Po erze spożywczaków późnych lat 90., ze szklanymi sufitami i regularnie froterowanymi posadzkami nadeszły pierwsze hipermarkety – przestronne i pełne starannie poukładanych produktów. Kiedy już narozkoszowaliśmy się magią pełnych półek do Polski weszły dyskonty, szokując nas zgrzewkami na paletach, betonem na podłogach i cenami.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Pamiętam sklep pod szyldem Leader Price, pierwszy dyskont, który pojawił się w Polsce (należał do francuskiej sieci hipermarketów Géant i został przejęty przez brytyjskiego giganta Tesco). Chodziliśmy tam po lekcjach z tej prostej przyczyny, że za grosze można było się obkupić słodyczami, co dla dzieciaków w podstawówce stanowiło nie lada atrakcję (mowa o zamierzchłych czasach przed smartphone’ami). Poza nam podobnymi można było tam uświadczyć jeszcze nastolatków szukających taniego alkoholu i ludzi zmuszonych sytuacją materialną do picia herbaty bez smaku i soków bez zawartości owoców.
Ponad dekadę później robienie zakupów w dyskontach, konsekwentnie powiększających swoją ofertę, nie jest już smutną koniecznością. Kupują tu zarówno wstępujący w chwale w trzeci próg podatkowy jak i emeryci czy studenci. Oczywiście można nadal trafić na kuszący ceną ser żółty, który szybciej zwęgli się, niż stopi i na pomidory zaczynające pleśnieć nazajutrz po zakupie. Jednak z równym powodzeniem w ręce może nam wpaść pyszne wołowe carpaccio w zestawie z parmezanem i kwaskową oliwą z pieprzem za 7 zł (Biedronka). Dodam, że mowa o carpaccio dla dwojga i że na taką przystawkę (i to dla jednej osoby) w średniej klasy włoskiej knajpie w Warszawie trzeba wyłożyć minimum 30 zł.
Przepytaliśmy znajomych, wzięliśmy w dłoń sto złotych i kupiliśmy niebanalne produkty z Biedronki i z Lidla. Zamiast muesli prażone proso w miodzie z suszonym truskawkami (na zdjęciu poniżej, 3,59 zł za opakowanie), w miejsce kiełbasy krakowskiej salami z orzechami laskowymi, a zamiast pierogów ruskich japońskie pierożki Gyroza. Co było dalej? Sfotografowaliśmy i zjedliśmy.
Mięsa
Tak to już jakoś u nas jest, że mięso elektryzuje. Może to za sprawą długotrwałej niedostępność na sklepowych półkach, może za sprawą narodowego gustu kulinarnego wyrabianego na stołówkach (schabowe) i za wielkanocnym stołem (schab). Faktem jest, że nawet jeśli nie pamiętamy bezpośrednio braku szynek i piersi, to obserwując z jakim pietyzmem babcie i ciocie komponują imieninowe talerze mięs, instynktownie rozumiemy, że dobre wędliny to rarytas z którym próżno konkurować piklom z dyni. Polski kult mięsa i układanie z niego kunsztownych kompozycji na specjalne okazje pokazuje w krzywym zwierciadle nawet jeden z popularniejszych polskich virali, czyli kultowy mięsny jeż z polsatowskich „Pamiętników z wakacji”.
Oryginalne wędliny zdecydowanie łatwiej znaleźć w Lidlu niż w Biedronce, choć i w tej ostatniej nie trudno o smaczne mięso garmażeryjne (dla Swojskiej Chaty produkują je firmy takie jak m.in. Morliny czy Krakus). Na naszą deskę mięs składają się wędliny z wewnętrznej marki Lidla Pikok – wspomniane już salami z orzechami laskowymi (100 g salami zrobiono z 145 g mięsa, 4,49 zł), kiełbasa sucha z szynki (robiona przez zakłady mięsne Madej&Wróbel – 5,99 zł) i dojrzewająca przez 15 miesięcy szynka Serrano Gran Reserva, charakterystyczna dla kuchni hiszpańskiej (5,49 zł za opakowanie). Takie zestawienie uraduje podniebienia wszystkich tych, którzy nie przepadają za wilgotnymi polędwicami, ani konsystencją tłustych kiełbas.
Sery
Tym czym dla nas jest mięsny jeż (tudzież półmisek wędlin), dla Francuza będzie deska serów. My postawiliśmy na ubogą (ilościowo!) wersję hiszpańsko-włoską. Wiele osób poleca również tradycyjny ser angielski – cheddar marki Deluxe z Lidla, którego niestety akurat zabrakło w sklepie. Tradycyjnie deskę serów serwuje się między daniem głównym, a deserem, choć poza Francją funkcjonuje także jako przystawka albo dodatek do wina. Dobrze skomponowana deska powinna zawierać produkty znacząco różniące się smakiem i konsystencją. Kosztowanie serów powinniśmy zaczynać od najłagodniejszego (np. koziego czy camemberta), a kończyć na najostrzejszym, jak gorgonzola. We Francji za nietakt, a nawet brak manier, uchodzi wykorzystanie serwowanych w ten sposób serów do zrobienia kanapki. Oczywiście, można je zagryzać bagietką, ale powinno się ją rwać palcami na kawałki, a nie gryźć.
Na naszej desce pojawiła się Gorgonzola marki Galbani, czyli największego włoskiego producenta serów z Italii, którą w Biedronce można dostać za 7 zł, czyli o kilka złotych taniej niż w innych supermarketach. To słodkawo-gorzki ser pleśniowy dojrzewający o zmiennej konsystencji (fragment kawałka, który znajdował się wewnątrz walca sera jest miękki i rozpływa się w ustach, a brzeg jest twardawy). Z kolei ser pokrojony w trójkąty (przez producenta, nie musicie męczyć z nożem) pochodzi z zestawu Tapas de queso z Lidla (8,88 zł). W jego skład wchodzą trzy gatunki twardych serów hiszpańskich. Pierwszy to Quesa Manchego, czyli ser dojrzewający z mleka owczego, kolejny to Queso de cabra, ser kozi, a ostatni powstał z mieszaniny mleka owczego, koziego i krowiego.
Może i pierogi są domeną kuchni słowiańskich, ale za ich prekursora uznaje się chińskie pierogi Jiaozi, które na wschód Europy trafiły wraz z najazdami Mongołów. Oni przejęli je z kolei od Chińczyków, którzy przyrządzali ten specjał już ponad 1500 lat temu (dobrze zachowaną porcję znaleziono nawet w jednym z chińskich grobowców). W Biedronce wariację na temat Jiaozi znajdziecie pod japońską nazwą Gyroza (4,79 zł za 230 g, w zestawie z sosem sojowym).
Nawet jeśli tak jak ja nie jesteście fanami gotowego jedzenia powinniście spróbować tego produktu. Choćby dlatego, że warto znać choć jedno smaczne danie gotowe, na wypadek absolutnego braku czasu, lub pustej lodówki i zakupów po pracy finalizowanych o 22. Delikatne ciasto szybko przypieka się na rozgrzanym tłuszczu tworząc chrupiącą skorupkę, a farsz nie ma w sobie nic z ciężkich garmażeryjnych pierogów, być może za sprawą warzyw (marchewki i pora), które stanowią obok mięsa kurczaka aż jedną trzecią nadzienia.
Na słodko
Jeśli chodzi o oryginalne desery i słodycze wybór w dyskontach jest nieco mniejszy, dlatego zdecydowaliśmy się tylko na dwa produkty (pamiętajcie, że chcieliśmy zmieścić się w stu złotych). Pierwszy z nich to syrop do kawy o smaku (i zapachu!) orzechów laskowych, który pomoże odpicować nawet najgorszą lurę do poziomu papierowego kubka z sieciówki za kilkanaście złotych. W Lidlu dostępne są także analogiczne syropy o smaku karmelowym i waniliowym (wszystkie za 5 zł). Drugi to Crema Turron, deser będący połączeniem dwóch charakterystycznych hiszpańskich deserów – Turronu, czyli nugatu z całymi prażonymi migdałami i flanu – delikatnego deseru przypominającego nieco brytyjski pudding. W składzie 80% pełnego mleka. Stali bywalcy polecają także Tiramisu i Crème brûlée z Biedronki i lody o smaku masła orzechowego z Lidla.
Do stworzenia kompozycji użyliśmy także przepysznych jabłuszek kaparowych z Biedronki w których wyraźnie czuć strukturę nasion wewnątrz pączka (pierwsze jadłam, 5 zł za 220 ml z zalewą) i hiszpańskich oliwek z Lidla nadziewanych pastą na bazie anchois (2,99 zł).
Na koniec niestety muszę zmartwić wszystkich czujnych łowców spisków. Artykuł nie jest kampanią natywną (wnikliwym tropicielom oszustw podpowiem, że one także są subtelnie oznaczane). Koniecznie napiszcie jakie produkty z dyskontów polecacie!