
Najnowsza poprawka PiS do ustawy o obrocie ziemią rolną stworzyła ważny wyjątek dla Kościoła. Podczas gdy zwykli obywatele – „nierolnicy” nie będą mogli kupić rolniczych hektarów. Zakonnicy i klasztory, proboszczowie i ich parafie jak najbardziej. To jak powrót do średniowiecza i kościelnych latyfundiów, gdy największe arcybiskupstwo gnieźnieńskie posiadało 11 miast i 330 wsi.
To tylko mały wycinek z rzeczywistości. Już dziś, gdyby zsumować wszystkie rolne włości Kościoła katolickiego, okazałoby się, że jest on największym producentem rolnym w Polsce. Top Farm – brytyjska spółka rolnicza z Wielkopolski hoduje krowy, sadzi ziemniaki i obsiewa kukurydzę na 27 tysiącach hektarów. Farmutil – rolniczy kombinat jednego z najbogatszych Polaków Henryka Stokłosy liczy 16 tys. hektarów. Tymczasem Kościół dysponuje około 65 tys. hektarów ziemi rolnej. To wartość z raportu o stanie majątku kościoła z 2012 roku. Można jednak przyjąć, że zbliżona do aktualnego stanu posiadania. Wprawdzie od tamtej pory kościół, kiedy to było potrzebne, sprzedawał ziemię na rynku, ale także wciąż otrzymywał nowe ziemie jako zadośćuczynienie za powojenną nacjonalizację dóbr.
Na pewno brak swobody w obrocie ziemią utrudniłby finansowy byt wielu parafii. Kościół sprzedaje ziemię na wolnym rynku, kiedy potrzebne są pieniądze na większe inwestycje. Opłaty dzierżawne to czysty zysk dla parafii. W wielu przypadkach, kiedy to kuria bezpośrednio zarządza ziemią, korzystamy na dopłatach rolniczych. Kodeks kanoniczny i tak wystarczająco chroni polską ziemię przed sprzedażą. W przypadku najbardziej cennych terenów przed ewentualną transakcją wymagana jest nawet zgoda Watykanu.
Sejm właśnie przegłosował nową ustawę o ochronie gruntów rolnych i leśnych. W teorii chodziłoo ochronę ziemi rolnej przed spekulacją i wykupem ze strony zagranicznych firm. W praktyce o zabezpieczenie interesu rolników i jak się okazało również Kościoła. W myśl projektowanych zapisów, ziemię rolną będzie mógł nabywać tylko rolnik (posiadający wykształcenie i kwalifikacje, prowadzący już gospodarstwo). A do sprzedaży działek rolnych w posiadaniu prywatnych osób będzie mogła się wtrącać Agencja Nieruchomości Rolnych. Ma prawo pierwokupu, o ile nie będzie chętnych wśród sąsiadów sprzedającego. Miastowi, którzy do tej pory kupowali działki na przetargach ANR by np. postawić dom na wsi albo otworzyć agroturystykę z kucykami, kozami, krowami nie będą mogli podbijać już cen licytując obok rolników. Teraz dzięki wspomnianej poprawce posła Ardanowskiego do grupy uprzywilejowanych dołączyłby Kościół.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl
