To nie jest zwykła droga krzyżowa. Spokojna, podniosła, z modlitwą, od stacji do stacji w murach kościoła. To jest Ekstremalna Droga Krzyżowa dla wybranych. Silnych, wytrwałych, gotowych na skrajne wycieńczenie. Którzy będą w stanie przejść kilkadziesiąt kilometrów w nocy – w całkowitym milczeniu, zdani tylko na siebie. Totalne ekstremum, niczym obóz przetrwania. Im gorsze warunki, tym lepiej. Aż ciśnie się na usta: „Szukasz adrenaliny? Idź na drogę krzyżową”. Stoi za nią ks. Jacek Stryczek, twórca Szlachetnej Paczki. I jego motto: „Nie warto żyć normalnie, warto żyć ekstremalnie”.
Ksiądz Jacek Stryczyk mówi wprost, że Ekstremalna Droga Krzyżowa, która bije dziś rekordy popularności, powstała jako odpowiedź na kryzys męskości. – Dzisiaj najbardziej męskie sposoby zachowania to jest picie piwa, gry i oglądanie meczów. Kurde, jak tak można? Więc zgromadziłem kilku facetów, którzy wyglądali na twardych. Zadaliśmy sobie pytanie, jak swoją duchowość praktykują faceci – tłumaczył. I tak to się zaczęło. Zasada jest prosta. Ksiądz Stryczek jest tutaj bezlitosny. – Trzeba wyjść i iść. Minimum 40 kilometrów. Musi być ciężko. Pod górę. Musi boleć – mówi na tym filmie.
Kto szuka komfortu niech zostanie w domu
I jest ciężko, i boli niemiłosiernie, a mimo to na jego drogi krzyżowe przychodzą coraz większe tłumy. Nie tylko mężczyzn, lecz także kobiet.
Na początku marca na plac zbiórki w Lublinie zgłosiło ponad 2 tysiące osób. Nie przestraszyły ich prognozy pogody, że miało padać, a temperatura miała spaść poniżej zera. „Będzie mokro i zimno. Pamiętajcie o nakryciach wierzchnich i ciepłym ubraniu” – alarmowali organizatorzy na Facebooku. Ale nic to. Mało kto się przejął. „To dobrze ze pada, to przecież EDK! Kto szuka komfortu niech zostanie w domu” – padła odpowiedź.
Trend wśród młodych ludzi
Ale tamta lubelska droga i kilka innych, które odbyły się w ostatnim czasie to było tylko preludium. W całym kraju na ekstremalną drogę krzyżową zapisało się grubo ponad 20 tys. ludzi. To ogromny skok, bo w ubiegłym roku chętnych było 11 tysięcy. Z roku na rok przybywa też tras. Pierwszą ks. Stryczek organizował w 2009 roku. Dziś do wyboru jest 213 tras w 111 regionach Polski.
– Te drogi stają się już trendem wśród młodych ludzi, którzy chcą pokonywać swoje ograniczenia, wychodzić ze strefy komfortu. To ludzie bardzo zdeterminowani. Rzadko się zdarza, by ktoś nie ukończył trasy. Zwykle są to osoby, które żyją wyzwaniami. Lubią się ekscytować, że jest ekstremalnie. Im jest trudniej, tym potem większa satysfakcja. A tu jest adrenalina – mówi Małgorzata Stabrawa z EDK.
11 marca w nocy wyruszyła w drogę m.in. Warszawa, Wrocław, Katowice. Apogeum nastąpiło teraz, w nocy z piątku na sobotę. Na Ekstremalną Drogę Krzyżową wyszli mieszkańcy pozostałych miast. Główna EDK ruszyła z Krakowa. 8 tras zaplanowano też za granicą. Wielka Brytania, Genewa, a nawet Antarktyka. Tę ostatnią organizowała blogerka naTemat. Trasa nieco krótsza niż te w Polsce. Dwadzieścia kilka kilometrów. Te w kraju liczą co najmniej 40 km, ale są i takie, które przekraczają 70. Łączy je jedno – trzeba pokonać je w nocy. Najlepiej samotnie. I w absolutnym milczeniu.
Nie musisz być wierzący
To właśnie jest najważniejsze w EDK – że wszystko odbywa się nocą, że jest zmęczenie i cisza. – Jak człowiek idzie sam, jest zmuszony do myślenia. I dla tych ludzi, przy dzisiejszym tempie życia, jest to naprawdę mocne doświadczenie. Opowiadają potem, że w trakcie tak skrajnego wycieńczenia nagle są w stanie podjąć ważne życiowe decyzje, odzierają się ze wszystkich masek, widzą jacy naprawdę są. W czasie EDK mogą być sami ze sobą – mówi Małgorzata Stabrawa.
Co ważne, w tę drogę wyruszają również ludzie niewierzący. Bo, jak słyszę, nie chodzi tu o doświadczenie religijne, tylko duchowe. Nawet rozważania na drogę krzyżową (można ściągnąć ze strony i słuchać jako mp3) przygotowują osoby świeckie. Są stacje – zwane postojami. Można odpocząć, zjeść i pogrążyć się we własnych myślach do woli, bez żadnego pośpiechu.
I – jak mówi na filmie ksiądz Stryczek – doświadczać nowej formy duchowości, zbliżenia z Bogiem w tak trudnym momencie: "Kiedy już cały zapas energii jest wyczerpany, kiedy chce się spać i jest równocześnie zimno, najczęściej nad ranem i człowiek myśli już tylko o tym, by tak naprawdę wreszcie trafić do własnego domu".
Pole, las, można zabłądzić
Trasy, którymi prowadzi EDK, nie są oświetlone. To całkowita ciemność. Pole, las, góry, bagna, czasem łatwiejsze drogi – po asfalcie. Teoretycznie można się zgubić, zabłądzić. Bo wspólny jest tylko początek trasy, potem każdy idzie już własnym tempem. – Nieraz zdarza się, że idzie się w kompletnej samotności. Przez całą noc aż do rana. Ta samotność jest ważna i ludzie często sami oddalają się od grupy – mówi Małgorzata Stabrawa.
Ale każda trasa ma wyznaczonego lidera, który wcześniej sam opracował jej przebieg. Przedzierał się przez nią i tworzył mapy, które dostaje każdy uczestnik. Lider ma kontakty do wszystkich uczestników. Jest przeszkolony do pomocy w sytuacjach ekstremalnych. Uczestnicy dostają też rozkłady jazdy pociągów i autobusów, z których, po zakończeniu trasy, będą mogli skorzystać, by wrócić do swoich domów. Nie mówiąc o wskazówkach, co zabrać na drogę. Te również dostaje każdy.
Jedna z najważniejszych rzeczy – latarka na głowę i odblaski. Zalecane jest też zabranie własnoręcznie zrobionego krzyża. Zabiera go ze sobą mniej więcej połowa uczestników.
Każdy przechodzi kryzys
Czyż nie brzmi to jak gra terenowa? Jakby człowiek brał udział w jakimś survivalowym reality show? Pewnie trochę tak. Ale widać bardzo, że takie przeżycie duchowe ogromnie się podoba. Nie sposób znaleźć innych komentarzy niż zwyczajnie zachwyconych ludzi. Widać, że się cieszą z trudnych warunków i nic ich nie przeraża. Choć w EDK mówią, że każdy w czasie trasy przechodzi kryzys i mówi, że nie da rady i najchętniej wróciłby do domu. Są odciski, ból, niewyobrażalne zmęczenie. Ale właśnie najważniejsze jest, by go pokonać. Potem już o tym nie myślą.
"Szliśmy samodzielnie w ostatni piątek. Błoto i woda w rowach. Przy kapliczce Okęcie zmoczyliśmy buty", "W takim razie do niezbędnika dorzucę chyba kalosze lub reklamówki z sieciówki", "Raz po błocie, raz w błocie", "Ale czad!" – piszą na Facebooku.
Ksiądz Stryczek chyba musi mieć jakiś dar. Pół Polski pociągnął już za sobą w organizowaniu Szlachetnej Paczki. Teraz ludzie szukają z nim ekstremalnych wrażeń. Może to jakiś pomysł zapożyczony z zagranicy? – Absolutnie nie, to jego pomysł. Mamy do niego prawa autorskie – śmieje się Małgorzata Stabrawa.