Na pracujących w Polsce Ukraińcach można robić lepszy biznes niż na handlu narkotykami. Sprawiedliwy podział zysków, według agencji pracy NWF, to 1300 złotych brutto miesięcznie dla pracowników z Ukrainy i prawie 1600 zł dla agencji, która ich znalazła oraz dostarczyła do polskiej firmy.
Pan Jan to stateczny, 60-letni przedsiębiorca z branży budowlanej. Na Śląsku prowadzi firmę zajmującą się budową domów jednorodzinnych. Dodajmy, że brzydzi się szarą strefą, wystawia faktury, zatrudnia legalnie, płacąc 3-4 tys. miesięcznie, do tego zbiera referencje, a kolejne kontrakty zapewnia mu reklama zadowolonych klientów. Podobnie jak wielu innych przedsiębiorców zmaga się jednak z problemem braku rąk do pracy. Tak trafił do agencji pracy tymczasowej z woj. lubelskiego. Jej przedstawiciele zobowiązali się znaleźć pracowników i dostarczyć na plac budowy. Dotrzymali słowa, wysyłając wiosną ekipę budowlaną z Ukrainy. Wszystko legalnie: kontrakt z agencją, zaświadczenia z urzędu pracy i tak dalej.
Wyzysk za tysiaka
Afera wybuchła po pierwszej wypłacie. Ukraińcy zorientowali się, że po przepracowaniu 190 godzin w miesiącu na budowach zarobili niewiele ponad tysiąc złotych na głowę. Z pretensjami poszli do szefa, a ten zbaraniał. – Ludzie, płacę wam 15 złotych na godzinę. To przyzwoita rynkowa stawka! – oświadczył. Pracownicy pokazali mu swoje umowy i wyszło szydło z worka. Przedsiębiorca, owszem, płacił, ale agencji pracy tymczasowej. Ta jednak przejmowała ponad połowę wynagrodzenia ukraińskich pracowników.
Na konto Andrieja Sz. wpłynęło niewiele ponad tysiąc złotych, po drodze swoje skubnął bowiem także ZUS. Znacznie więcej, bo 1650 złotych, zarobiła na usługach Ukraińców agencja pracy tymczasowej.
Okazało się, że ukraińscy pracownicy nie rozumieli dokładnie zapisów umowy przedstawionej im tylko w języku polskim. Wynikało z niej, że nie mogą poszukać sobie lepiej płatnej pracy, bo według kontraktu musieliby zapłacić 3000 zł kary. Przez pół roku mają nabijać kabzę cwaniakom zajmującym się pośrednictwem.
— Jestem zbulwersowany wyzyskiem pracowników z Ukrainy. Nie wiedziałem, że dostają mniej niż wynagrodzenie minimalne. Chciałbym zaoferować im normalne warunki pracy. Takie, jakie otrzymują Polacy - oświadczył prezes. O sprawie powiadomił Państwową Inspekcję Pracy. Sam nie wie, jak wywikłać się z umowy. Za zerwanie nieuczciwego kontraktu również jemu grozi kara - tysiąc złotych za pracownika.
Z przedstawicielami agencji nie sposób się skontaktować. To firma, która powstała zaledwie 7 miesięcy temu, z minimalnym kapitałem. Nie ma strony internetowej, nie podaje numerów kontaktowych, ani emaila. Z dokumentów Andrieja wynika, że tylko w tym roku agencja zatrudniła w Polsce co najmniej kilkunastu pracowników. Jeśli od pensji każdego z nich inkasuje połowę wynagrodzenia to z harujących w pocie czoła Ukraińców wyciąga około 30 tys. miesięcznie.
Prowizja od miliona Ukraińców
Ten biznes rozwija się w zawrotnym tempie, bo według szacunków Narodowego Banku Polskiego w 2015 roku przez polski rynek pracy przewinęło się milion Ukraińców. Mogą u nas pracować legalnie przez 6 miesięcy, o ile pracodawca złoży w urzędzie pracy oświadczenie o tym, że chce zatrudnić obcokrajowca. Kandydat do pracy z Ukrainy może wówczas szybko dostać wizę i rozpocząć pracę. Ponieważ wiele branż boryka się z problemem znalezienia rąk do pracy, okazję do interesu zwietrzyli pośrednicy. Także ci mniej uczciwi.
– Zaryzykuję twierdzenie, że większość pracowników z Ukrainy dała się nabrać na pozornie uczciwe umowy. Tak jak Polacy emigrujący kiedyś do Wielkiej Brytanii najpierw padają ofiarą cwaniaków – komentuje sprawę Daniel, założyciel portalu Praca dla Ukrainy. Opowiada przy tym historię własnej pracownicy (redaktorki portalu), która wcześniej pracowała za 1300 złotych miesięcznie. Po opłaceniu wynajęcia pokoju i innych „kosztów życia” na przeżycie zostawało jej 150 zł. By wysyłać rodzinie jakiekolwiek pieniądze dorabiała lepiąc pierogi i sprzedając je po domach. Dodaje, że spotkał się także z pracownicą, która uciekła z „polskiego obozu pracy” pod Łodzią. Inny cwaniak wynajmował ich do niewolniczej pracy na polach rolników.
900 milionów oszczędności
Analitycy NBP na serio zainteresowali się pracownikami z Ukrainy, kiedy w 2014 roku okazało się, że wartość zgromadzonych przez nich oszczędności w polskich bankach przekroczyła 500 mln złotych. W 2015 roku ta kwota urosła do 900 milionów. To pieniądze zaoszczędzone kosztem wielkich wyrzeczeń. Imigranci oszczędzają kosztem ograniczenia środków na noclegi i wyżywienie. Z uzyskanych 2000 zł przeciętny Ukrainiec wydaje w Polsce tylko jedną trzecią, a pozostałą część odsyła do domu. Łącznie w ciągu 2015 roku Ukraińcy zarobili w Polsce około 8,4 miliarda złotych, szacuje NBP.
Ukraińcy przyjeżdżający do Polski, nie zabierają pracy Polakom. Pracują na budowach, przy zbiorze owoców i warzyw oraz jako pomoc domowa. Tam, gdzie ze względu na niskie stawki, nie chcą już pracować Polacy. Druga strona medalu to fakt, że napływ pracowników ze Wschodu zmniejsza szanse na podwyżki płac. W rozmowie z naTemat potwierdza to biznesmen, jeden z najbogatszych, Polaków, właściciel firmy przemysłowej zatrudniający 40 pracowników z Ukrainy. – W mieście z teoretycznie 20-procentowym bezrobociem miałem problem ze znalezieniem nowych osób zmotywowanych do pracy. Doceniam to płacąc imigrantom 4 tys. złotych brutto miesięcznie, za pracę na pełnym etacie. Tyle samo zarabiają u mnie Polacy - komentuje. Prosi jednak o niepodawanie danych firmy ze względu na zarzuty lokalnej społeczności o brak podwyżek.
Ten wyjątek najwyżej potwierdza regułę. Znacznie częściej Ukraińcy pracują na umowach śmieciowych i z minimalnym wynagrodzeniem albo wręcz za grosze. Tak jak u biznesmena Romana C. z Olsztyna, który tyrał 18 Ukraińcami (pracowali na czarno) realizując kontrakt na porządkowanie poboczy autostrad. W imieniu pokrzywdzonych wystąpił prawnik-społecznik Lech Obara. Po dwóch latach procesu sądowego uzyskał wyrok zapłaty pracownikom 102 tys. zaległych świadczeń.
Znajomy ma jednego z Ukrainy dał mu 1200 zł, ale tak go katuje robotą, że chociaż nie jestem wrażliwy to mi szkoda człowieka. Daje mu wszystko na czas do zrobienia, sam się nie dotyka tylko chodzi, patrzy jak panicz i tylko jeździ sprzętami. Ja to bym brał człowieka, to bym go traktował na równi z moją wytrzymałością, a nie nie dożynał do końca. Stanąłbym z nim do roboty i we dwóch byśmy zrobili i zapłaciłbym też dobrze w zależności od miesiącaCzytaj więcej