
Zostań, jak nikt mnie znasz, przecież dobrze wiesz, że boję się być sam. Zostań, choć nie stać mnie na to wszystko, co mi możesz dać – te słowa z jego piosenki na samym YouTube odtwarzano już ponad 2,5 mln razy. A śpiewa je Łukasz Federkiewicz, szerzej znany jako Kortez. Odrzucony przez jury talent show, chłopak z ciepłego domu, bas tenorowy, przedszkolanka, tynkarz i gwiazda Opener'a.
Wysoki, łysy, dobrze zbudowany. Na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie typowego "dresa". Może stąd więc zdziwienie, gdy słyszy się go po raz pierwszy. Melancholijny głos, który o swoim posiadaczu mówi: Oto prawdziwy talent. Kortez naprawdę wydeptał różne ścieżki, zanim znalazł się na tej właściwej. Tej, dzięki której mówi szczerze: Jaram się tym, co robię.
Co decyduje o tym, że z dnia na dzień człowiek staje się gwiazdą? W przypadku Korteza, zachwyt dziennikarza "Trójki" Piotra Stelmacha. To on w kwietniu 2015 roku puszcza w eter "Zostań", który długo zostaje na listach przebojów i w głowach słuchaczy. "Kupieni" hipnotyzującym utworem chcą więcej. We wrześniu wychodzi "Bumerang" i w błyskawicznym tempie znika z półek sklepów muzycznych. Dlaczego? – Ludzie potrzebują, aby mówić o tym, co ich boli. Jak jest mi źle, to nie idę rozrabiać na miasto, tylko siadam i piszę piosenkę, żeby się oczyścić emocjonalnie – uważa Kortez.
Martwisz się ciągle na nowo, kiedy smucę się, zamiast R wymawiam L, kiedy masz mnie trochę dość, wykrzyczeć chcę całą złość przez miłość, co jak bumerang wraca do nas wciąż
Kiedy słyszy, że jest głosem pokolenia, wzorem do naśladowania, dziwi się. Przeraża go trochę, jak może porwać ludzi jednym zdaniem. W którymś z wywiadów opowiadał o facecie, do którego wróciła żona, bo usłyszała "Zostań". I choć długo miejsca nie zagrzała, utwór musiał "zrobić jej coś pozytywnego'". Kortez otaczający go świat widzi w odcieniach szarości - swoje przeżył. Powtarza, że bez miłości rodziny skończyłby za kratkami. Męczył się ludźmi, jego drugie imię brzmiało "Kłopoty".
Niby nic takiego, w mieście pusta droga. Nocne loty, wódka w bramie, w końcu nikt nie woła. Łajzy, półbogowie, żaden sobie już nie ufa.Ma na myśli budę i spuszcza je z łańcucha.
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl
