– Nie jestem reżyserem w teatrze kukiełek. Wbrew temu, co się o mnie mówi, nie steruję ręcznie całym obozem władzy – parlamentem, rządem i prezydentem. Tak nie jest – zastrzegł w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Jarosław Kaczyński.
– Chyba że panowie wierzą, że ja wszystko w państwie kontroluję? – pytał prezes Prawa i Sprawiedliwości, którego często, zwłaszcza w kontekście obecnej sytuacji w kraju, posądza się o rządy "twardą ręką" oraz całkowite zdominowanie nie tylko własnej partii, ale i całej rodzimej sceny politycznej.
Prowadzący rozmowę, Michał Szułdrzyński i Andrzej Stankiewicz, odparli, że wierzą właśnie w taki scenariusz, w którym to Kaczyński "pociąga za wszystkie sznurki". – Ale to jest bajka. Nie miałem o tym zielonego pojęcia – podkreślił rozmówca.
Odnosząc się do rządów PiS, które ma sejmową większość, dodał, że dziś w Polsce władzę sprawują ludzie, którzy nie kryją swojego przywiązania do religii - w większości są to praktykujący katolicy. – To budzi niechęć w pewnych wpływowych kręgach na Zachodzie – zwrócił uwagę Kaczyński.
Postawił też gorzką diagnozę sytuacji społecznej w Polsce. W jego opinii, obecnie na szczytach polskie hierarchii zamożności znajdują się osoby, które "zdaje się w 80 proc. byli współpracownikami Służby Bezpieczeństwa – czyli mieli wyjątkowo złe cechy". I to właśnie, zdaniem lidera PiS, ma negatywny wpływ na kształt naszego życia gospodarczego.
Jak pisaliśmy w naTemat, Kaczyński czuje, że obecnie Polacy co raz częściej przypisują mu władzę, czy nawet "dyktaturę", o czym opowiadał ostatnio w Polskim Radiu. Wyjaśnił, że właśnie z tego powodu stara się unikać mediów. – Nie ma czasu do tego, abym był frontmanem. Przez dłuższy czas [nim] nie będę, a być może już nigdy nie będę – przekonywał prezes PiS.