
Są zbawieniem w długie deszczowe dni. Sprawiają, że niewinny „bifor” staje się główną częścią imprezy, obfitującą w ostrą rywalizację. Wreszcie, pomagają spędzić świąteczne dni w gronie rodziny w sposób zapobiegający nudnym rozmowom. Gry planszowe po latach nieobecności na salonach wracają do łask. Dobrze znana wszystkim dzieciom forma rozrywki staje się coraz bardziej popularna na całym świecie i nie omija także Polski. W naszym rankingu przedstawimy planszówki archaiczne, które zapewnią nam sentymentalną podróż w czasy dzieciństwa, ale i najsłynniejsze propozycje ostatniej dekady, wymagające od nas trochę więcej, niż bezmyślnego rzutu kostką i poruszania pionkiem po tekturowej makiecie. Oto one!
Nazywany dziś Monopolem dla ubogich, produkowany w Polsce od 1983 roku. Eurobiznes był powodem wielkiej zbiorowej radości, ale także rodzinnych kłótni, kiedy kolejni członkowie rodziny podczas bożonarodzeniowych aktywności stawali się bankrutami. Bo w tej grze nie można ufać nawet krewnym. Wszystkiemu winne było najczęściej pole Wiednia z postawionym na nim hotelem i paradoksalnie umieszczone tuż przed startem, który biedniejszym przynosił nadzieję na przetrwanie w postaci 400 dolarów. Dzięki Eurobusinessowi przechodziliśmy też przyspieszony kurs geografii. Niektórzy do dziś myślą, że stolicą Niemiec jest Bonn. A hasła widniejące na czerwonych i niebieskich karteczkach: „Wygrałeś w konkursie piękności” czy „Piłeś w czasie pracy”, weszły do mowy potocznej.
Plansza do gry wojennej w domu sprawiała, że jej posiadacz na podwórku obrastał legendą i podczas następnej zabawy w wojnę miał stuprocentową szansę na zostanie dowódcą armii. Tak wielką sławę i chwałę z powodzeniem zapewniała gra Stratego. Za zachodnią granicą dzieciaki spotykały się na partii Ryzyka, które w zamierzchłych czasach występowało w Polsce równie często, co nowe samochody marki BMW. My musieliśmy zadowolić się naszym planszowym Polonezem. Ale dzięki temu Stratego znają wszyscy. Z kolei o Ryzyku słyszeli tylko ci, których rodzice jeździli na „saksy”.
Chuchanie w kostkę i wznoszone do nieba błagania o wyrzucenie „szóstki”, która pozwalała na wkroczenie do akcji z kolejnym pionkiem, to najbardziej charakterystyczny element gry. Jak sama nazwa wskazuje, pochodzi ona z Indii, a znana nam odmiana powstała w Niemczech na początku XX wieku. Każde polskie gospodarstwo, obok „Potopu” Sienkiewicza, miało w swoim wyposażeniu jeszcze ten wysoko kulturalny gadżet. I to często w kilku egzemplarzach, bo plansze do „Chińczyka” nasi rodzice dostawali od swoich rodziców, a później kontynuowali tradycje i kupowali gry własnym dzieciom.
Wsiąść do pociągu nie ma nic wspólnego z odgadywaniem piosenek Maryli Rodowicz. To ciekawa i bardzo dynamiczna gra planszowa symulująca rozwój sieci kolejowych, prowadzących przez , Berlin, Londyn, Moskwę i Warszawę i wiele innych miast. Mimo, że gra wydaje się bardzo ambitna, jej zasada jest prosta – trzeba przeprowadzić swoją linię pociągów tak, by zdeklasować rywali i zostać kolejowym potentatem. Do tego musi nam wystarczyć ograniczona ilość wagonów i karty. Smykałka do interesów nieobowiązkowa.
Gra, która w zależności od towarzystwa i jego humoru nabiera zupełnie innego wymiaru. Wszyscy wspólnie starają się odgadnąć skojarzenie jednego z graczy na temat obrazków, które niczym dzieła wielkich abstrakcjonistów, przy każdym oglądaniu nabierają nowych cech. Gra dostarcza wiele zabawy, ale i ogromnej wiedzy na temat grających, która może przydać się w przyszłości. Zasady przyswoi każdy, kto mieści się w przedziale od 7 do 140 lat. Rozgrywka trwa około godziny, a grafiki na kartach zachwycą wszystkich - dorosłych, dzieci i nastolatków. „Dix it” to przyjemna gimnastyka dla naszej wyobraźni.
Party Alias to kolejna gra polegająca na zabawie słowem. O ile pokazanie, czy opisanie zwierzęcia nie jest żadną nowością, to obfitująca w przykłady kategoria VIP może sprawić nie lada problem. Bo naśladowanie Lecha Wałęsy, Jerzego Buzka, czy Rihanny często wymaga naprawdę wielkich zdolności aktorskich. Tym bardziej, że większość celebrytów jest znana, ale tak mało charakterystyczna, że trudno zdefiniować ich za pomocą jakiejkolwiek cechy. Ale nie ma się co obawiać, jeśli w tej rundzie nie jesteśmy zbyt mocni. Za chwilę trafimy na rymowanki. Jedna osoba z drużyny mówi wtedy pierwszy wers z danym wyrazem na końcu, a druga osoba musi dopowiedzieć kolejny - tak, by całość miała sens. Z kolei Abecadło wymaga podania dwudziestu wyrazów, które zaczynają się na wylosowaną przez nas literę. Zapomniałam o jednym: cała zabawa ma swoje granice. Wyznaczone przez uciekający w znajdującej się w zestawie klepsydrze piasek.