Najpierw był Wrocław, teraz Warszawa. A wcześniej całkiem niemała liczba idiotycznych, ale Bogu dzięki fałszywych, alarmów bombowych, które sparaliżowały lotnisko w Modlinie. Ile jeszcze trzeba takich przypadków, by doszło do nieszczęścia? Z udziałem naszych własnych rodaków, żadnych islamskich terrorystów.
Po wybuchu bomby we Wrocławiu, dr Wojciech Szewko, ekspert ds. terroryzmu, powiedział, że należy się cieszyć, że za tym zamachem raczej nie stoi nikt z Al Kaidy. – Gdyby to był przeszkolony terrorysta, mielibyśmy dziś żałobę narodową – stwierdził.
Z jednej strony bardzo dobrze. Nasz kraj, pod tym względem, wciąż należy do najbezpieczniejszych w Europie. Ale z drugiej strony przerażające jest to, że sami zaczynamy hodować własnych terrorystów. Boimy się islamistów, podczas gdy dwóch największych, od dłuższego czasu, ataków tego typu próbują dokonać sami Polacy?
Trudno pojąć, że w tym jednym z najbezpieczniejszych krajów to zwykły, przeciętny Polak jest w stanie skonstruować bombę i podłożyć ją w autobusie, a jakaś grupa polskich anarchistów chce wysadzić komendę policji w Warszawie. Tak krótki czas i dwie próby zamachów w dwóch różnych częściach Polski.
To wciąż brzmi nieprawdopodobnie, u nas nigdy nic takiego się nie działo. Ale tym razem się zdarzyło. W momencie, gdy tysiące Polaków przestraszyło się islamskich terrorystów i zrezygnowało z urlopów w zagrożonych zamachami regionach, w Polsce tych zamachów chcieli dokonać sami Polacy. Nasi rodzimi terroryści. Aż strach pytać, czy może ich być więcej.