, szczególnie, gdy po tym odpada się z programu, ale uczestnicy wiedzą na co się piszą.
W tym, że Modest Amaro jest nieprzyjemny i chamski nie nie ma niczego złego, bo to w przypadku tego programu nie jest nowością. Na tym polega jego praca, ma motywować do jeszcze większego wysiłku i weryfikować, czy ktoś jest słaby psychicznie i w związku z tym nie nadaje się do pracy w kuchni. Na przykład po spróbowaniu dania Zbigniewa, który pracuje w kuchni w zakładzie karnym, mówi, że zapłaci wszystkie mandaty i będzie się starał postępować tak, żeby nigdy nie trafić do aresztu, w którym serwowane są jego dania. Po takich tekstach można się podłamać, szczególnie, gdy po tym odpada się z programu, ale uczestnicy wiedzą na co się piszą.
Ta kreacja szefa powoduje jednak to, że w „Piekielnej kuchni” uczestnicy są zestresowani i wyżywają się na sobie. Obrażają się wzajemnie, płaczą (sowicie), tworzą się fronty i pseudo przyjaźnie. Ale wszystko tu jest sztuczne, łącznie z wyuczonymi na pamięć komentarzami szefa Amaro.
Ten program ma być niegrzeczny, ale też trochę merytoryczny. W założeniu może przyjść do niego każdy. Piąta edycja pełna jest amatorów, jest tylko kilkoro "profesjonalistów". Jeden pan pracuje w pierogarni, drugi ma swój burger bar, inny pracuje w restauracji rodziców. Trudno oprzeć się wrażeniu, że uczestnicy zostali dobrani tak, aby było jak najbardziej ekscytująco. Już po pierwszym odcinku widać, że będzie dużo kłótni, płaczu i kombinowania. Wszak od gotowania ciekawsze jest to, że "Małej" widać pośladki.
Napisz do autorki: barbara.kaczmarczyk@natemat.pl