Klinika Budzik działa od trzech lat. W tym czasie udało się wybudzić 26 młodych pacjentów. Dzieci po wybudzeniu ze śpiączki potrzebują jednak jeszcze wielu miesięcy rehabilitacji, przed nimi jest ciężka walka o powrót do względnej normalności.
Klinika po roku działalności stała przed widmem konieczności zamknięcia z powodu braku pieniędzy. Aktorka Ewa Błaszczyk, pomysłodawczyni i założycielka kliniki walczyła o pieniądze gdzie się tylko dało. Pisała apele do prezydenta, premiera , wszystkich możliwych komisji zdrowia, pojawiały się prośby o datki i pomoc w radiu i telewizji. Udało się, klinika nie przerwała działalności, dzięki czemu w marcu udało się wybudzić 26. pacjenta w historii lecznicy.
Na wybudzenie wciąż czeka córka aktorki, Ola. Jak pisaliśmy w naTemat, być może niedługo dzięki przeprowadzeniu operacji uda się Olę wybudzić. Zdaniem Ewy Błaszczyk to właśnie Ola czuwa na tym, co robią wszyscy pracownicy Budzika, zachęca ich do działania i dopinguje. I klinika odnosi kolejne sukcesy.
Magda miała 15 lat, gdy potrącił ją samochód. Uszkodzenia ciała były niczym wobec faktu, że w wyniku wypadku zapadła w śpiączkę. Trafiła do Budzika. – Na sukces każdego dziecka, które odzyskuje świadomość i możliwość kontaktu z otoczeniem pracuje grono specjalistów, lekarzy, pielęgniarek, rehabilitantów i psychologów – mówi w rozmowie z naTemat Andrzej Lach, dyrektor kliniki. W Budziku są specjaliści z różnych dziedzin. Klinika współpracuje nawet ze stowarzyszeniem „Zwierzęta Ludziom”, dzięki czemu udaje się włączyć psy w proces terapeutyczny. Wielu specjalistów działa na zasadach non-profit. Nad Magdą zespół pracował 13 miesięcy.
– To dopiero początek drogi – twierdzi Andrzej Lach. Dziecko, które udało się wybudzić po tak długim czasie musi uczyć się praktycznie wszystkiego od nowa. Nie potrafi chodzić, ma problemy z koordynacją ruchów, często nie potrafi mówić.
Tak jak Natalka, która przebywała w klinice 12 miesięcy. Jako ośmiolatka trafiła do szpitala, gdzie musiała przejść poważną operację układu krążenia. W jej trakcie doszło do zatrzymania akcji serca. Udało się ją uratować, ale zapadła w śpiączkę.
Jak twierdzi Ewa Błaszczyk, w Polsce jest dziś około stu dzieci przebywających w śpiączce. Do kliniki przyjmowane są te, które przebywają w śpiączce nie dłużej niż rok od urazu. Jeśli śpiączka wystąpiła z przyczyn nieurazowych, dziecko może zostać przyjęte 6 miesięcy od chwili zapadnięcia w śpiączkę. W lecznicy może przebywać 12 miesięcy, z możliwością przedłużenia leczenia o kolejne 3 miesiące. Leczenie dzięki finansowaniu przez NFZ jest bezpłatne.
Ania miała 16 lat, gdy wykryto u niej nowotwór. Guz, był bardzo blisko środkowego układu nerwowego. Został usunięty, jednak w wyniku operacji dziecko zapadło w śpiączkę – wspomina Andrzej Lach. Udało się ją wybudzić po 9 miesiącach. Jeszcze długi czas po odzyskaniu świadomości jej stan był niestabilny. Jednego dnia można było złapać z nią kontakt, następnego było gorzej. Samo wybudzenie było dopiero początkiem długiego procesu powrotu do zdrowia.
W procesie leczenia i rehabilitacji biorą udział nie tylko specjaliści i personel. Ze swoim dzieckiem może stale przebywać jedno z rodziców. Zdaniem specjalistów to bardzo ważne nie tylko dla pacjentów, ale też dla rodziców. Widzą, co się dzieje, wiedzą, jakie są rokowania, obserwują, czy dziecko zaczyna odzyskiwać świadomość, czy wciąż pozostaje w oderwaniu od zewnętrznych bodźców. W procesie wybudzania bardzo ważna jest obecność kogoś, kto będzie do dziecka mówił, przytulał, zachowywał tak, jakby nic się w życiu nie zmieniło. Rodzice praktycznie mieszkają w klinice, gotują, piorą, wspierają się nawzajem. Czasem nawet tańczą, bawią się. Życie trwa. Ale każdy marzy tylko o tym, żeby ze zdrowym dzieckiem wrócić do domu.
Niektórzy mają tyle szczęścia, że dziecko po wybudzeniu szybko wraca do zdrowia. Im krócej było w śpiączce, tym większe są na to szanse. Te, które „spały” wiele miesięcy długo będą potrzebowały opieki specjalistów zanim zaczną mówić. – Najważniejsze jednak jest to, że żyją i są świadome – stwierdza pielęgniarka z kliniki.
Ola wysiadała z autobusu, gdy potrącił ją samochód. Jej matka w wywiadzie dla TVN wspominała, jak bardzo była przerażona. – Jakiś czas wcześniej podobna tragedia wydarzyła się u sąsiadów. Tamto dziecko nie przeżyło wypadku – opowiadała pani Sylwia.
Ola trafiła najpierw do powiatowego szpitala, później na oddział intensywnej terapii w Warszawie. Przez kilka miesięcy w stanie krytycznym walczyła o życie, później przywieziono ją do Budzika. Po trzech tygodniach zaczęła odzyskiwać świadomość. – Jej pierwszym słowem było „tata” – wspomina matka Oli.
Proces powrotu do zdrowia to nie był dzień czy dwa. To trwało miesiące. Najpierw wrócił wzrok, córka zaczęła wodzić oczami. Potem zaczęła ruszać głową. Dwa miesiące trwało, zanim dziewczynka zaczęła chodzić, mówić. Przed wypadkiem była praworęczna – wspomina matka Oli – ale prawa ręka jeszcze nie ma pełnej sprawności. Córka uczy się robić wszystko lewą ręką, jeść, myć zęby, pisać. – dodaje. Nad odzyskaniem sprawności prawej ręki trzeba będzie pracować cierpliwie jeszcze wiele miesięcy.
To nie jest zwykła praca, myślę cały czas o dzieciach – mówi Agnieszka, psychoterapeutka pracująca w Budziku. – Bardzo nam zależy, żeby to nie było stąd dotąd – opowiadała Ewa Błaszczyk w TVN o pracy w Budziku. – Trzeba być wytrwałym, mieć specyficzną osobowość. Tu nie chodzi o pieniądze, to nie jest zwykła praca. – podkreśla aktorka.