– Uważam, że życie kończy się w momencie kiedy człowiek umiera. Kiedyś wróciłam z pogrzebu Jerzego Markuszewskiego i mama się mnie pyta, jak było i jak było, to mówię, że było super, bardzo mi się podobało, że był spalony, że była malutka taka urna i że nie był w tej ziemi, co tam się ją sypie, co mnie zawsze brzydzi. Mam wyobraźnię i już tam widzę, że robale zaraz tam będą właziły, rozkładały się z tym drewnem. Poza tym, nie cierpię cmentarzy. Jeżeli chcę sobie o kimś kto nie żyje pomyśleć, to zrobię to jak sobie sama gdzieś pójdę, a nie muszę na tym cmentarzysku stać (...). Spalenie to dla mnie najlepsza opcja, a ponieważ palę, to dymek ze mnie pójdzie –
mówiła Maria Czubaszek.