Są zjawiska, których wyjaśnić się nie da. Świat nauki jest względem nich bezkompromisowy. Można zaliczyć do nich śmierć kliniczną. Cuda czy nie, czasem mają miejsce sytuacje, w których nie wiemy co myśleć. Takich emocji dostarczył przed paroma dniami pewien brazylijski dwulatek.
Brzdąc wprawił swoich rodziców w osłupienie na godzinę przed własnym pogrzebem. Zmarłe dziecko ni z tego ni z owego usiadło w trumnie i poprosiło ojca o wodę do picia. Nim ktokolwiek zdołał zareagować, młody Kelvin Santos zmarł ponownie. Nie pomogło przewiezienie go do szpitala. Stwierdzono zgon po raz drugi. Takie zdarzenie zainspirowało ojca do zgłębienia tego zjawiska. - Martwi ludzie nie budzą się ot tak i nie mówią - cytuje mężczyznę "The Huffington Post". - Jestem zdeterminowany, by poznać prawdę.
Czasem takie przypadki mają szczęśliwe zakończenie. Argentyńskie niemowlę zaszokowało swoją matkę, gdy po 12 godzinach od stwierdzenia śmierci znalazła je żywą w trumnie. Chciała po raz ostatni się pożegnać z dzieckiem, a otrzymała cudowny prezent. Teraz rodzina planuje pozwać szpital za błędną diagnozę.
"Światełko w tunelu", anioły, głosy, inny wymiar, życie pozagrobowe to najczęstsze słowa wypowiadane przez osoby, które śmierci klinicznej doświadczyły. Lekarze nie dają wiary opowieściom swoich, wydawać by się mogło, straconych pacjentów. Parapsychologowie natomiast szukają przyczyn. Wygląda na to, że na kompromis nie ma miejsca.
Zła diagnoza
- Przyroda rządzi się swoimi prawami, ma swoje zasady. To, że nie potrafimy tego wyjaśnić, nie oznacza od razu, że jest to zjawiskiem paranormalnym. Oczywiście ludziom łatwiej uwierzyć w coś mistycznego, zwłaszcza w obliczu osobistych tragedii. Nie oszukujmy się jednak, cudów nie ma - przekonuje dr Barczewska.
Śmiercią kliniczną nazywamy stan zaniku oznak życia organizmu przy ciągle aktywnym mózgu. To drugie stadium śmierci, następuje po agonii i jest to ostatnia szansa na pomoc lekarską. Gdy przestanie bić serce, krew przestanie krążyć, lecz mózg będzie jeszcze "działać", można pacjenta odratować. - Stan taki trwa przez krótki czas, po jego upływie w mózgu z powodu niedotlenienia zaczynają umierać komórki nerwowe i zachodzą nieodwracalne zmiany - mówi w rozmowie z naTemat Monika Barczewska, doktor nauk medycznych, neurochirurg. - Czas, jaki lekarze mają na ratunek, zależy od organizmu. Przyjmuje się, że to około czterech minut. U sportowców, w szczególności pływaków, mózg może wytrzymać nawet 8 minut - tłumaczy dr Barczewska.
Co się dzieje po upływie tego czasu? - W wyniku uszkodzenia pnia mózgu ustaje praca układu oddechowego, krążenia i w konsekwencji innych organów np serca, nerek. Jak zatem dochodzi do sytuacji, gdy po upływie kilku lub kilkunastu nawet godzin pacjent ożywa? - Najprawdopodobniej przyczyną większości wypadków jest błędna ocena stanu pacjenta wydana przez lekarza. Jeśli pacjent budzi się po dłuższym czasie, to nie mieliśmy w ogóle do czynienia ze śmiercią, nie było wszystkich jej cech - dodaje.
Tunel, lewitacja czy zwykła halucynacja?
Opowieści są przeróżne, często trudno w nie uwierzyć. W wielu przypadkach bardzo podobne. "Widziałam kulę z demonem i Bogiem", "unosiłam się nad stołem operacyjnym, a później nad całym szpitalem, widziałam i słyszałam lekarzy, którzy próbowali mnie uratować", "muzułmanin spotkał Jezusa", "chrześcijanin Buddę", "widziałem światło, stali tam moi krewni w ubraniach, w których ich pochowano i machali do mnie". Jedne opowieści są bardziej niedorzeczne, inne mniej. Są też takie, w które sceptycy nie wierzą, ale nie potrafią ich zanegować. Skąd osoba, która śmierci klinicznej doświadczył, wiedziała dokładnie co robi jej krewny znajdujący się w znacznej odległości od szpitala?
Pacjent "na haju?"
Leszek Drozdowski, psycholog i traumatolog ze Stowarzyszenia SOnDiR twardo stąpa po ziemi. Zapytaliśmy go, dlaczego ludzie snują takie opowieści? - Tu nie zachodzi żaden proces psychiczny, tylko neurobiologiczny - mówi naTemat Leszek Drozdowski. - W przypadku "powrotu do świata żywych" często autoregulacja organizmu jest zaburzona, mózg i inne organy są niedotlenione, gospodarka hormonalna jest rozbita, endorfina, hormon odpowiedzialny za dobre samopoczucie wprowadza pacjenta w rodzaj upojenia - tłumaczy.
- Gdy zbierzemy to wszystko do kupy, trudno się dziwić, że widzą jakieś światełka. W takim stanie zaburzona jest percepcja, dotyk, smak, węch, słuch. Jak po narkotyku. To typowe objawy niedotlenienia - przekonuje. Dodaje też, że czasem w stanie silnego stresu lub w przypadku uszkodzenia mózgu niektóre części oka są "wyłączone", stąd pacjent widzi tylko to, co jest z przodu - powstaje wrażenie bycia w tunelu.
"Niebiańskie obszary?"
Nieco innego zdania jest Krzysztof Bułłyszko, parapsycholog z Instytutu Psychologii Stosowanej. - Rozważając opowieści osób, które były "po drugiej stronie" możemy na dwa sposoby: halucynacjami, wynikającymi z niedotlenienia i zaburzeń w organizmie lub "oderwaniem świadomości od ciała" - wyjaśnia Bułłyszko. - Ja osobiście bardziej skłaniam się ku tej drugiej opcji. Jest ona dość popularna. Jak wyjaśnić, że ktoś pozornie martwy, po przebudzeniu wie co się działo w zupełnie innym miejscu? To zjawiska bardzo delikatne, odklejenie świadomości od fizycznego ciała wydaje się być możliwe. Co więcej są nawet osoby, które na żądanie wywołują u siebie taki stan - mówi parapsycholog. - Oczywiście kwestia pobytu takich pacjentów w "niebiańskich obszarach" to już inna sprawa, nie da się udowodnić czy istnieje, czy też nie - dodaje.
Zjawisko nie jest do końca zbadane, dlatego nie sposób jednoznacznie stwierdzić, kto ma rację - lekarze czy badacze zjawisk nadprzyrodzonych. Każdy odebrać to może na swój sposób. Lecz jakie znaczenie ma fakt, czy było się w raju, widziało Boga czy lewitowało jeśli, tak jak argentyński niemowlak, uda się wrócić do świata żywych? Nie ma znaczenia, gdzie się było i co się widziało, nie ma znaczenia, czy opowieści takich osób to kłamstwa lub halucynacje. Życie za życie. Co roku przy porodzie umiera 360 tysięcy matek
Reklama.
Alicja Ziętek
Badaczka zjawisk paranormalnych, która na własnej skórze przekonała się, czym jest śmierć kliniczna
Mogę latając zmieniać swe położenie. Byłam bardzo spokojna, choć i zaskoczona, bo dziwił mnie ten stan uniesienia. Miłe to uczucie i tak samo dziwne jak nagłe uzdrowienie. Nie mogłam pojąć tego stanu. Nigdy czegoś takiego nie widziałam i o tym nie słyszałam. Ten stan niczym nie odbiegał od rzeczywistości. Z tego punktu widzenia wszystko było typowe dla fizycznych właściwości. Jednak możliwość latania i nagłego uzdrowienia (w tym momencie) mi odpowiadała. Świadomość tego, że unoszę się w powietrzu tak mnie ujęła, że zaczęłam się tym bawić. Jak małe dziecko latałam, sprawdzałam i dotykałam wszystkiego, co znajdowało się na sali. Dotykałam kaloryfery i czułam ich ciepło, dotykałam ścian, mebli, wyglądałam za okno, aż w końcu zainteresowałam się tym, co robią lekarze.Zbliżyłam się do nich i ku swojemu zaskoczeniu zobaczyłam, że na stole leży moje ciało, czyli ja. Leżałam w bezruchu jak kłoda drewna. To ciało wcale się nie poruszało, a lekarze przy nim coś robili. Doznałam nagłego szoku: "ja tu w górze? I ja tam na stole? Jak to jest możliwe? Ja tu i ja tam. To wbrew wszelkim prawom. To niemożliwe - pisze w swojej książce Alicja Ziętek, badaczka niewyjaśnionych zjawisk, która na własnej skórze doświadczyła śmierci klinicznej. CZYTAJ WIĘCEJ