
W połowie ubiegłego roku pojawiły się szokujące doniesienia o dręczeniu grupki Polaków przez niemieckiego pracodawcę. Podwładni zza wschodniej granicy byli dręczeni i poniżani. Każdy miał przydzielony numer, co mogło stanowić celową analogię do obozów koncentracyjnych. Co więcej, Niemiec miał pewnego razu powiedzieć: "zrobię wam tu drugie Auschwitz".
REKLAMA
Grupa Polaków z Gubina codziennie dojeżdżała do miejscowości Lübbenau. Pracowali tam przy pakowaniu żywności, która trafiała następnie do sklepów dużej sieci. Z relacji zatrudnionych wynika, że musieli chodzić do toalety w asyście, nie mieli odpowiedniego ogrzewania na hali, a za drobne przewinienia stosowano odpowiedzialność zbiorową.
Na organizowanych apelach Polacy posługiwali się przydzielonymi numerami. Nikt inny, prócz nich, nie musiał ich stosować. Poszkodowani mieli ponadto krótsze przerwy, które były ogłaszane przez megafon. Nigdy nie wiedzieli tak naprawdę, kiedy przerwa się zaczyna. Co jakiś czas sprawdzano czy nie jedzą na hali – w tym celu otwierano im usta.
Sprawą poszkodowanych zajęła się pro publico bono mecenas Anna Drobek z Zielonej Góry. Już na samym początku zapowiedziała, że wystąpi o odszkodowanie dla swoich klientów. Sprawa została zawieszona na czas przesłuchania Niemców. Zielonogórska prokuratura wznowi sprawę, gdy wszyscy Niemcy i Polacy złożą swoje zeznania.
– Wypowiedź „zrobię wam tu drugie Auschwitz”, w dodatku użyta w określonym kontekście oraz dyskryminacja i przymuszanie ludzi do pracy czy robienie z nich niewolników jest przestępstwem, które będzie ścigane bez względu na to, gdzie zostało popełnione – mówi dr Alfred Staszak z zielonogórskiej prokuratury okręgowej.
źródła: "Dziennik Łódzki" , wPolityce.pl
Napisz do autora: adam.gaafar@natemat.pl
