Beyoncé lubi zaskakiwać swoich fanów, ale też pracowników wytwórni Columbia Records (która jest częścią SONY Music Entertainment) na całym świecie. Oni, przeczuwając, że artystka opublikuje nową płytę, są w ciągłym napięciu i w ciągłej gotowości. Po poprzedniej płycie "Beyoncé" z 2013 roku wszyscy wiemy, że artystka jest nieprzewidywalna.
Królowa B.
W niedzielę w końcu to się stało. „Lemonade” agresywnie przejęło nagłówki popularnych serwisów, fani zareagowali dzikim entuzjazmem. Znawcy muzyki i eksperci od Knowles prześcigają się w ocenach. „To najbardziej osobista płyta Beyoncé!” „Świetny poziom!”, „Udowodniła, że jest najlepsza”.
Faktycznie, nowa płyta jest bardziej dojrzała i jeszcze bardziej emocjonalna od pozostałych. Wylewa się z niej cierpienie i miłość. Głównymi bohaterkami są kobiety - zdradzane, oszukiwane, kochane, kochające, silne i zbyt uległe. Każdy utwór opowiada o innej postawie, a artystka nie daje nam zapomnieć o pobocznym przekazie - który najmocniej wybrzmiewa, kiedy muzyki słuchamy oglądając godzinny teledysk. Tam widzimy nawiązania do ciężkiego losu czarnoskórych kobiet. Niewolnic, które mimo upokorzeń zawsze dawały z siebie wszystko, głównie miłość.
Plotki
O płycie „Lemonade” mówi się, że jest nawiązaniem do prywatnego życia artystki. Jednak to nie do końca prawda. Słowa utworów mogą kojarzyć się z sensacyjnymi doniesieniami z jej życia prywatnego, ale Beyoncé jest zbyt empatyczna, żeby skupiać się tylko na sobie. To opowieść o każdej kobiecie - matce, córce, żonie, kochance.
W godzinnym "Lemonade The Visual Album" występuje ojciec Bey i Jay-Z, ale wydźwięk tych scen jest inny, niż oczekują tego brukowce. Artystka pokazuje swoich mężczyzn z czułością, w jak najlepszym świetle. Ojciec, który miał zdradzać matkę artystki jest tu wspaniałym dziadkiem, nauczycielem. Mąż Beyoncé, również oskarżany o zdrady, które miały być powodem jego szarpaniny z Solange Knowles w windzie, pokazany jest jako troskliwy partner, który zdaje się być w pełni oddany swojej żonie.
Odkupienie
Godzinny album wizualny Bey ma wiele innych ukrytych znaczeń. Kilka miesięcy temu pisaliśmy o teledysku do utworu „Formation” - w którym artystka pochyla się nad problemem dyskryminacji rasowej, ciężkiej sytuacji w Nowym Orleanie po huraganie Katrina i odcina się od plotek na temat życia prywatnego. I całe „Lemonade” także dotyka tych tematów - przecież „Formation” jest tej płyty częścią.
Słuchacze, oglądając film będący obrazem do dźwięku, przechodzą przez kilka faz. Kolejno: Intuicja, Wyparcie, Złość, Apatia, Pustka, Odpowiedzialność, Przemiana, Wybaczenie, Zmartwychwstanie, Nadzieja, Odkupienie. Każda faza odpowiada emocjonalnemu życiu kobiety, która cierpi. To pokazuje, że płyta jest całością.
W teledysku pojawiają się kobiety, które artystka podziwia. W „Sorry” widzimy twerkującą Serenę Williams - kobietę niezależną. Pojawia się też najmłodsza aktorka nominowana do Oscara - 9 letnia Quvenzhané Wallis, gwiazda „Igrzysk Śmierci” Amandla Stenberg, modelka cierpiąca na bielactwo - Winnie Harlow.
Girl power
Nowy album przepełniony jest feministycznymi przekazami. W „Don’t Hurt Yourself” słyszymy głos Malcolma X, który podczas przemówienia w Los Angeles w 1962 roku powiedział, że czarna kobieta cieszy się najmniejszym szacunkiem ze wszystkich ludzi w Ameryce. Wzruszającym elementem „Lemonade The Visual Album” jest hołd Beyoncé złożony ruchowi Black Lives Matter (we fragmencie teledysku do utworu „Freedom”). Przedstawione są tam matki czarnoskórych mężczyzn zabitych przez przedstawicieli amerykańskich służb.
No dobrze, a co sprawy równości rasowej, feminizm i miłość mają wspólnego z lemoniadą? Wyjaśnieniem jest archiwalny fragment przedstawiający babcię Jaya Z, która w trakcie przemówienia z okazji swoich 90-tych urodzin mówi: – Miałam w życiu wzloty i upadki, ale zawsze odnajdowałam w sobie siłę na to, żeby wziąć się w garść. Dostawałam cytryny, ale robiłam z nich lemoniadę.
Rock i poezja
Album jest inny niż poprzednie. Bardziej rockowy, słychać tu inspiracje muzyką reggae, jest utwór w stylu country („Daddy Lessons”). Największe wrażenie robią featuringi. Jack White w agresywnym „Don’t Hurt Yourself”, The Weekend w zmysłowym „6 Inch”, James Blake w emocjonalnym „Forward” i Kendrick Lamar w najlepszym chyba na „Lemonade” utworze - „Freedom”. Cała płyta zyskuje jednak przy przesłuchaniu bez oglądania wideo, bo to, co widzimy na ekranie odciąga uwagę od dźwięku. Po prostu widząc tak dobry film, trudno skupić się na muzyce.
"Lemonade" jest albumem bardzo dopracowanym, przemyślanym. Im dłużej go słucham, skłaniam się ku opinii, że jest największym dziełem Knowles. Bardzo wzruszający „The Visual Album”, z pięknymi, onirycznymi i poetyckimi zdjęciami sugestywnie pokazuje emocje artystki, sprawia, że łatwiej je z nią współodczuwać. Można to oglądać w kółko. Diva jest tu pompatyczna, histeryczna, rzuca klątwy, buntuje się, jest agresywna, a potem czuła i delikatna. Pełno tu ciemności, wody, płomieni, krwi, płatków kwiatów, słońca i morskiej bryzy. Prawdziwy rollercoaster.