Kiedy Biuro Ochrony Rządu informowało o ustaleniach w sprawie groźnego incydentu drogowego z udziałem limuzyny prezydenta Andrzeja Dudy, można było odnieść wrażenie, że obecne szefostwo tej służby próbuje zrzucić odpowiedzialność na poprzedników. Sugerowano, że to oni pozostawili rządową flotę w kiepskim stanie. Jeśli jednak potwierdzą się najnowsze ustalenia dziennika "Rzeczpospolita", chyba nikt nie będzie miał wątpliwości, że głowę państwa na niebezpieczeństwo wystawiła nieodpowiedzialność nowej ekipy w BOR.
Ustalenia Izabeli Kacprzak z "Rzeczpospolitej" są bowiem bulwersujące. Ujawnia ona, że prezydencka limuzyna przez wiele tygodni stała w garażu Biura Ochrony Rządu czekając na nowe ogumienie, gdyż 20 stycznia podczas pobytu prezydenta Andrzeja Dudy w Krakowie również zniszczona została jedna opona.
I BMW 7 high security powinno zostać tam tak długo, aż producent dostarczy nowe opony, ale z czasem pojawiła się "pilna potrzeba" jego użycia i w BOR zdecydowano o zdobyciu potrzebnej opony z... magazynu części wycofanych z eksploatacji. Z tego miejsca rzeczy zazwyczaj trafiają na śmietnik, ale tym razem funkcjonariusze część przeznaczoną do zutylizowania postanowili założyć w limuzynie, którą 4 marca z zawrotną prędkości mknęli z prezydentem na wyjazd w górzysty teren.
"Rzeczpospolita" na tym nie kończy jedna ujawniania kuriozalnej nieodpowiedzialności ludzi odpowiedzialnych za bezpieczeństwo najważniejszej osoby w państwie. Dziennik zdradza, że ważącym kilka ton autem z napędem na tylną oś (i oponami z odzysku) funkcjonariusze BOR próbowali... wjechać kamienną trasą na Śnieżkę.
Ustalenia Kacprzak każą również poddać wątpliwość relację o profesjonalnej postawie kierowcy prezydenta. Na A4 miał on bagatelizować komunikaty komputera pokładowego o awarii. W tle pojawiają się jednak spekulacje o naciskach ze strony urzędników Kancelarii Prezydenta, by jak najszybciej pokonać ze spóźnioną głową państwa trasę z Karpacza do Wisły.
Przypomnijmy, iż przed tygodniem szef wiceszef BOR płk Jacek Lipski zwołał konferencję prasową, na której groźny incydent z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy podsumowano informacją o odwołaniu ze stanowiska dyrektora BOR-owskiej komórki odpowiedzialnej za transport najważniejszych osób w państwie. Poza tym, odpowiedzialność za przyczyny wypadku zrzucano jednak na rząd PO-PSL. Wątpliwe jednak, by miał on wpływ na to, jak bezmyślnie w BOR działano w ostatnim czasie.