Spać się nie da, żeby zasnąć trzeba wkładać zatyczki do uszu. Hałas, który przeszkadza nawet w ciągu dni, w nocy jest nie do wytrzymania. Brudy gromadzące się w odpływach wylewane są na okoliczne trawniki. Mgła wody i chemikaliów unosi się do wysokości drugiego piętra. Wszystko za sprawą uciążliwej myjni samochodowej.
„Jestem mieszkańcem domu przy ulicy Ślicznej we Wrocławiu. Zeszłego lata na naszym osiedlu 20 metrów od okien budynku postawiono myjnię samochodową, która zatruwa nam życie, także dosłownie”. Tak zaczyna się mail, który dotarł na skrzynkę naTemat. Z dalszej jego treści wynika, że myjnia zrujnowała życie okolicznym mieszkańcom.
Najgorszy jest hałas. Szum wody uderzającej o blachy karoserii słychać nawet przy zamkniętych oknach, przy otwartych staje się nie do zniesienia. Nie można rozmawiać, nie można pracować. Jedna z mieszkanek musiała zrezygnować z udzielania korepetycji, bo przy otwartym oknie nie było słychać, co mówi, a było za ciepło, żeby siedzieć w szczelnie zamkniętym mieszkaniu. Uchylenie okna wystarczyło, żeby hałas uniemożliwił prowadzenie lekcji.
Do tego problemem jest mgła unosząca się nad myjnią. Jeśli wszystkie sześć stanowisk jest zajętych to para wodna wraz z chemikaliami unosi się do wysokości drugiego piętra. Ściany są wilgotne, chemia osadza się na budynku i, jak twierdzi nasz czytelnik, w płucach mieszkańców.
Sposób na biznes
Żeby otworzyć myjnię samochodową nie trzeba wiele zachodu. Wystarczy sprawdzić, czy plan zagospodarowania przestrzennego dopuszcza budowę, jeśli nie ma planu to trzeba się zgłosić z takim projektem do miejscowego urzędu architektury i planowania przestrzennego. Myjnie samochodowe nie są wpisane na listę budynków o szczególnej uciążliwości dla mieszkańców. Jeśli chce się postawić wiatę na kilka samochodów, należy jedynie przestrzegać ogólnych przepisów określających, ile metrów od krawędzi działki może stać budynek.
Trzeba oczywiście zadbać o to, żeby projekt spełniał przepisy przeciwpożarowe, podłączyć wodę, zakupić urządzenia i ... biznes zaczyna się kręcić. Specjaliści z branży mówią, że inwestycja zwraca się zwykle po dwóch, trzech latach. Im więcej klientów tym szybciej, więc myjnia w środku miasta szybciej zacznie przynosić dochód niż postawiona w szczerym polu. Najlepiej, jak pracuje przez całą dobę siedem dni w tygodniu, bez przerwy.
– Jeszcze rok temu w tym miejscu rosły piękne, kwitnące drzewa, z których dochodził śpiew ptaków – wspomina czytelnik. Z chwilą otwarcia myjni wyniosły się ptaki, ale także wszystkie okoliczne koty. – My nie mamy takiej możliwości, wszelkie próby sprzedania mieszkania kończą się porażka, gdy tylko otworzy się okno – żali się mieszkaniec osiedla przy ulicy Ślicznej. Potencjalnych klientów odstrasza nieustanny hałas, smród chemikaliów i lampy świecące całą dobę.
Waldermar Forysiak, rzecznik Straży Miejskiej we Wrocławiu nawet nie wiedział, że przy ulicy Ślicznej jest myjnia. –Jest przy Borysowskiej, ale tam jest ponad sto metrów od budynków – twierdzi. Obiecał sprawdzić, czy myjnia postawiona między budynkami na ulicy Ślicznej rzeczywiście zakłóca ciszę nocną.
Urzędnicy z Miejskiego Wydziału Architektury znają problem, ale podkreślają, że właściwie nic nie można zrobić. – Dzwonią do nas zdenerwowani mieszkańcy, ale jeśli myjnia została postawiona w oparciu o zgodę na budowę, to można co najwyżej pisać do wydziału środowiska i rolnictwa skargi i petycje. Jeśli kontrola z wydziału środowiska wykaże, że łamane są przepisy, może zostać wydana decyzja o zamknięciu uciążliwej myjni.
Nie tylko mieszkańcy Wrocławia mają problem
Myjnia przy ulicy Ślicznej we Wrocławiu bynajmniej nie jest jedyną, która przeszkadza mieszkańcom. Kilka lat temu w Słupsku przy ulicy Andersa był taki sam problem. Mieszkańcy składali skargi na hałas, zanieczyszczenia, ruch samochodowy i opary chemiczne. Tam również myjnia została postawiona bez konsultacji z mieszkańcami. Tomasz Pląska, prezes spółdzielni tłumaczył się, że nie podejrzewał, że inwestycja będzie komuś przeszkadzać. Obiecał zająć się problemem. – Z tego co się orientuję, myjnia funkcjonuje do dziś – twierdzi Krzysztof Głowinkowski, dziennikarz Głosu Pomorza, dziennika który 6 lat temu opisywał sprawę myjni przy Andersa.
– Przebywanie we własnym domu stało się nie do zniesienia. Przestałem zapraszać znajomych ponieważ hałas całkowicie uniemożliwia rozmowę czy obejrzenie filmu. Jeszcze do niedawna nie musiałem nastawiać budzika, bo jakiś cham z obsługi przyjeżdżał między 6 a 7 rano i złośliwie pryskał po ścianach – pisze nasz czytelnik. Do tego zwraca uwagę na problem zanieczyszczenia. – Kilkukrotnie widziałem przez okno jak pod osłoną nocy osoby obsługujące wybierały do wiader szlam z odpływów i wylewały na sąsiedni trawnik.
O myjni jest też głośno na portalu społecznościowym. Mieszkańcy podobnie jak nasz czytelnik proszą o uszanowanie ciszy nocnej. „Mam malutkie dziecko i ten hałas nie jest fajny”. „W życiu bym nie przypuszczał, że ilość decybeli przy myciu auta może być równa przelatującemu F16”. „Czy komfort dający możliwość korzystania z myjni w godzinach nocnych powinien odbywać się kosztem komfortu mieszkańców?” Mieszkańcy nie mają wątpliwości, co do tego, że zostali skrzywdzeni przez kogoś, kto postawił im pod nosami myjnię samochodową.
– Tymi, którzy skorzystali lub zamierzają skorzystać z tego miejsca proponuję spędzić lipcowy weekend z oknami pozamykanymi na głucho i włączonym odkurzaczem na balkonie. Wtedy zrozumieją, co muszą znosić dziesiątki rodzin mieszkających po drugiej stronie ulicy – proponuje czytelnik naTemat.