Viola Kołakowska to aktorka i modelka, a od miesiąca youtuberka. Na swoim kanale parodiuje polskie blogerki modowe, które codziennie relacjonują swoje życie za pośrednictwem mediów społecznościowych - głównie Snapchata i Instagrama. Dziś życiowa partnerka Tomasza Karolaka głównie z tego jest znana i zyskuje popularność. Zabrała się jednak za krytykę środowiska, o którym nie ma większego pojęcia.
Parodia parodii
Być może Kołakowska śledzi snapy blogerek. Wie, o czym tam opowiadają i w jaki sposób jest to zrealizowane. Widać, że inspiruje się Maffashion, wspomina o Jessice Mercedes (którą nazywa Jessicą Polonez), z uparciem powtarza nazwę domu mody Yves Saint Laurent.
Viola Kołakowska opublikowała do tej pory osiem filmów. Wszystkie w tym samym stylu. Parodia na tutoriale makijażowe, na relacje z imprez, zakupów, wyjazdów i z czasu wolnego. Mruga oczami, wydyma usta, rzuca hasłami, które według niej są jak wyjęte z ust szafiarek. Na przykład „kto bogatemu zabroni?”.
Pokazuje się z maską karnawałową na twarzy i mówi, że po męczącej imprezie musi odpocząć i poleżeć z maseczką na twarzy. Pokazuje dekolt twierdząc, że spuchły jej piersi od przejedzenia darmowym, pysznym i luksusowym jedzeniem. Żartuje, że ma „mejkap od czapy” z nałożoną na oczy czapką. To akurat pasuje, bo pani Kołakowska nie doceniając pracy blogerek, ma klapki na oczach.
Viola wchodzi do sklepu i prosi o coś niezdrowego, bo panuje moda na ćwiczenia i odchudzanie, a ona nie ma się z czego odchudzać, więc najpierw „musi przytyć żeby schudnąć”. Śmieje się z inspiracji modowych i pokazuje gazetkę kobiecą, naśmiewając się ze stylizacji tam pokazanych (chodzi o sesje zdjęciowe w stylu „Pani Domu”). No i z szafiarek, które nagrywają podobne filmiki, ale na podstawie uznanych magazynów o modzie. Przede wszystkim mówi z trudną do zniesienia, mało zabawną manierą. Skrzeczy i piszczy, udaje dziecko.
Dyskusja
Kilka dni temu "Pudelek" opublikował newsa, że „Kołakowska debiutuje jako... vlogerka. Wyśmiewa Mercedes i Maffashion”. „Wyszło zabawnie?”- pyta portal. Odpowiedź można znaleźć w komentarzach. Mówią one jasno, że nie wyszło. W innym tonie są komentarze pod newsem o krytyce, jakiej dokonała w programie „Dzień Dobry TVN”. Okazuje się, że wielu czytelników „Plotka” zgadza się z nią, choć to, co powiedziała, pokazuje ją w dość niekorzystnym świetle. Aktorka, która stawia się ponad szafiarki, żongluje kliszami i utwierdza społeczeństwo w przekonaniu, że mają rację kpiąc z blogerek.
Widać, że chwyciła się popularnego poglądu, który z wielką ochotą propaguje. I o ile blogerki nie kreują się na intelektualistki i skupione są na swojej pracy, Violetta oburza się na coś, czego nie rozumie. Jej nauka jest nauką w stylu: kiedyś to była młodzież, a nie jak teraz, te komputery, te komórki, ta telewizja. Słyszeliśmy to w dzieciństwie i co się okazało? Że jesteśmy w pełni sprawni intelektualnie i nie jesteśmy doszczętnie zdeprawowani.
Co Kołakowska powiedziała w rozmowie z DDTVN? Impulsem do jej nowej twórczości była „niezgoda na głupotę”. – Zainspirowałam się blogerkami i szafiarkami oraz całą resztą wokół tego, czyli wszystkimi, którzy dorabiają do tego ideologię – powiedziała w rozmowie z Mateuszem Hładkim. – Powiem szczerze, że najbardziej poirytowała mnie sytuacja, że ktoś daje na to ciężkie pieniądze. Że ktoś płaci tym dziewczynom za nic. Jest to taka trochę reklamowa prostytucja, dla mnie przynajmniej – dodała.
Mocne słowa. Jednak to, co uderza, to niezrozumienie tego biznesu. Sponsorzy nie płacą blogerkom za nic. Dobre wiedzą o tym nawet nastolatki. Dziewczyny budowały swoją markę latami, zbierały fanów, stały się autorytetami. Są bliżej osób, które interesują się modą i stylem niż ekspertki z magazynów. To sytuacja idealna dla reklamodawców. Żadna blogerka nie ukrywa, że dzięki reklamodawcom może dalej prowadzić swoją działalność.
Nie udawaj!
Violetta Kołakowska nie widzi niczego złego w zachwalaniu marek za pieniądze, ale pod warunkiem, że blogerki nie udają, że tak żyją. – Że to jest nasze, że te rzeczy są nasze, że właśnie kupiłam taką wspaniałą sukienkę. Nie kupiłam, dostałam, za reklamę – denerwuje się aktorka, która twierdzi, że ta sytuacja jest niebezpieczna. Jakie widzi zagrożenia?
– Na Snapchacie jej życie wygląda tak, że ona nic nie robi, tylko się maluje, robi paznokcie, pięknie się ubiera. To ma bardzo duży wpływ na młode, dziewicze umysły – stwierdza moralizatorka. – Fajnie jest mieć takie doświadczenie, że czasem śpimy pod namiotem na wakacjach, nie mamy na bułkę. To tworzy też fajne relacje między ludźmi, zdobywamy doświadczenie, stoimy za barem, wiemy jak praca może być ciężka, zdobywanie pieniędzy może być trudne – wyjaśnia.
Podobno Kołakowska po prostu martwi się o blogerki. O to, że wpadną we frustrację, depresję, bo miały świetne życie, ale to się niebawem skończy. Twierdzi, iż muszą się rozwijać, zdobyć zawód i wykształcenie. – Życie i los będzie im stawiał na drodze różne trudności, problemy – wieszczy. – Pytanie, czy ktoś taki, kto zaczyna życie bardzo wysoko i na bardzo wysokiej stopie, będąc bardzo młodą osobą, bez doświadczenia, bez dystansu, bez wiedzy, bez umiejętności, poradzi sobie później z takim ciężarem - zastanawia się Kołakowska.
Śmieszne, niezabawne
Ta troska bawi Maffashion. Kiedy zadzwoniliśmy do niej z prośbą o komentarz, zaczęła się śmiać. Wyjaśniła, że zawsze reaguje w ten sposób, kiedy pojawia się ten temat. – Myślę, że jeśli ktoś wymaga od kogoś jakiejś postawy, niech sam ją reprezentuje – podsumowuje blogerka. Na pytanie, co myśli o stwierdzeniu Violi Kołakowskiej, że wraz z koleżankami uprawia „reklamową prostytucję” odpowiada: – Ona widocznie musi posiłkować się takimi sformułowaniami.
Jeśli aktorka myślała, że swoją parodią zmusi szafiarki do myślenia, spowoduje, że zastanowią się nad swoim życiem, to jest w błędzie. – Oglądałam te nagrania i nie znalazłam tam nic, co by mnie ubodło. Totalnie się tym nie przejęłam. Sztuką jest być zabawnym, a ona jest po prostu śmieszna – podsumowuje Maffashion.
Akcja Kołakowskiej jest więc bardziej naiwna niż można przypuszczać. Okazuje się, że jest podatnym odbiorcą snapów, bo daje się w nie „wkręcić”. Wierzy na przykład w to, że blogerki nigdy nie były pod namiotem i że nie mają perspektywy na przyszłość, bo nie mają wiedzy. Wręcz przeciwnie - mają wiedzę, jak poruszać się w internecie i w mediach społecznościowych - robią to mistrzowsko.
Te dziewczyny godzą się na hejt i na ciągłą pracę. W młodym wieku nauczyły się, jak na siebie zarabiać i zdobyć popularność po prostu dzieląc się swoimi stylizacjami, radami i inspiracjami. Życiem raczej nie, trzeba być naiwnym aby sądzić, że poza tym, co widać w sieci, nie dzieje się u nich nic innego.
Będziemy robić swoje Kilka dni temu pisaliśmy o tym, jak rozwija się biznes blogów modowych. Kilka lat temu wielu starych wyjadaczy show businessu nie rozumiało fenomenu tych przebojowych i pewnych siebie dziewczyn, o które nagle zaczęli zabiegać najwięksi reklamodawcy. Pojawiły się niewybredne słowa, przepełniona jadem krytyka i wytykanie braku doświadczenia w branży - pisała Kalina Chojnacka.
– Staram się nie zwracać uwagi na wredne wypowiedzi. Hejt może ranić, cały czas się uczę nie reagować na niego. Lubię konstruktywne oceny. Jeśli ktoś mi imponuje tym, czym się zajmuje, jeśli jest w jakimś stopniu dla mnie autorytetem czy inspiracją, niech mnie krytykuje – mówiła Maffashion w rozmowie z Kaliną Chojnacką.
– Na początku każda z nas, oprócz tego że uczyła się czy pracowała, prowadziła bloga - na boku, dla zajawki. Z czasem zajawka przeistoczyła się w coś większego. Tym samym stałyśmy się twórczyniami nowego rynku w Polsce i jego królikami doświadczanymi jednocześnie – mówi Maffashion. – Można nas lubić lub nie, ale i tak cały czas będziemy robić swoje – podsumowała Maffashion.