
Dyskusja wróciła na czołówki przez obywatelską inicjatywę zbiórki podpisów pod projektem nowelizacji ustawy aborcyjnej. Dzisiaj dopuszcza ona aborcję w trzech przypadkach: ciąża pochodzi z gwałtu, zagraża życiu matki lub płód ma nieodwracalne wady genetyczne. Teraz aborcja ma być zakazana i karana więzieniem (sąd może odstąpić od ukarania kobiety). Autorami projektu są Fundacja Pro – Prawo do życia oraz Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris.
Do listopada 2015 roku to on kierował Instytutem. Dlaczego przestał? Bo Beata Szydło powołała go na stanowisko wiceministra spraw zagranicznych. Aleksander Stępkowski zajmuje się w resorcie Witolda Waszczykowskiego traktatami oraz ochroną praw człowieka. Protestowały przeciw temu środowiska LGBT, bo obszar zainteresowań ministra Stępkowskiego to m.in. konwencja antyprzemocowa Rady Europy. Jeśli rząd PiS będzie chciał się z niej wycofać, to na pierwszej linii frontu będzie właśnie ten polityk.
W tym kontekście warto postawić pytanie, czy powrót do dyskusji o aborcji pomaga rządowi odciągnąć uwagę od sprawy Trybunału? A może przeciwnie – to problem dla partii rządzącej, a Stępkowski powinien był użyć swoich wpływów w Ordo Iuris, by zatrzymać zbiórkę podpisów?
Drugim organizatorem zbiórki podpisów jest Fundacja Pro – Prawo do życia. Projekt ustawy prowadzi Mariusz Dzierżawski, ale chyba najbardziej znaną działaczką organizacji była Kaja Godek, która pół roku temu rozstała się z Fundacją (opublikowaliśmy jej sylwetkę po debacie w sprawie aborcji w 2013 roku). Wtedy projekt ustawy wykreślał tylko jedną z trzech przesłanek dopuszczających aborcję (chorobę dziecka).
Kropla drąży skałę. Zdajemy sobie sprawę, że walka o życie to wojna rozłożona na wiele bitew. Za każdym razem mamy nadzieję, że wygramy już teraz. Nawet jeśli przegrywamy, wiemy, że to nas przybliża do ostatecznego celu. Każda kolejna akcja budzi sumienia, pokazując okrucieństwo rzeczywistości aborcyjnej w Polsce. Czytaj więcej
Poza zbieraniem podpisów pod kolejnymi projektami ustaw Fundacja zajmuje się organizowaniem szkoleń dla swoich współpracowników. Później organizują oni w swoich miastach wystawy antyaborcyjne (czyli po prostu rozstawiają plansze ze zdjęciami płodów po aborcji). Podobne zdjęcia pojawiają się też na pikietach, jak chociażby pod Szpitalem św. Rodziny.
Napisz do autora: kamil.sikora@natemat.pl