Jedni go kochają, inni nienawidzą. Są ludzie, którzy specjalnie dla jego felietonu sięgają w piątek po "Polskę The Times". Ale są i tacy, którzy mówią: - On robi wszystko, by błyszczeć. Paweł Zarzeczny, dziennikarz. Spotkaliśmy się z nim w pubie. W pierwszej części wywiadu, opublikowanej wczoraj, rozmawialiśmy z nim o życiu i dziennikarstwie. Teraz mówi nam o kibicowaniu, kobietach, Euro 2012. A także o tym, co cechuje polskie społeczeństwo.
- Pytamy o to bo zaraz po meczu jeden z nas nazwał w tytule tekstu Bayern „największymi frajerami piłkarskiej Europy”. I się zaczęło w komentarzach. Ludzie pisali, że młody człowiek a już wulgaryzuje język. Pan by to puścił w gazecie?
- Pewnie, że tak. A jaki to problem? Frajer... Nawet uważałbym, że to trochę za delikatnie. Natomiast wydaje mi się, że frajerami jest zarówno jedna, jak i druga drużyna. Bo one opierają swój sukces na kupowaniu piłkarzy. Widzi ktoś teraz w Warszawie, żeby ktoś chodził w szaliku Bayernu? W szalikach Legii chodzą tysiące. A Bayern? Niech sobie kupią jeszcze ośmiu, proszę bardzo. Za 30, 40 milionów euro. Albo Chelsea, no widziałeś, tu jakiegoś gościa w takim niebieskim szaliku?
- Ale przecież jest takie coś, że wielkie zagraniczne kluby mają w Polsce coraz więcej kibiców.
- Ja wam powiem taką rzecz, choć pewnie wam to wytną. Egzemplarzy mojej książki sprzedało się 5 tysięcy, a egzemplarzy książki Kingi Rusin – 100 tysięcy. A mówiąc szczerze nawet tego nie można porównywać, bo to jest po prostu rozpacz. Ludzie biorą popłuczyny. To tak jakby zamiast zamówić lobstera, mówić sobie „nie stać mnie”. Kisiel kupić, bo złotówkę kosztuje. To też słodkie. I można się najeść.
- Czyli woli pan autentycznych kibiców Cracovii niż całe rzesze dopingujące Barcelonę lub Real?
- Cracovia to świetny przykład. Gra beznadziejnie rok w rok a jednak te kilka tysięcy osób się z nią utożsamiają. Ja wolę to niż tłumy kibicujące Barcelonie. A potem taki człowiek ogląda mecz, widzi akcję Messiego i myśli tylko o tym, jak ziewnąć. On tym nie żyje, serce nie bije mu szybciej czy wolniej. Dobra, wygraliśmy 5:0. A z kim? A z Realem. Za chwilę przegraliśmy 1:4? A z kim? A no, z tamtymi. Aha. Po prostu kibicowanie ma dwa różne wymiary. Jest kibicowanie prawdziwe i autentyczne. A drugie to takie tylko na zasadzie doklejenia się do popkultury. To tak jak z muzyką. Zobaczcie jak inaczej ona brzmi puszczona w radiu, a jak inaczej, gdy jakiś chłopak gra na gitarze przy ognisku. Te same dźwięki, ta sama piosenka, ale zupełnie inny wymiar. Ja wole te przy ognisku, nad jeziorem i myślę, że każda dupa w Polsce je woli.
Paweł Zarzeczny mówi o kibicach
na antenie TVN24:
- Właśnie, kobiety. Ma pan jakiś sposób na ich podrywanie?
- A może się zastanowicie jak kobiety podrywają mnie? To zawsze działa w dwie strony. Sądzicie że kobiety nie podrywają? Jeśli tak, jesteście w błędzie.
- Dobrze, zatem odwracamy pytanie.
- Są kobiety mądre i głupie, tak? To działa w ten sposób - głupie kobiety mnie nie podrywają, bo myślą sobie "głupek, grubas, ciągle pije piwo". A mądra kobieta zadaje sobie inne pytanie. "Skąd on ma na to piwo?".
- Wolałby pan iść na wielki mecz czy spędzić noc z piękną kobietą?
- Piękną?
- Dobrze, wartościową.
- Najczęściej zdarza się, że kobieta nie jest ani piękna, ani wartościowa. Ale pewnie, że dla kobiety, która byłaby wspaniała, która by mnie oczarowała, poświęciłbym każdy mecz. To przecież tylko gra przygłupich chłopców w krótkich majtkach. Dla przygłupich widzów w trochę dłuższych majtkach.
- Mówi pan tak, jakby tych wartościowych kobiet nie spotykało się często.
- Bo je się spotyka raz w życiu. No - może dwa. Chciałbym spotkać taką kobietę, wtedy nie byłoby mi żal żadnego meczu. Poza tym jakby była naprawdę wartościowa to, by mi mecz nagrała i byśmy sobie razem później go obejrzeli (śmiech).
- Spotkał pan kiedyś taką?
- A wiecie, że tak? Spotkałem. Zaprosiła mnie byśmy razem oglądali Euro, do tego śniadanie, obiad, kolacja. Zdarzają się takie kobiety, chodzą po świecie, serio. Ale wy ich nie znacie, bo one polują na fajnych facetów.
- Fajnych, czyli jakich?
- Nie fajnych dlatego, że mają ładne jeansy, bo jeansy to można sobie kupić za trzysta złotych. One szukają takich, z którymi by się nie nudziły zaraz po... jak to ładnie nazwać... no, niech będzie, że "zaraz po". Kobiety są generalnie wspaniałe. Oczywiście, nieszczęście z nimi polega na tym, że one są fantastyczne na początku. Jest wszystko super, ale człowiek od razu się zastanawia, gdzie w tym wszystkim jest jakaś pułapka. Z jednej strony ta euforia, radość, z drugiej nawracająca myśl: „przecież to jest niemożliwe, o co w tym wszystkim chodzi?”. Ja mam tak często. Ale mam też wspaniałe dzieci, to one są najważniejsze. Kobiety są dodatkiem, a nie solą życia.
- A ma pan jakiś ideał kobiety?
- O kurczę, co za pytanie. Weź Chris podpowiedz. (Chris Reiko: to wywiad z tobą) (Zarzeczny dość długo się zastanawia) Dobrze, mam. Myślę, że taką kobietą jest Grażyna Torbicka. Nie to, że myślę o niej zasypiając, czy coś. Ale ma niesamowitą klasę. Nawet miałem z jej ojcem pisać książkę o całej rodzinie. O nim i o Krysi Losce, która jak byłem małym chłopcem była seksbombą, taka polską Ursulą Andress, czy Brigitte Bardot. Ale nie wyszło. Wiecie, gość miał za krótki portfel.
- Spotkał się pan kiedyś z Torbicką?
- Tylko raz. To naprawdę kobieta z wielką klasą, wspaniała. Taka jakby wyjęta z innej epoki.
- Jest oprócz niej ktoś jeszcze?
- Pomyślmy. (Zarzeczny się zastanawia) Ze świata muzyki nikt, ze sportu na pewno nie, z nauki tym bardziej.
- Może z filmu?
- Wiesz, każdy ma jakieś fascynacje w dzieciństwie, a potem te aktorki się starzeją. Co z tego, że chciałeś bzyknąć Grażynę Szapołowską, jak ona za chwilę wygląda jak twoja babcia.
- A kim się Pan fascynował w dzieciństwie?
- Opowiem wam ciekawą historię. Byłem kiedyś na promocji jakichś perfum i były tam trzy kobiety, które były obiektem moich młodzieńczych westchnień. Pola Raksa, Małgorzata Braunek z "Potopu" i Grażyna Szapołowska. To było 10-15 lat temu. Patrzę, a to są starsze panie w koszulach flanelowych. Z żadną z nich bym się już nie chciał umówić. Pomyślałem sobie wtedy, jak szybko ten czas leci i jak bardzo takie kobiety są poszkodowane. Jakie to wszystko ulotne - przed chwilą człowiek dałby się zamordować dla niej, szedłby do niej pieszo 300 kilometrów, a teraz... No wiecie.
- Pana kobieta musi się znać na piłce?
- Ja nie potrzebuję kobiety, ja potrzebuję opiekunki. Takiej co się zna na masażu, robieniu śniadania, obiadu. W ogóle nie róbcie ze mnie jakiegoś macho. Po prostu mam tak, że jak potrzebuję dupy, to ją podrywam, wielka mi sprawa. Pytaliście się jak? Wystarczy tylko sprawdzić jakie są jej aspiracje. I dać jej ciut więcej.
- Teraz chyba będzie miał pan mniej czasu na zajmowanie się kobietami.
- Czemu?
- Za kilka dni zaczyna się Euro. Czuje pan euforię w związku z tą imprezą?
- Tak, wielką. A wiecie czemu? Bo ja całe swoje życie przeżyłem w świecie "szydery". Szydziliśmy sami z siebie, to był taki "świat na nie". Że jak coś planujemy, to się nie uda, jak coś robimy, to się zepsuje, jak jakiś piłkarz, to na pewno kulawy... Powiem szczerze, że ja sam w tym przodowałem. Więcej nawet, czuję się trochę winny, bo ja wielu ludzi nauczyłem takiego myślenia.
Paweł Zarzeczny mówi o Euro 2012
w TVP Warszawa:
- W czym ono się przejawiało?
- W mentalności. W myśleniu w stylu: "wiemy, że i tak przegramy, więc zawczasu się przygotujmy, że ten się przewróci, tamci się zderzą, a działacze to są debilami". Ta impreza sprawiła, że pierwszy raz w życiu patrzę na wszystko pozytywniej. Impreza jest u nas, na naszych stadionach, mamy fajną drużynę.
- Brakuje w niej panu kogoś?
- Najbardziej to Sławka Peszki, bo on najlepiej z nich wszystkich oddaje polski charakter. Ktoś może powiedzieć, że on się upił. O mnie też można powiedzieć, że się upiłem, nawet ponad 100 razy. Ale to nie znaczy, że jestem słaby w tym, co robię. Pamiętajmy, że to mały kurdupel. Jak wypije dwa piwa, to już jest pijany. Ale jest bardzo szybki. Mówię wam, będą takie mecze, że zabraknie nam gościa z gazem. I wtedy powiedzą "może ten Peszko nie był taki zły?".
- Smuda powiedział, że w kadrze nie ma miejsca dla pijaków. I chce być konsekwentny.
- Ale co takiego wielkiego się stało? Że wypił trzy piwa razem z kolegami z drużyny? Po meczu! I to w Wielką Sobotę, kiedy my tu w Polsce wszyscy pijemy. Smuda chce wychowywać drużynę, ale drużyna, która będzie się bała pójść na piwo, to nie jest drużyna.
- Jest w niej ktoś, kto może błysnąć?
- Dla mnie takim piłkarzem jest Rybus. Zdecydowanie. Wszyscy się śmieją, gdy to mówię, a ja to mówię od dwóch lat. Zresztą na waszych twarzach też widzę zdziwienie.
- Janusz Panasewicz powiedział nam niedawno dokładnie to samo.
- Bo on to wie ode mnie! Lubaszenko też to wie ode mnie! Ten Rybus, to jest chłopak na poziomie umysłowym Deyny, powiedzmy, że nie jest zbyt skomplikowany. Ale kiedyś było takie fajne powiedzenie, o tym co powinien mieć klasowy zawodnik. Przegląd, „kros”, piguła. Widzieć co na boisku się dzieje, „kros” - umieć podać, no i piguła - walnąć. On ma to wszystko, plus drybling. Fajnie też, że zachowuje się normalnie, po meczach chodzi się zabawić. Bardzo mi się to w nim podoba.
- Chodzi panu o wizytę w pewnej agencji po wyeliminowaniu Spartaka Moskwa?
- Ja mu po tym powiedziałem tak: "Rybka, ty musisz być dobry, bo jak poszedłeś do agentury, to kibice się z ciebie nie śmiali. Tylko uważali, że ci się należało, że masz prawo iść na dziewczyny". A siedział obok nas też Ariel Borysiuk i mówi "Ja też byłem, ja też!". Biedny tylko potem był Maciek, bo dziewczyna go rzuciła. Ale potem oczywiście wróciła. Jak to dziewczyny. Mój świętej pamięci przyjaciel Janusz Atlas mawiał: "Nie przejmuj się, nie ta, to będzie młodsza!".
- Z piłkarzem jest jak z dziennikarzem? Jeżeli chcesz być dobry, nie możesz być grzecznym i wcześnie iść spać?
- Zdecydowanie tak. Gdybym ja zawsze po napisaniu artykułu szedł spać, to nie poznałbym gdzieś z 10 tysięcy osób. Z tych 10 tysięcy, dziewięć to może i byli ludzie prymitywni. Alfonsi, taksówkarze, złodzieje. Ale nie poznałbym tych choćby kilkuset wspaniałych, wartościowych osób, które poświęciły mi swój czas. I bardzo mnie przy tym wzbogaciły.
- Trochę dziwne, że mówi pan tyle o Rybusie a nie o Lewandowskim.
- Robert to klasa światowa, zasługuje na wielki szacunek. Ale jeśli przyjąć, że skręci nogę i zagra Sobiech, to dla polskiej drużyny nie będzie to wielka różnica.
- Pan to mówi poważnie?
- Jasne. Sobiech też jest dobry! A pamiętacie Thomasa Mullera? Król strzelców mundialu w RPA, a w Bayernie był rezerwowym. Tam wtedy grał Klose. Ze średnim skutkiem, bo on jest jak prezydent Niemiec, tylko funkcje reprezentacyjne pełni. Niedługo go pewnie wyślą do Auschwitz.
- Nurtuje nas jeszcze jedna rzecz. Czy oprócz piłki nożnej Paweł Zarzeczny ma jakieś pasje?
- Kobiety. Można powiedzieć, że pasja. Ogród - kolejna. Zwierzęta. No i do tego pasjonuje się wiedzą.
- Przeczytaliśmy niedawno w internecie, że 57% Polaków nie interesuje się piłką. Przykre?
- Nie, dlaczego? Przecież u nas 90% społeczeństwa to się niczym nie interesuje. Niczym w ogóle. Spójrzcie na tę kobietę, która nam tutaj przynosi piwo. Idę o zakład, że ona interesuje się tylko tym, czy pensja jest na czas. I czy dziecko w przedszkolu nie dostało w zęby.
- Czemu tak jest?
- Czemu ludzie się niczym nie interesują? Ani znaczkami, ani rybkami, ani rodziną? Ponieważ my żyjemy w świecie lumpenproletariatu. Mam też na takich ludzi inną nazwę: "świnie, jedzące kartofle".
Egzemplarzy mojej książki sprzedało się 5 tysięcy, a egzemplarzy książki Kingi Rusin – 100 tysięcy. A mówiąc szczerze nawet tego nie można porównywać, bo to jest po prostu rozpacz. Ludzie biorą popłuczyny. To tak jakby zamiast zamówić lobstera, mówić sobie „nie stać mnie”. Kisiel kupić, bo złotówkę kosztuje. To też słodkie. I można się najeść.
Paweł Zarzeczny,
o kobietach i futbolu:
Ale pewnie, że dla kobiety, która byłaby wspaniała, która by mnie oczarowała, poświęciłbym każdy mecz. To przecież tylko gra przygłupich chłopców w krótkich majtkach. Dla przygłupich widzów w trochę dłuższych majtkach.
Paweł Zarzeczny,
o Sławku Peszce:
Najbardziej to Sławka Peszki, bo on najlepiej z nich wszystkich oddaje polski charakter. Ktoś może powiedzieć, że on się upił. O mnie też można powiedzieć, że się upiłem, nawet ponad 100 razy. Ale to nie znaczy, że jestem słaby w tym, co robię. Pamiętajmy, że to mały kurdupel. Jak wypije dwa piwa, to już jest pijany.
Paweł Zarzeczny,
o piłkarzach korzystających z agencji towarzyskich:
Ja mu po tym powiedziałem tak: "Rybka, ty musisz być dobry, bo jak poszedłeś do agentury, to kibice się z ciebie nie śmiali. Tylko uważali, że ci się należało, że masz prawo iść na dziewczyny". A siedział obok nas też Ariel Borysiuk i mówi "Ja też byłem, ja też!". Biedny tylko potem był Maciek, bo dziewczyna go rzuciła. Ale potem oczywiście wróciła. Jak to dziewczyny.