
Podobnych relacji dotyczących umów zleceń jest w sieci mnóstwo, tak jak ogłoszeń, w których oferowanej stawce za godzinę daleko choćby do połowy krajowej średniej (według Polskiego Forum HR w 2012 roku średnia wyniosła 13 zł). Ostatnio wielki szum wywołała jedna z ofert pracy w ochronie (nie wiadomo, czy prawdziwa), gdzie mowa była o 2,40 zł za godzinę. Tyle że oburzenie zatrzymało się na tym konkretnym przypadku, a zupełnie zapomniano o tym, że podobne, choć nie aż tak niskie stawki, to codzienność tego zawodu.
W Warszawie w ochronie stawka to 5 zł na umowę o dzieło. O 2,5 słyszałem - za taką stawkę pracują posiadacze KRUS.
Sam w pierwszej pracy o podobnej charakterze - pracowałem na ochronie zakładu produkcyjnego - zarabiałem bagatela 3,4 zł/h na rękę.
– Sam jestem zaskoczony, że skala zjawiska jest tak poważna i że tych ogłoszeń jest tak wiele. Ja stoję na stanowisku, że uczciwy pracodawca to taki, który oferuje umowę, odprowadza składki, płaci przynajmniej minimalne wynagrodzenie. Wszystko poza tym to nieuczciwość – komentuje w rozmowie z naTemat Kazimierz Sedlak, dyrektor firmy doradczej Sedlak & Sedlak.
Mój rozmówca pytany o to, w których branżach najczęściej spotyka się tak niskie stawki, wymienia bary, pizzerie, małe sklepiki i stoiska w galeriach handlowych. – Podkreślam jednak, że to - nawet jeśli poważny - margines przy uczciwym systemie gospodarczym – dodaje.
Nie rozumiem, co w tym kontekście robi Państwowa Inspekcja Pracy. Jak kontroluje tych pracodawców, skoro zdarzają się tak skandaliczne oferty zarobków? Wydaje mi się, że póki PIP nie zacznie działać, takie rzeczy mogą być na porządku dziennym.
Ta sama lista branż z wyższym ryzykiem głodowych stawek godzinowych powtarza się w rozmowach z pracownikami urzędów pracy. W Powiatowym Urzędzie Pracy w Rzeszowie, gdzie zadzwoniłem, nawet dziś zgłoszone zostały oferty zatrudnienia w firmie ochroniarskiej i w gastronomii.
Nie można jednak powiedzieć, że taka postawa wszędzie jest standardem. Kilka miesięcy temu ciekawy eksperyment przeprowadził "Czas Białegostoku". Dziennikarz gazety dał dwa ogłoszenia o pracę: jedno ze stawką 5 zł, drugie z 3,5 zł za godzinę. Zainteresowanie było duże. W ciągu doby od publikacji ogłoszenia zgłosiło się ponad 100 osób, w tym 35 skłonnych zarabiać 3,5 zł za 60 minut pracy. Byli w tym gronie absolwenci wyższych uczelni.
Myślicie, że Marcin ma rację?