Zostań, jak nikt mnie znasz, przecież dobrze wiesz, że boję się być sam. Zostań, choć nie stać mnie na to wszystko, co mi możesz dać – te słowa z jego piosenki na samym YouTube odtwarzano już ponad 2,5 mln razy. A śpiewa je Łukasz Federkiewicz, szerzej znany jako Kortez. Odrzucony przez jury talent show, chłopak z ciepłego domu, bas tenorowy, przedszkolanka, tynkarz i gwiazda Opener'a.
Zawsze miałem swój przelot
Wysoki, łysy, dobrze zbudowany. Na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie typowego "dresa". Może stąd więc zdziwienie, gdy słyszy się go po raz pierwszy. Melancholijny głos, który o swoim posiadaczu mówi: Oto prawdziwy talent. Kortez naprawdę wydeptał różne ścieżki, zanim znalazł się na tej właściwej. Tej, dzięki której mówi szczerze: Jaram się tym, co robię.
– Często pakowałem się w trudne doświadczenia, bo uważałem, że bez przeżycia czegoś naprawdę, nie będę w stanie o tym pisać, nie będę wiedział, jak to jest – mówi Małgorzacie Domagalik, redaktor naczelnej "Pani". Ląduje w jej sztandarowej rubryce "Mistrz i Małgorzata". Mistrz w tak młodym wieku? Metryka nie ma tu znaczenia, tylko to, co człowiek niesie w swoim bagażu. A bagaż Korteza jest ciężki. – W domu zawsze było ekstra, ale nie odpowiadało mi to, co dookoła – opowiada. – Zawsze miałem swój przelot, swój świat i starałem się go konsekwentnie budować.
Trzymanie się "swojego przelotu" dało Kortezowi wolność. Wychowany przez kochających sztukę rodziców, zjadł chleb z niejednego pieca. I robił to chętnie - nie ukrywa, wręcz chwali się, że pracował na budowach i w przedszkolu, gdzie uczył rytmiki. – W końcu mogłem wejść w świat dzieci tak jakoś naturalnie. Nie przejmować się niczym – wspomina ten okres. Potem wyszedł z ich wspólnego świata, żeby pokazać się temu większemu.
Pojawił się w talent show "Must Be The Music". Zależało mu na opinii dwóch jurorów: Adama Sztaby i Elżbiety Zapendowskiej. Ci byli na "tak", przeciw głosowała Kora z Piotrem Roguckim. – Stwierdzili, że to słabe, idź człowieku – wspomina występ.
Wymienionych nie obchodziło, że Kortez skończył szkołę muzyczną - jest basem tenorowym, opanował grę na puzonie i fortepianie. Gdy schodził ze sceny, podbiegł do niego Paweł Jóźwicki, szef wytwórni i studia nagraniowego Jazzboy. Zielone Bieszczady artysta zamienił na betonową stolicę.
Widzę wszystko, patrzę z góry
Co decyduje o tym, że z dnia na dzień człowiek staje się gwiazdą? W przypadku Korteza, zachwyt dziennikarza "Trójki" Piotra Stelmacha. To on w kwietniu 2015 roku puszcza w eter "Zostań", który długo zostaje na listach przebojów i w głowach słuchaczy. "Kupieni" hipnotyzującym utworem chcą więcej. We wrześniu wychodzi "Bumerang" i w błyskawicznym tempie znika z półek sklepów muzycznych. Dlaczego? – Ludzie potrzebują, aby mówić o tym, co ich boli. Jak jest mi źle, to nie idę rozrabiać na miasto, tylko siadam i piszę piosenkę, żeby się oczyścić emocjonalnie – uważa Kortez.
Jest "prawdziwkiem", dołącza do Podsiadły i Brodki, ktoś nazywa go połączeniem Skubasa z Markiem Dyjakiem. A popularność rośnie i rośnie, uwagę ściągają poruszające teksty - poezja w czystej postaci. Federkiewicz to poeta pełną gębą, choć sam pewnie by tak siebie nie nazwał, mimo że "czuje" Rimbauda.
Przyznaje się za to do piosenek w języku angielskim. – Słyszę, że pewne słowa pasują w pewnych miejscach – wyjaśnia proces twórczy – Staram się zapełniać luki między nimi, zabudowując je innymi zdaniami – dodaje. Emocje wyraża już po polsku. Tak powstają odsłuchiwane przez tysiące: "Niby nic", "Bumerang", "Uleciało" czy "Zostań". W pisaniu pomaga mu Agata, z którą ma "ten sam" przelot. Jest mu bliska, bo nie narzeka. Narzekanie go odpycha, tyle Kortez zrozumiał pracując przy leśnej wycince. Co ciekawe, swoje śpiewanie porównałby właśnie do lasu. – Wypalonego, z pojedynczymi krzewami, kwiatami – zakłada. Patrzyłby na niego z góry i widziałby wszystko, parafrazując słowa, które sobie wytatuował.
Nigdy nie można się poddawać
Kiedy słyszy, że jest głosem pokolenia, wzorem do naśladowania, dziwi się. Przeraża go trochę, jak może porwać ludzi jednym zdaniem. W którymś z wywiadów opowiadał o facecie, do którego wróciła żona, bo usłyszała "Zostań". I choć długo miejsca nie zagrzała, utwór musiał "zrobić jej coś pozytywnego'". Kortez otaczający go świat widzi w odcieniach szarości - swoje przeżył. Powtarza, że bez miłości rodziny skończyłby za kratkami. Męczył się ludźmi, jego drugie imię brzmiało "Kłopoty".
– Wiem, że im bardziej człowiek sobie nie daje z nimi rady, tym bardziej mimo wszystko potrafi jednym ruchem ręki je z siebie strącić i zacząć wszystko od nowa – sądzi Łukasz. On bez wątpienia zaczął i - chcąc, nie chcąc - namawia do takiego rozpoczęcia fanów.
Fanpage 26-latka puchnie od takich wpisów, jak ten: "Uwielbiam, ba, ubóstwiam nawet - tego nam brakowało na polskiej scenie muzycznej. I nie da się opisać słowami emocji, które wywołują obie płyty". Bilety na koncerty rozchodzą się jak ciepłe bułeczki, przez chwilę są, zaraz ich nie ma. Korteza to wzrusza i napędza do działania, albo on napędza to działanie.
Jóźwicki opowiadał, że podczas pierwszego spotkania w studio, chłopak miał ze sobą plik kartek, wyśpiewywał ich treść, a każda kolejna była lepsza od poprzedniej. – Jeśli w siebie wierzysz, masz cel, chcesz coś z tym zrobić, ale się nie udaje i nie widać żadnych perspektyw, to jest ci z tym po prostu źle. Ale nigdy nie można się poddawać tak do spodu – wyjaśnia Onetowi artysta. Zgarnął cztery nominacje do Fryderyków, zasilił też grono artystów, którzy wystąpią podczas Open'era. Oczywiste więc, że złapał przelot i będzie się go trzymać.
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl
Martwisz się ciągle na nowo, kiedy smucę się, zamiast R wymawiam L, kiedy masz mnie trochę dość, wykrzyczeć chcę całą złość przez miłość, co jak bumerang wraca do nas wciąż
Kortez, "Niby nic"
Niby nic takiego, w mieście pusta droga. Nocne loty, wódka w bramie, w końcu nikt nie woła. Łajzy, półbogowie, żaden sobie już nie ufa.Ma na myśli budę i spuszcza je z łańcucha.