Nowy menedżer centrum handlowego Modo poprosił właścicieli butików o wystawienie na korytarze manekinów. W dramatycznym akcie rozpaczy, wesoło przyodziani statyści mają ożywić centrum handlowe, w którym zupełnie nie ma klientów. Zamiast kwitnącego handlu, przybywa tam opuszczonych krat w butikach, których właściciele nie bacząc na grożące kary finansowe, uciekli.
O to dowód, że w Warszawie powstała jedna galeria handlowa za dużo. Wchodzę przez główne drzwi galerii handlowej Modo i... szok. W zasięgu wzroku głównego holu i strefy restauracji są cztery osoby. Alejka B zupełnie pusta. Na końcu alejki C widzę dwie osoby. To jednak sprzedawczynie z sąsiednich butików, z nudów rozmawiają o trenerze z siłowni. U Grycana jedna pani miesza kawę. Przy kebabie zero klientów. U Łukasza Jemioła sprzedawczyni nerwowo nadaje nogą telegraf. Pusto u Teresy Rosati, w butiku Paprocki& Brzozowski sprzedawczyni patrzy z żalem w oczach: "przyjdź, zapytaj o coś nudzi mi się". Z kolei Takeshy Kurosawa spuścił kratę nie zostawiając nawet wywieszki "zaraz wracam".
Tak dziś wygląda otwarte zaledwie w październiku centrum handlowe Modo. Okrzyknięte modowym centrum stolicy, rajem szafiarek, miało być tak elitarne, że inwestor nie chciał w nim żadnych sieciówek. Odesłał z kwitkiem H&M, Reserved, Zara czy CCC. Teraz gorzko żałuje, bo bez popularnych marek, "sieciówek" nie ma tam zupełnie ruchu.
– Jestem więźniem tego butiku. W sobotę sprzedałem dwie sukienki. Od tamtej pory nic – pan Janusz ze wściekłością rzuca okulary na stół i liczy zainwestowane pieniądze. – Zostawiłem tu dobrej klasy samochód. Natychmiast zwinąłbym interes, gdyby zarządca galerii nie szantażował mnie karą finansową za wycofanie się z 5-letniej umowy najmu. Chcą ode mnie jeszcze 27 tys. złotych. Dramat.
Sąsiad pana Janusza miał więcej rezonu. Spakował towar, spuścił kratę i wyszedł. – Ale to Ukrainiec, założył firmę pod ten jeden biznes nikt będzie w stanie go odszukać – tłumaczą sąsiedzi właściciela butiku Jankes. Podobnie zrobiła pani L. znana warszawska bizneswoman. Wznieciła bunt handlowców przeciwko tureckim właścicielom Modo. Powiedziała, że ich biznes to klapa, odmówiła płacenia czynszu i wyprowadziła się. Teraz jej lokal przykrywają plansze "Modo, ceny dla każdego". Na tym nie koniec konsekwencji. Bizneswoman wystawiono notę odsetkową na ponad 260 tys. zł. Do boju przystąpili prawnicy obu stron.
– Płacę 28 euro miesięcznie czynszu za jeden metr kwadratowy butiku. Od pięciu miesięcy dokładam do biznesu 5-10 tys. złotych. Sprzedawczyni wypowiedziała mi umowę o pracę. Powiedziała, że nie wytrzymuje braku pracy, nudzi się jej mimo Facebooka, przeczytała wszystkie zaległe książki – opowiada właścicielka sklepu z polskimi butami. Gdyby tylko mogła wywinąć się z umowy natychmiast zamknęłaby biznes. Płacze, że dokłada do strat z pieniędzy zarobionych w autorskim butiku w Warszawie.
Takich historii jest już kilkanaście. Modo nie spełniło oczekiwań przedsiębiorców wynajmujących tam lokale. Inwestor obiecywał złote góry reklamując się hasłem, "3 miliony w godzinę". Według prospektu, tyle osób znajduje się w zasięgu godziny jazdy samochodem lub komunikacją miejską. A Warszawa to przecież region z wysokimi pensjami. Na papierze wszystko wyglądało dobrze. Aleją Krakowską faktycznie przejeżdża 4 tys. samochodów na godzinę, pobliskimi Al. Jerozolimskimi 2,5 tys/h, ale jakoś parking przed Modo świeci pustkami. W weekendy znacznie więcej klientów ma pobliskie targowisko Bakalarska, na którym bez obciachu i wstydu ubiera się np. Filip Chajzer. To kim mieli być klienci Modo?
Klient typu nikt
Inaczej tę sprawę widzą najemcy. Ich zdaniem centrum handlowe nie jest dla bogatych. Bo kiedy klienci miną wystawne butiki frontowe w kolejnych alejkach pojawiają się moherowe sweterki i sukienki weselne za 99 zł. Z kolei właściciele butików z tańszą odzieżą twierdzą, że ich klientów płoszą ceny wystawione na witrynach projektantów Paprockiego&Brozowskiego. W efekcie nie wiadomo kim jest typowy klient Modo, co widać na pustych korytarzach.
Część przedsiębiorców chciałoby się natychmiast stamtąd wyprowadzić, lecz właściciel żąda zapłaty za 5 albo 3 lata – na taki okres zawarto większość z umów najmu. Tak naprawdę Turcy też cienko śpiewają. Faktem jest, że mają spore doświadczenie w biznesie. To jest ta sama grupa inwestorów, którzy zarobili krocie na budowie centrum handlu odzieżą Maximus, wcześniej wybudowali Blue City oraz wieżowiec Millenium Plaza w Warszawie. Problem jednak leży w tym w tym, że Modo powstało za kredyt z Alior Banku. Bankierzy zazwyczaj wymagają w biznesplanie przedsięwzięcia, aby obiekt był wynajęty na prawie 100 procent, a umowy wieloletnie, co gwarantuje odpowiedni przepływ gotówki i spłatę kredytu. Dlatego Turcy nie mogą pozwolić sobie na ucieczkę handlowców. Pytanie tylko, która ze stron ryzykowała więcej?
Najprawdopodobniej w Warszawie powstała po prostu o jedna galeria za dużo. Pisaliśmy o problemach łódzkiej galerii Sukcesja. W Polsce jest już ponad 450 galerii handlowych i wciąż powstają nowe. Ze wskaźnikiem 285 metrów kwadratowych galerii handlowych na 10 tysięcy mieszkańców bijemy na głowę Niemców i średnią w Unii Europejskiej - 203 m2. Jakim cudem to wszystko ma zarabiać? Może już nastał kres prosperity? To naprawdę byłby fenomen ekonomiczny, bo w porównaniu z sąsiadami z bogatszych krajów z UE Polacy mają cieńszy portfel, a najwięcej wciąż wydajemy na jedzenie, wydatki na mieszkanie i generalnie "przeżycie do wypłaty" niż na rozrywkę i zakupy upominków.
Wietnamczycy ostrzą zęby
Krążą plotki, że centrum Modo przejmą Wietnamczycy z Wólki Kosowskiej i zrobią galerię "po taniości". Widziano jednego jak z planami chodził po centrum. Modo zaprzecza. Kilka tygodni temu wybrano nowego zarządcę. – Pracuję w biznesie retail 20 lat i wiem, że ten obiekt jest do uratowania. W Blue City też kiedyś były pustki, a dziś to centrum ma świetne wyniki. Podobnie, początkowo problemy miały Złote Tarasy – mówi Agnieszka Drucis z firmy Real2B, szefowa marketingu Modo. Twierdzi, że wyprowadzki chce tylko kilka osób. Myli się, na internetowym forum najemców Modo zarejestrowało się blisko setka przedsiębiorców gotowych do ucieczki.
Centrum zapowiada zmianę polityki marketingowej. Przedstawiciele firmy przekonują, że na rynku jest miejsce dla obiektu, który będzie promował właśnie polskich projektantów i produkty "made in Poland".
Agnieszka Drucis prosiła w rozmowie z naTemat, aby jeszcze nie stawiać krzyżyka na tym centrum handlowym i napisać coś pozytywnego. Spełniam obietnicę. Jeśli nie lubicie robić zakupów, przerażają was zatłoczone Galeria Mokotów czy Arkadia, rozszabrowane stoiska Zary i H&M, kolejki w przebieralniach to idźcie do Modo. Towar klasy de lux można kupić za połowę ceny uwidocznionej na metce, a każdy sprzedawca padnie wam jeszcze do stóp.
Tak naprawdę chętnie zobaczymy u nas klientów o różnych oczekiwaniach i profilach. Dlatego też nasze domy mody zostały podzielone na trzy strefy: ART, BRAND i POP. W strefie ART zakupy zrobią klienci oczekujący indywidulanych rozwiązań i mody z najwyższej półki - tu swoje butiki otworzą tacy projektanci jak Łukasz Jemioł, Paprocki&Brzozowski, Teresa Rosati oraz Natasha Pavluchenko. W strefie BRAND znajdą się znane, topowe marki Znajdziemy tu takie brandy jak Monnari, Henri LLoyd, Bugatti, Baldowski, Wólczanka i Pierre Cardin. Natomiast w strefie POP będzie można kupić modę popularnych marek takich jak Ryłko, Mosquito, Bialcon, Caprice i Ochnik w przystępnej cenie.