Co zrobić, kiedy nie mamy wykształcenia ani doświadczenia potrzebnych do zrealizowania swoich marzeń? Można z nich zrezygnować, można spróbować te braki nadrobić. Albo pójść na skróty, i tak jak Michał K. ze Zgierza, najzwyczajniej w świecie podszyć się pod pracownika wymarzonej instytucji. Polak, co prawda, udawał na małą skalę i nie zależało mu na pieniądzach, ale byli i tacy, którzy na podszywaniu zbili fortuny.
Michał K. wydrukował sobie – dość profesjonalnie – legitymację Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Funkcjonariusza z powodzeniem udawał przez kilka lat. Oszustwo wyszło na jaw, gdy próbował użyć legitymacji w jednostce wojskowej. Przy czym Michał K. nie robił tego by czerpać z tego korzyści finansowe. Wręcz przeciwnie - jego marzeniem było służyć w ABW i w trakcie swojej podrobionej służby dokonał kilku dobrych uczynków. Teraz Michał K. nie ma już nawet szans na pracę w Straży Miejskiej, bo został skazany prawomocnym wyrokiem za podszywanie się pod funkcjonariusza służb publicznych.
Michał K. nie był pierwszy i zapewne nie ostatni. Oto kilku najbardziej znanych i najciekawszych "podszywaczy" z Polski i świata.
Złap mnie, jeśli potrafisz
Frank Abagnale zyskał taką sławę, że w ekranizacji jego autobiografii wystąpił sam
Leonardo di Caprio. Urodzony w 1948 roku Amerykanin to prawdopodobnie najbardziej spektakularny oszust w historii współczesnej. Frank mieszkał z rodzicami w Bronxville w Nowym Jorku, ale już w wieku 16 lat uciekł z domu. Jako nastolatek Frank podrobił pierwszy czek bankowy, by zdobyć pieniądze. Wkrótce fałszowanie czeków stało się jego stałym źródłem dochodów. W ten sposób okradł banki łącznie na 2,5 miliona dolarów.
To jednak było za mało dla Abagnale'a. Ponieważ młodzieniec pasjonował się lotnictwem, postanowił zostać pilotem. W tym celu nie obrał jednak trudnej ścieżki szkoleń i treningów, a po prostu podrobił licencję pilota w liniach PanAmerican. A że potrafił naprawdę sterować samolotem, jego oszustwo długo nie wychodziło na jaw. Abagnale, dzięki swojej fałszywej licencji, "za darmo" latał samolotem ponad 200 razy i zwiedził przy tym spory kawałek świata. Dla Franka był to też sposób na uciekanie przed wymiarem sprawiedliwości, który już wówczas poszukiwał oszusta od czeków. Szczyt swoich możliwości w udawaniu kogoś innego Abagnale osiągnął zaś jako… wykładowca na Brigham Young University. Na uczelni posługiwał się nazwiskiem Frank Adams.
To wszystko sprawiło, że Frank Abagnale był najmłodszym poszukiwanym przez FBI. Jego twarz znalazła się na listach gończych zanim jeszcze Frank skończył 21 lat. Kiedy już został złapany, pod koniec lat 60., skazano go na 12 lat więzienia. Młodemu oszustowi udało się jeszcze uciec w 1971 roku, ale szybko ponownie go aresztowano. Ostatecznie Abagnale wyszedł na wolność w 1974 roku i został zwerbowany właśnie do FBI - jako ekspert od oszustw czekowych. To pozwoliło mu założyć firmę Abagnale & Partnerzy, która oferuje konsultacje z zakresu bezpieczeństwa.
Amerykański podszywacz w 1980 roku napisał swoją autobiografię "Złap mnie, jeśli potrafisz", na której oparto później film o tym samym tytule, ze świetną rolą wspomnianego Leonardo di Caprio. Inny oszust, którego losy posłużyły za kanwę filmu "Być jak Stanley Kubrick", to Alan Conway. Podszywając się pod znanego reżysera chodził na bankiety i spotkania, chociaż z wyglądu nawet nie przypominał Kubricka.
Niemiec prawie jak Rockefeller...
Na zekranizowanie swojej historii czeka wciąż Christian Gerhartsreiter. Urodzony w 1960 roku Niemiec wyemigrował do Stanów Zjednoczonych jeszcze jako nastolatek. Wkrótce zaczął używać aliasu Clark Rockefeller. Jako członek znanej rodziny finansistów poślubił Sandrę Boss, absolwentkę Harvardu. Oboje utrzymywali się z jej pensji, chociaż Gerhartsreiter udawał, że posiada pieniądze. Jego kłamstwa wyszły na jaw, a żona zażądała rozwodu.
Po rozstaniu, w 2008 roku, fałszywy Rockefeller porwał córkę, którą miał z Sandrą Boss. Policja szybko go jednak złapała i obnażyła prawdziwą tożsamość Gerhartsreitera. Śledztwo wykazało też, że Niemiec mieszkał w wielu różnych miejscach w całych USA. Między innymi w San Marino w Kalifornii, gdzie w 1985 zaginęło małżeństwo Sohus: John i Linda. Śledczy, badający sprawę niemieckiego oszusta, szybko wykryli, że mieszkał on w domu matki Johna Sohusa. Po dogłębnym śledztwie, w 2011 roku farbowanemu Rockefellerowi postawiono zarzut morderstwa, ofiarami miało być właśnie małżeństwo z Kalifornii. Gerhartsreitera jeszcze nie skazano za morderstwo, ale i tak znajduje się on w więzieniu - za porwanie dziecka i napad z bronią w ręku. Jak widać, Niemiec podszywał się nieudolnie - nie zyskał ani sławy, ani pieniędzy. Frank Abagnale z nazwiska "Rockefeller" na pewno zrobiłby lepszy użytek.
… I Polacy bogaci jak Rockefeller
By jednak zarobić fortunę poprzez udawanie kogoś innego, nie trzeba wcale korzystać z nazwisk rekinów finansjery. Wystarczy ładny garnitur, uczciwy uśmiech i rozpracowanie systemu bankowego.
Tak zrobiła grupa (nie wiadomo dokładnie, ile osób było zaangażowanych w całą akcję) Polaków, którzy w zeszłym roku okradli Alior Bank. Maciej S. z Pruszkowa pewnego czerwcowego dnia przychodzi do małego oddziału banku w swoim rodzinnym mieście. Tam, elegancko ubrany i zachowując się jak prezes, zakłada konto firmowe. Napomyka, że Alior Bank polecił mu znajomy przedsiębiorca, który sam zakładał konto w tymże oddziale. Maciej S. od razu zaznacza, że chciałby dokonywać wpłat gotówkowych "zamkniętych". To usługa tylko dla zaufanych osób - by ją realizować, trzeba mieć zgodę kierownika placówki lub być stałym klientem. Polega ona na tym, że pieniądze wkłada się awersem do góry do bankowej koperty z przezroczystym okienkiem. Na kopercie deklaruje się kwotę wpłaty i numer konta, na które mają trafić pieniądze, a następnie wręcza ją kasjerowi. Zadeklarowaną sumę pracownik banku musi od razu zaksięgować na koncie, zanim jeszcze w ogóle otworzy kopertę i ją przeliczy.
W tym samym czasie, w innym oddziale Alioru, konto otwiera Dariusz O., także z Pruszkowa. Od razu uprzedza bankierów, że za dwa dni wypłaci 250 tysięcy euro - żeby placówka miała czas na przygotowanie takiej gotówki. Dwa dni później, w piątek 3 czerwca, oszuści finalizują akcję. Maciej S. przynosi do banku kopertę z domniemanym ćwierć miliona euro. Bankier księguje wpłatę, Maciej S. od razu przelewa 250 tysięcy euro na konto Dariusza O. Ten, zgodnie ze swoim wcześniejszym planem, idzie do swojego oddziału i wyjmuje całą kwotę w gotówce.
Oczywiście, gdy dochodzi do podliczenia gotówki z koperty w poniedziałek 6 czerwca, zamiast pieniędzy wypadają z niej bezwartościowe papierki. Dariusz O. zniknął, tak samo Maciej S. Tego drugiego policji udało się odnaleźć, ale schorowanego, biednego, bezrobotnego. I bez pieniędzy. Dariusz O. uciekł z, bagatela, milionem złotych i zamienił się w widmo. Okazało się, że wszystkie dane obu panów, które podali przy zakładaniu kont, były fałszywe, a w żadnym z oddziałów nie było monitoringu. Alior Bank przyznał się do porażki, by przestrzec inne banki przed podobną sytuacją. Do dzisiaj nie wiadomo, co stało się z Dariuszem O.
Prezydent załatwi pracę
Niektórzy jednak podszywają się w bardziej szczytnych celach, niż nielegalne wzbogacenie. 26-letni Paweł Miter z Wrocławia postanowił sprawdzić, jakimi kryteriami przy zatrudnianiu kieruje się TVP i przeprowadził efektowną prowokację. Bezrobotny absolwent politologii korzystając ze strony pozwalającej wysyłać e-maile jako dowolny nadawca wysłał pismo do TVP jako szef Kancelarii Prezydenta Jacek Michałowski, z sugestią, by stworzyć program dla młodzieży chcącej omawiać bieżące sprawy polityczne i społeczne. W mailu wskazał samego siebie – Pawła Mitera – jako osobę odpowiednią do wykonania tego planu.
W efekcie, po wymianie wielu fałszywych maili i kilku spotkaniach z szefostwem TVP, Miter podpisuje umowę. Taką, o jakiej wszyscy młodzi mogą tylko marzyć - na 39 tysięcy złotych za odcinek. Sprawę ujawnił na łamach "Rzeczpospolitej". Władze telewizji musiały przyznać, że dały się podejść.