Andrzej Duda jeszcze w kampanii wyborczej zapowiadał, że będzie jeździł po Polsce i bez wątpienia jeździ, choć z pewnością można dywagować, czy są to częste podróże czy nie. Ale przeciętny Polak może odnosić wrażenie, że jeden region odwiedza częściej niż inne. Zagadka dla pierwszaka, który? Parę razy był tam na nartach, spotkał się z amerykańskimi senatorami, a wczoraj nawet święcił tam palmę.
Patrząc na mapę krajowych wizyt prezydenta (poniżej), wyłania się pewien schemat, który pokazuje, że w czasie swojej prezydentury Andrzej Duda częściej jeździ na południe Polski niż na północ. Nie mówiąc o terenach pod naszą zachodnią granicą, których do tej pory nie odwiedzał prawie wcale. Tu kłania się choćby Wrocław, Opole, Zielona Góra. Na mapie prezydenckich wizyt jest to całkiem pokaźnych rozmiarów biała plama – od Szczecina aż do południowej granicy. Konkretnie do Karpacza, gdzie na początku marca prezydent brał udział w Mistrzostwach Polski Parlamentarzystów i Samorządowców w Narciarstwie Alpejskim. Gdy stamtąd jechał do Wisły, pękła opona w jego samochodzie.
Aż trzy razy w miesiącu na Podhalu
Prezydent pochodzi z Krakowa, więc trudno się dziwić, że ciągnie go w rodzinne strony. Ale nawet „Gazeta Krakowska” zdziwiła się, że w lutym Andrzej Duda był na Podhalu aż trzy razy. „Prezydent Duda najwyraźniej czuje wielki sentyment do górali. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że w tym roku pojawi się na Podhalu już po raz trzeci?” – napisała. I to nie były tylko narty. I nie tylko samo Podhale, ale ogólnie województwo małopolskie.
W miejscowości Lubień, którą znamy z przejazdów zakopianką, odwiedził wraz z żoną szkołę. W ramach akcji "Cała Polska czyta Dzieciom".
Od tamtej pory minęło jednak parę tygodni i prezydent znów był w Krakowie, gdzie spotkał się z amerykańskimi senatorami. A wczoraj w Lipnicy Murowanej, też w Małopolsce, razem z małżonką święcił palmy. To miejscowość w województwie małopolskim, gdzie od 1958 roku odbywa się konkurs na najwyższą palmę wielkanocną i Andrzej Duda był tu już choćby rok temu w szczytowym momencie swojej kampanii wyborczej.
Widać, że czuje się tu świetnie, na spotkanie z nim przyszły tłumy, każdy celował telefonem, by prezydentowi zrobić zdjęcie. – Byłem tu już wielokrotnie. Wiem o tym, że zawsze jest tu bardzo miła atmosfera – powiedział. I wręczył dwa odznaczenia państwowe, m.in. zwycięzcy konkursu i wielokrotnemu rekordziście w tworzeniu najwyższej palmy, Zbigniewowi Urbańskiemu.
– Jest Krakusem, ciągnie go w te regiony, co z jednej strony jest zrozumiałe. Poza tym to bastiony PiS. Ale nie rozumiem, dlaczego wizyta amerykańskich senatorów była w Krakowie, a nie w Warszawie. Choć przecież stolica jest w Warszawie już od 420 lat – mówi naTemat politolog Anna Materska-Sosnowska.
W Małopolsce też zresztą słychać głosy radości, że duża część władzy pochodzi właśnie stąd.
A teraz spójrzmy na północ. Tu prezydent był nie więcej niż 10 razy. Spotkał się m.in. z rybakami w Darłowie (ale to było jeszcze w październiku 2015 roku), a także uczestniczył w obchodach rocznicowych, np. 96 rocznicy Zaślubin Polski z Bałtykiem albo 90-lecia Miasta Gdyni. Na wschód jeździł na pewno częściej niż na zachód. Tu spotykał się m.in. z mieszkańcami Sokółki, był na Świętej Górze Grabarce i Białej Podlaskiej. Ale to i tak mniej niż na całe ogólnie pojęte południe kraju.
Patrząc na mapę dysproporcje widać spore. Ale i reakcje Polaków na osobę prezydenta bywają różne. Jak pisaliśmy tutaj w naTemat, podczas wizyty w Gdyni prezydent został wygwizdany. Na południu raczej by się to nie zdarzyło.