Kremy z popularnych drogerii rzadko mają wszystkie magiczne właściwości opisane na etykiecie. A nawet jeśli (w niektórych, rzadkich przypadkach) tak się dzieje, to i tak się tego nie dowiesz, nie przetestowawszy połowy półki. Skończ z konsumencką naiwnością, a z zasady "mam pewność tylko co do tego, co sama zrobiłam" zrób swoje credo. Przybliży Cię to do gładkości prędzej niż wiara w hasła reklamowe koncernów kosmetycznych. Chociaż efekt placebo podobno też czyni czasem cuda...
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Wszystkie mamy przyjaciółki, które robią to w domu, albo przynajmniej słyszałyśmy, że robi to koleżanka koleżanki, ale same jakoś nie miałyśmy śmiałości spróbować. Po poświęceniu trzech wieczorów na czytanie o kosmetykach, które można wykonać samodzielnie, a tym bardziej po spotkaniu z Arturem z ECOSPA, który pokazał mi jak robienie kremów wygląda w praktyce, zaczęłam się zastanawiać dlaczego wcześniej nie przyszło mi do głowy zgłębienie tematu.
W pierwszej kolejności chodziło chyba o przekonanie, że domowe kosmetyki to domena walczących ekolożek i że robi się je z powodu śmierci wielorybów, skażenia wód i spółki. Owszem, wybieram pastę do zębów bez dodatkowego, papierowego opakowania, piję wodę z kranu i chodzę po zakupy z własnymi torbami, ale to by było na tyle. Poświęcenie dodatkowych pieniędzy i czasu na krem za którym kryłby się tylko zbożny cel jakim jest ulżenie obcemu wielorybowi, jakoś nie mieściło mi się w głowie. Kolejnym powodem była moja szkolna niechęć do chemii, która z czasem ustąpiła miejsca zapomnieniu. Wstyd się przyznać, ale jakkolwiek pamiętam wciąż jak funkcjonuje mitochondrium, nie jestem w stanie przywołać innej definicji kwasów i zasad niż podanie kilku przykładów. No a że kosmetyki to przecież chemia wie każdy laik, który usiłował kiedyś wgryźć się w skład kolorowych tubek z szafki w łazience. W większości przypadków ta przygoda zaczyna się i kończyć na słowie "acqua".
Fakty i mity
Istnieje wiele legend, bardziej miejskich, niż ludowych, które narosły wokół robienia kosmetyków w domu. Jedną z nich jest właśnie konieczność znajomości chemii. Nie musisz być ekspertką w rozrysowywaniu wiązań chemicznych, żeby ukręcić samodzielnie krem. Wystarczy, że poświęcisz trochę czasu na poczytanie o właściwościach poszczególnych składników. To trochę tak jak z wiedzą o odżywianiu - możesz zdrowo jeść przestrzegając z grubsza proporcji zawartych w piramidzie żywienia, świadomość wszystkich złożonych procesów wywoływanych w organizmie przez chleb pszenny i pomidory nie jest niezbędna.
Używanie kremów ekologicznych nie jest poświęceniem i przestawieniem się na gorsze produkty. Ekologia stanowi raczej miły dodatek - pięknieje twoja skóra i pięknieje świat. Podstawowa przewaga takich kremów nad tymi drogeryjnymi jest taka, że doskonale wiemy, co jest w naszym słoiczku. Firmy kosmetyczne kuszą nas koenzymem Q10, a reklamowany w ten sposób kosmetyk może zawierać śladowe ilości substancji, niewyczuwalne dla skóry. Składy na opakowaniach są podawane wedle zasady "od największej do najmniejszej zawartości", wyszczególnienia procentowe należą do rzadkości. Zakraplając witaminę E i olej arganowy do samodzielnie zrobionego kremu widzimy za co płacimy. Co więcej, składy drogeryjnych specyfików są standaryzowane. Podział kosmetyków na grupy przeznaczone dla określonych typów skóry i jej wieku jest bardziej chwytem marketingowym niż indywidualnym dopasowaniem.
Do tej pory uważałam, że kwasu hialuronowego powinni się wystrzegać wszyscy, którzy nie ukończyli 30. roku życia, no bo przecież do skóry dojrzałej, to nie do młodej. Przesłanki tego niepopartego niczym rozumowania? Reklamy i etykiety. Podstawową rolą kwasu hialuronowego jest głębokie nawilżanie skóry, potrzebne i 20- i 60-latce. Oczywiście efekty będą lepiej widoczne na starszej skórze, co nie znaczy, że krem nadaje się tylko dla niej.
Być może wzbraniasz się przed zabawą w chemiczkę, bo po prostu obawiasz się bezowocnego poświęcenia czasu i pieniędzy. Po raz kolejny użyteczna zdaje się być tu metafora kulinarna. Kiedy robisz obiad na podstawie nowego przepisu, który łączy nieszablonowo smaki i zawiera droższe niż zwykły posiłek składniki, też zachodzi ryzyko, że nie będzie on smakował ani Tobie, ani nikomu z poczęstowanych. Prawdopodobieństwo, że potrawa będzie tak okropna, że trzeba będzie ją wyrzucić, jest jednak małe. Z kosmetykami robionymi w domu jest bardzo podobnie - za pierwszym razem krem czy szampon może nie trafiać w stu procentach w potrzeby naszej skóry, ale na pewno będzie zdatny do użycia i prawdopodobnie lepszy niż kosmetyk z sieciówkowej drogerii. Całkowite marnotrawstwo składników i pieniędzy nie wchodzi w tej zabawie w grę.
A co z czasem? Ten jest jak wiadomo pojęciem względnym, pozostawiam waszej ocenie czy zrobienie kremu na gotowej bazie ekologicznej w mniej niż pół godziny albo stworzenie go od podstaw w około 40 minut to długo. Należy też oczywiście doliczyć jakąś godzinę na zapoznanie się z właściwościami poszczególnych olejków czy witamin zanim zamówimy nasz zestaw startowy (półprodukty kosmetyczne w Polsce są wciąż dostępne przede wszystkim w sieci).
Samodzielne mieszanie kosmetyków to świetna zabawa manualna, dająca przy tym satysfakcję, że zrobiliśmy coś własnoręcznie (i to coś fajniejszego niż niesymetryczna serwetka na telewizor). Nie rozpatrywałabym tego w kategoriach tracenia czasu, lecz raczej jako formę relaksu. Szczerze powiedziawszy robienie kosmetyków spodobało mi się na tyle, że czekam aż kremy, które zrobiliśmy z Arturem stracą datę ważności, żebym mogła wypróbować kolejne kompozycje.
Jak zacząć?
Po pierwsze uwierz, że kosmetyki naturalne działają i to często lepiej niż te gotowe. W racjonalnym świecie wiara wymaga oczywiście dowodów. Pierwszy będzie bez kosztowy i niewymagający dodatkowych lektur. Wymieszaj 3 łyżki mielonej kawy (w wersji hiperekologicznej mogą to być nawet fusy z ekspresu) z trzema łyżkami cukru i z trzema łyżkami dowolnego oleju spożywczego np. z pestek winogron (uważaj z oliwą z oliwek, jej zapach nie do końca zgrywa się z kawą). Odstaw na noc, a rano zrób sobie energetyzujący peeling. Działa? Gratuluję, właśnie zostałeś neofitą naturalnych kosmetyków, czas szykować półkę w łazience.
Jeśli nadal trochę się wzbraniasz przed zrobieniem mazidła od a do z, kolejnym krokiem mogą być naturalne olejki, które wystarczy dodać do już napoczętych kremów i wymieszać. Z równym powodzeniem można wzbogacić kilkoma kroplami porcję odżywki, którą chcemy nałożyć na włosy. Ten etap eksperymentów ma to do siebie, że możemy dowiedzieć się przy okazji jaki olej działa na nas najlepiej. Przykładowo olej z pestek malin chroni przed promieniowaniem słonecznym, a olej z kiełków pszenicy, przyspiesza odbudowę zniszczonego naskórka i jest tani (w ECOSPA 6,80 za 30 ml). Świadomość co lubi nasza skóra przyda się, kiedy zaczniemy komponować kosmetyki samodzielnie i będziemy musiały dobrać poszczególne składniki.
Kiedy już ugruntujemy swoją wiarę w matkę naturę i dowiemy się czy nasze pory łakną oleju z pestki śliwki czy z nasion arbuza możemy zacząć myśleć o kremie. Artur Chaber, współwłaściciel sklepu internetowego z ekologicznymi półproduktami kosmetycznymi ECOSPA, zdaje sobie sprawę, że wielu ludzi robienie kosmetyków przeraża, nawet nie tyle ze względu na rzeczywistą trudność, co z powodu wyobrażeń na jej temat. Z myślą o tych osobach niedawno wprowadził do sprzedaży zestaw startowy, z którego korzystaliśmy robiąc wspólnie pierwszy kosmetyk.
Każdy krem, także taki drogeryjny zawiera dwie fazy: wodną i tłuszczową. Faza wodna ułatwia wniknięcie substancjom aktywnym w głąb skóry i nawilżenie jej od środka, a faza tłuszczowa zabezpiecza powierzchnię skóry przed utratą wody. Ten dualizm sprawia także, że możemy przyswoić zarówno witaminy rozpuszczalne w wodzie, jak i te, które rozpuszczają się w tłuszczach.
Wiosenny krem na gotowej bazie
Wiecie już po co i dlaczego warto, czas na opis. Do odmierzonej bazy ekologicznej, która jest gotowym połączeniem obu faz dolewamy dwa oleje (każdy z nich powinien stanowić około 5% składu kremu) - my wybraliśmy olej z awokado i z nasion chia. Mieszamy aż wtopią się w bazę. Następnie dodajemy składnik aktywny, w przypadku naszego kremu była to witamina E (3% 60 ml kremu). Znowu dokładnie mieszamy i dodajemy ostatni element kompozycji, czyli kilka kropel olejku eterycznego z lawendy, który nie tylko ma właściwości relaksujące, ale jest też naturalnym konserwantem.
Artur zapytany o olejki eteryczne dostępne w marketach i o to, czy można nimi, podobnie jak naturalnymi olejami, wzbogacać skład gotowych kosmetyków nie krył sceptycyzmu -Niepokojący jest sam fakt, że olejki spoza specjalistycznych sklepów, niezależnie od tego z jakiej rośliny wedle etykiety są zrobione, mają takie same ceny. Tymczasem ceny surowców znacznie się różnią. Na przykład olejek z neroli, modny składnik perfum, jest otrzymywany w procesie destylacji ogromnej ilości świeżych kwiatów pomarańczy. Nie da się kupić go za 12 zł za kilka mililitrów - komentuje.
Gotowa baza nie wymaga podgrzewania, a dzięki stabilizatorom przygotowany w oparciu o nią krem można używać trzy miesiące. Jaki ekwipunek jest niezbędny do zrobienia takiego kremu? Przede wszystkim będziemy potrzebowali wagi, która odmierza z dokładnością co do 0,1 g (tzw. waga jubilerska). Można znaleźć ją już za około 15 zł. Poza tym sprawę ułatwiają zlewki z podziałką mililitrową i szklane bagietki do mieszania, jednak na potrzeby pierwszego razu z powodzeniem możemy użyć starannie umytych i zdezynfekowanych alkoholem etylowym cienkich kieliszków do likieru czy wódki i łyżeczki do deserów. Mieszanie mieszaniem, ale nasze kosmetyczne opus magnum w czymś trzeba przecież trzymać. Najlepiej sprawdzą się szklane słoiczki z ciemnego szkła.
Krem z kwasem hialuronowym i witaminą A bez konserwantów
Drugi krem wymagał sprawnej ręki i zdecydowania, jednak powinni poradzić z nim sobie wszyscy ci, którzy kiedykolwiek z sukcesem odlali wodę z makaronu (lub ziemniaków). Tutaj fazę wodną i tłuszczową łączymy samodzielnie przy pomocy emulgatora, który spaja naturalnie niełączliwe cząsteczki wody i lipidów. Podgrzewamy oleje w kąpieli wodnej tak długo, aż woda zacznie lekko wrzeć (znów użyliśmy oleju z awokado, który wzbogaciliśmy tym razem o olej z pestek malin). Wyjmujemy zlewkę z garnka i dolewamy do niej biobazę emulgującą i wrzącą wodę (po prostu, z czajnika). Mieszamy energicznie i patrzymy jak na naszych oczach z wody i oleju powstaje kremowa emulsja. Żeby do tak powstałej podstawy dodać substancje aktywne (wybraliśmy kwas hialuronowy i witaminę A) musimy poczekać aż mieszanina osiągnie temperaturę pokojową. W przypadku kremu bez konserwantów data ważności wynosi dwa tygodnie i konieczne jest przechowywanie go w lodówce.
My tu gadu gadu, a ile to wszystko kosztuje? Za zrobienie 60 ml kremu na gotowej bazie wzbogaconego np. o olej makadamia, olej z pestek truskawek, z kwasem hialuronowym i z cytrynowym olejkiem eterycznym zapłacimy około 45 zł, a składniki starczą nam przynajmniej na kolejne 30 ml takiego samego kremu (kwasu hialuronowy i olejek eteryczny zostaną na o wiele więcej eksperymentów, bo dodaje się ich po kilkanaście kropel). Z kolei cena składników potrzebnych do zrobienia drugiego z kremów (od podstaw i bez konserwantów) to 50 zł za około 90 ml (posługiwałam się cennikiem półproduktów ze strony ECOSPA, gdzie znajdziecie też informacje o właściwościach poszczególnych składników i gotowe przepisy na kosmetyki).
Czy warto zaczynać zabawę w kręcenie kremów? Na pewno warto spróbować. Jedynym przeciwwskazaniem wydaje się być kłopot z natychmiastowym rozpoznaniem potrzeb swojej skóry i dobranie stosownych składników. Kremy, które zrobiliśmy z Arturem były komponowane wedle standardowych receptur, nie tworzyliśmy ich pod kątem mojego typu cery, ani z uwzględnieniem potrzeb skóry redakcyjnej koleżanki, z którą podzieliłyśmy się łupami. I wiecie co? Działają o wiele lepiej niż kosmetyki, które kupujemy za porównywalne pieniądze w drogeriach, teoretycznie dobierane stosownie do wieku i typu skóry. Wnioski wyciągnijcie sami.