To nie chciwi pracodawcy i cwani biznesmeni budują rynek pracy na śmieciowych umowach, ale klienci, w tym także instytucje państwowe. Chcą tylko najtańszych usług i same tworzą warunki do wyzysku pracowników - przekonuje Impel Cleaning, zatrudniający największą w Polsce armię sprzątaczek.
Szanowni urzędnicy, są wyższe pensje minimalne, "ozusowaliście" składkami umowy zlecenia, a to oznacza większe koszty dla pracodawców. Dobrze. Dajemy naszym sprzątaczkom podwyżki i opłacamy składki ZUS. Jednak w takim razie płaćcie więcej za usługi sprzątania – takich argumentów użyła firma Impel Cleaning w rozmowach z łódzkim ZUS-em. Chodziło o kontrakt na sprzątnie biura instytucji z definicji dbającej o dobro i ubezpieczenia pracowników.
ZUS miał odpowiedzieć, że nie zapłaci wyższych stawek. Niczym rasowy kapitalista chciał tanich usług, czyli skazywał sprzątaczki na wyzysk. Nie interesował go los pracowników wykonujących usługę sprzątania. Chodziło raptem o 500 złotych podwyżki za cztery osoby. Trójce z nich (pracownicy etatowi) należała się podwyżka pensji do poziomu nowej płacy minimalnej. Jeden z pracowników pracował na umowie zlecenie – od nowego roku objętej składami ZUS.
Zgodnie z przepisami Impel podniósł im świadczenia. Aby nie tracić, zgodnie z umową, poprosił ZUS o renegocjację kontraktu. Gdy spotkał się z odmową, wiceprezes Impela nie wytrzymała:
Podsumowując, to nie chciwi pracodawcy i biznesmeni budują rynek pracy oparty na śmieciowych umowach, ale klienci, w tym także instytucje państwowe. Chcą korzystać z jak najtańszej pracy i usług – przekonuje Impel Cleaning.
ZUS nie chciał płacić kosztów ZUS-u
Już chciałem dać popalić ZUS-owi, wysłałem trzy pytania do rzecznika, w tym "dlaczego ZUS nie chce zapłacić za ozusowanie umów?". Po godzinie przyszedł jednak mail z odpowiedzią: "problem nie występuje".
– Trzy firmy wystąpiły do oddziału ze stosownymi wnioskami o zwaloryzowanie umowy. Żadnej z nich oddział nie odmówił renegocjacji umowy w tym zakresie. Aktualnie z każdą z firm prowadzone są negocjacje dotyczące warunków i wysokości kwot – odpowiada Wojciech Andrusiewicz, rzecznik prasowy ZUS. W tym samym czasie do Impela przyszła faksem zgoda ZUS na podwyższenie stawek kontraktu.
Sprawa pokazuje, jak ZUS sam doświadczył polityki, którą prowadzi. Chciałby więcej składek emerytalnych w systemie i dopiero co podwyższono je samozatrudnionym przedsiębiorcom. Od stycznia oskładkowano umowy zlecenia. To wszystko działania mające rozwiązać "typowo polski" problem zatrudniania na umowy zlecenia i dzieło" kogoś, kto powinien pracować na etacie. Szacuje się, że na "śmieciówkach" pracuje 1,5-2 mln osób.
Przekleństwo niskiej ceny
Już ponad 10 lat temu Grzegorz Dzik, założyciel, prezes i największy akcjonariusz firmy Impel. został okrzyknięty "wyzyskiwaczem", dla którego " ludzka praca jest nic nie warta". Sam przedsiębiorca przedstawiał sprawy inaczej. Jego firma gotowa jest ponieść zarówno koszty wyższych składek ZUS, a nawet zatrudnienia na etat i płacy minimalnej 12 zł za godzinę pracy, o ile znajdą się klienci gotowi uwzględnić te koszty w końcowej kalkulacji. Prym w żądaniach ciągłego obniżenia cen wiodą instytucje państwowe. To one organizując przetargi wstawiają do kryteriów jedynie cenę. Zachowania kryteriów społecznych (praca na etacie, gwarantowana płaca minimalna itd.) chciało jedynie 6 proc. zamawiających usługi.
Trudno się dziwić, że w przetargach wygrywały firmy coraz drapieżniej wyzyskujące pracowników. Doszło do absurdów, w których sprzątaczka zakładała działalność gospodarczą z własnymi narzędziami pracy: ubraniem roboczym, butami, parą rękawiczek, mopem, szczotką, szufelką i płynem CIF.
W ubiegłym roku Impel zatrudniający, a niekiedy "współpracujący" z kilkunastotysięczną armią sprzątaczek, ochroniarzy konwojentów i pracowników pralni, zanotował ponad 1,5 mld przychodu (dane za trzy kwartały). W wynikach firmy widać jednak, że zysk na tych usługach wynosi średnio 5,7 proc.. – Niestety, przykład oddziału ZUS z Łodzi jest odosobniony. W sektorze zamówień publicznych jest wiele podmiotów, które nie chcą współuczestniczyć w naprawie sytuacji na rynku pracy. Aż 15 proc. zamawiających nie chciało renegocjować kontraktów w związku z ozusowaniem umów zleceń od 1 stycznia 2016 – informuje Impel.
Lista państwowych wyzyskiwaczy Na "liście wstydu" opracowanej przez branżę outsourcingową znajdują się instytucje publiczne, które do nowych stawek i zasad podeszły z przymrużeniem oka. Tam pracownikom płacono poniżej stawki minimalnej, która od 1 stycznia 2016 roku wynosi 14 zł bez VAT.
M.in. Sąd Rejonowy w Legnicy, gdzie pracownik ochrony zarabiał 5,79 zł za godzinę pracy, Podkarpackie Centrum Chorób Płuc w Rzeszowie, gdzie podobną pracę wyceniono na 4,95 zł, Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego w Toruniu – tam stawka wynosiła 5,51 zł za godzinę, czy Administracja Zasobów Komunalnych Łódź-Górna, gdzie za 60 minut płacono 5, 91 zł. Ale takie wyceny można też spotkać w większych i bardziej szacownych instytucjach, np. w Narodowym Instytucie Audiowizualnym. Okazuje się, że gdyby takich jak ZUS było więcej problem, problem "śmieciówek" przestałby występować.
Jak to możliwe, że instytucja publiczna, która powołana jest do świadczenia usług socjalnych, nie chce ponieść kosztów związanych z objęciem umów zleceń oskładkowaniem na ubezpieczenie społeczne? Kto ma stanowić wzór dla rynku, skoro nawet najważniejsze organy państwa nie respektują ustawowych obowiązków? Po co uchwalane jest prawo, jeżeli instytucje publiczne go nie respektują? Zamawiający musi zdawać sobie sprawę, że takimi działaniami uderza przede wszystkim w pracowników wykonujących zamówienie i ich bezpieczeństwo na rynku pracy.