
Polski hip hop o PRO8L3M-ie usłyszał trzy lata temu, kiedy wyszła ich EP-ka "C30-C39". Nieprzypadkowo jej nazwa kojarzy się z szachami - chłopaki lubią w nie grać. Prawdopodobnie robili to zaraz po naszej rozmowie. Przedtem siedzieliśmy na ławce w parku i po prostu gadaliśmy. Miałam do nich kilka pytań, na które dostałam rzeczowe odpowiedzi.
REKLAMA
Rok po debiutanckiej EP- ce ukazał się "Art Brut", czyli album dostępny już tylko w sieci, który zawiera w sobie sample z polskiej muzyki przełomu lat 70. i 80. Po nim pasjonaci polskiego hip hopu wiedzieli, że mają do czynienia z artystami - i to nie pisanymi dużą literą, ale caps lockiem. Kilka tygodni temu, trzy lata po pierwszych nagraniach, ukazał się debiutancki album (LP) Oskara i Steeza, po prostu "PRO8L3M".
Z członków Dobrego Towaru, który nie wyróżniał się na scenie hip-hopowej i nie odnosił większych sukcesów, staliście się artystami ciekawymi i charakterystycznymi.
Oskar: Nie zgadzam się z tym, że tamten zespół nie był na poziomie. W składach, w których jest duża liczba osób, przyczyna fajności jest inna. Nie koncentrowaliśmy się na tym, żeby teksty były dobrze napisane, a historyki poukładane. To nie jest clou sukcesu zespołów. Tam liczyła się różnorodność, energia, siła. Są różne głosy i jest balanga na koncertach. Na tym się skupialiśmy. Wtedy byłem początkujący.
Zmiana nastąpiła z tych obu przyczyn. Ja po prostu lubię to robić i robię to raczej codziennie. Tak jak pianista ćwiczy na fortepianie. Chociaż akurat teraz robię sobie przerwę, żeby wyczyścić myśli i na nowo, radośnie szukać nowych rozwiązań w rapie. Mam wolna rękę. Mogę kombinować, nie jestem zablokowany jedną zwrotką. Mogę zająć się tematyką, która mi najbardziej odpowiada.
Myślę, że w tej kwestii najważniejszy jest postęp czasu i trening. Jeśli ktoś chce robić coś dobrze, to tylko tym musi się zajmować. Fajnie by było, żeby przebijali się tylko pracowici i utalentowani. Nie zawsze tak się dzieje, nie wiem czy niestety. Trzeba więc pracować i wierzyć w to, że się uda.
Steez: Tak naprawdę nasza współpraca zaczęła się od tego składu. To był 2003 czy nawet w 2002 rok, czyli ponad dekadę temu. Wydaje mi się, że wszyscy członkowie mieli jakieś swoje talenty, ale to była podwórkowa zajawka. Nieoszlifowana, surowa. Kiedy teraz tego słucham wiem, że jest przepaść. Jak niebo i ziemia. Ale dzieli nas od tego ponad 10 lat.
O: Ja musiałem pewne rzeczy zrozumieć. Wtedy podobało mi się coś innego. Na przykład darcie japy do mikrofonu i krzyczenie rymów. Dzisiaj ogół może twierdzić, że to, co teraz robimy, jest fajniejsze, natomiast ja zmieniłem na to mój pogląd.
S: Oskar dołączył do składu na etapie pierwszego demo, które nagrywaliśmy w 2002 roku. Kiedy nagrał jedną zwrotkę, od razu było słychać, że jest w tym coś zajebistego. Wtedy miałem poczucie, że ma szczególny talent. Wiadomo, że jego technika była gorsza niż teraz, ale niektórzy raperzy, na przykład taki Biggy, pisali zwrotki, których słuchało się zajebiście. Jedne były bardziej surowe, potem bardziej wymuskane. To jest umiejętność, którą z czasem się szlifuje.
O: Rap to coś bardzo prostego. Każdy może pisać. Masz tempo cztery czwarte, leci werbel, leci stopa, nawijasz i tyle. Ale bycie lepszym od ogółu w czymś bardzo prostym jest zajebiście trudne, bo w ogóle nie widać progresu. To tak, jakbyś umiała lepiej niż inni chodzić. Wszyscy chodzą tak samo. Ale się da. Tylko że musisz bardzo dużo ćwiczyć, żeby się wyróżniać. Musisz włożyć w to bardzo dużo energii i pracy, żeby gołym okiem było widać, że jesteś lepsza.
S: Szybko osiągasz 85 proc. jakiegoś pułapu, a przeskoczenie tych pozostałych 15 zajmuje lata. Ze wszystkim tak jest. Ze sportem też. Ludzie dochodzą do pewnego levelu, ale mistrzostwo szlifują długo, o ile mają talent, szczęście, czas i energię.
A kiedy powstał PRO8L3M?
S: To trwało długo, ale był moment przełomowy, kiedy planowaliśmy zrobić jakiś projekt. Chciałem pojechać za granicę i powiedziałem do Oscara - „albo to robimy albo nie”. To było w 2012 roku. I Oskar powiedział, że robimy. Wtedy PRO8L3M się sformalizował, ale nic nie powstało od zera. Przyjaźnimy się od 13 lat. Nasza współpraca jest naturalną konsekwencją naszej znajomości.
O: Kiedy się zdecydowaliśmy, wszystko bardzo szybko poszło. W okolicach września 2012 wiedzieliśmy, że robimy coś dla siebie, a po dwóch tygodniach mieliśmy już studio, zaczęliśmy pierwsze nagrywki. W grudniu rozkminiliśmy nazwę. Potem okazało się, że muzycznie trzeba to jeszcze doszlifować, ale to trwało krótko. W okolicach maja, czerwca 2013 roku wydaliśmy EP - kę, a we wrześniu zrobiliśmy teledysk do „Tori Black”.
Krążą takie legendy, że najpierw Oskar pisze teksty, rozpisuje sobie akcenty i na bazie tych akcentów Piotrek robi bity.
S: Jest odwrotnie. Ciężko zrobić bity pod wykres akcentów.
O: Czasami coś przyniosę i nawijam do jakiegoś bitu pod takie samo tempo i wtedy pod takie tempo Steez robi bity. Zwykle jest tak, że Piotrek coś puszcza i się tym jaram. Szukam czegoś w podobnym tempie, ale raczej nie piszę pod ten bit bezpośrednio, bo lubię do niego nawijać na świeżo. Wtedy zakładam słuchawki, słyszę ten bit, jaram się bardzo i robię to z większą energią. To działa tak, że zanim ja skończę tekst, a Steez skończy bit, pracujemy wspólnie. Bo nawet jak ja napiszę jedną zwrotkę albo on pokaże mi tylko zalążek bitu, to przed nami jeszcze dużo pracy. To nie jest ważne, kto zainicjuje dany kawałek, bo i tak dalej tworzymy wspólnie.
S: Mamy numer „777moneymaker”, który Oskar pierwotnie napisał pod zupełnie inny bit, z nieco innym tempem. A z „Molly” było tak, że ja zrobiłem bit, a Oskar powiedział „o k**wa, jadę pisać tekst”. Jak masz jakiś patent na tekst, to ok, trzeba wtedy zrobić odpowiednio bit, ale nie da się układać podkładu pod akcenty.
O: Ja nie rozpisuję akcentów, bo nie potrzebuję tego do nawijania. Robię to po to, żeby tego nie zapomnieć jak nawinąć dany tekst. Tak się nauczyłem i już sobie zawsze tak piszę.
To jest twoja autorska metoda?
O: Tak, to się tworzyło latami. Najpierw miałem jeden znaczek, powiedzmy jakąś kreskę. Potem wprowadziłem dwie, bo potrzebowałem czegoś innego, potem sobie dodałem trzy i nagle okazało się, że powstało ich kilkanaście. Widać je w książeczce z tekstami, która jest dołączona do płyty.
A jakby ktoś chciał zrobić sobie karaoke z PRO8L3M -em, to znaczki pomogą mu się zorientować co i jak?
O: Tak, to nie jest skomplikowane. Na przykład wykrzyknik to jest werbel, kropka - zwolnij, powoli. To jest intuicyjne. Kreska czy backslash to jest opóźnij trochę czy coś takiego. Wszystko naturalnie.
Wielu słuchaczy jara się tą twoją melodią.
O: Robię to właśnie tak, żeby było nienaturalnie. Przewracam wszystko do góry nogami. Oczywiście, można dojść do perfekcji w typowym sposobie składania tekstów. Każdy tak kiedyś robił i ja jaram się zespołami, które tak robią. Nie uważam, że to jest złe. Ale jak napiszę tekst, który jest tak prosto zrobiony, nawet dla samego ćwiczenia, to takie wykonanie mi się po prostu mniej podoba.
S: Na tej płycie w ten sposób Oskar nagrał jeden kawałek. Nie tak klasycznie, ale prościej - takie było zamierzenie. A cała reszta jest zakombinowana.
O: Starałem się wyczerpać formułę. To jest zajebiste, że mogę to robić z Piotrkiem, bo jest uniwersalnym producentem. Dla niego nie ma problemu zrobienia bitu w tempie od 40 do 160, więc nie muszę się ograniczać. Zrobię coś na tempo 82, to nie chce mi się kolejny raz tego robić, bo to jest już wyczerpana formuła, przynajmniej na tę płytę.
S: Przy nagrywaniu zrobiliśmy listę kawałków i tempa. I Oskar powiedział: no dobra, to jeszcze przydałoby się coś na 62, 120. I tak zrobiliśmy. Oczywiście nie wszystko, bo się nie dało. Na takich rasowych hip hopowych tempach zrobiliśmy jeden numer - „Toast”.
O: To jest dla mnie zajebiste, bo mogę sobie kombinować z flow, jak chcę. Zamykam formę 62, a potem robię na 70 i to jest naprawdę inne nawijanie. To tak jakbyś robiła coś od nowa. Rozkminiasz sobie różne sposoby wykonania, ile słów mieści się w które tempo. Jak ktoś słucha rapu, to będzie wiedział o co chodzi.
S: To dlatego że Oskar ma taką elastyczność w pisaniu tekstów pod różne tempa. Szczególnie wolne, co jest objawem super zręczności językowej. Dzięki temu mogliśmy zrobić ‚Art Brut” na takich samplach, nad którymi w Polsce nikt wcześniej się nie pochylił. Tam kawałek „Stówa” ma tempo 68. Ta wycięta pętla jest królewska. Ale nikt tego wcześniej nie wziął, bo nikomu to nie przyszło do głowy, a przyspieszenie brzmiało słabo. Teraz dużo dzieciaków kombinuje, ale jeszcze parę lat temu nikt nie nawijał pod tak wolne tempo. Tradycyjnie rapuje się pod 85, 95 do stu - paru.
O: Rap ewoluował, kiedyś to było nie do pomyślenia. Teraz są tempa po pięćdziesiąt parę i moim zdaniem świetnie się tego słucha.
Czy historie, które opowiadasz, to historie wzięte z twojego życia?
O: W większości to są moje historie. Na tej płycie wiadomo, że do pewnego momentu jest tylko zalążek czegoś opartego na moim życiu, a później to już imaginacja. Taki był zamysł płyty.
Czym według was objawia się dehumanizacja ludzkości, o której opowiada „2040”?
S: Wszyscy siedzą przy stoliku i wszyscy w telefonach. To bardzo prosty przykład, ale jest esencją tego, co się teraz dzieje. Bardzo bym się wzbraniał przed krytykowaniem zastanej rzeczywistości, bo nie chcę brzmieć jak starsi ludzie, którzy narzekają, że nic im się nie podoba, bo ta rzeczywistość będzie się zmieniać. Może dla nas będzie w niej coś dziwnego, a dla ludzi, którzy się w niej urodzą, to wszystko będzie naturalne. Nam chodzi o luźny komentarz. Zmieniamy się jako społeczeństwo i nie jesteśmy w stanie ocenić, jakim kierunku to idzie.
A co to znaczy, że oprawa muzyczna jest retrofuturystczna?
S: Przy wielu numerach inspirowałem się ejtisowymi brzmieniami science-fiction i cały czas miałem z tyłu głowy „Art Brut”, którego estetyka bardzo mi się podobała. Wykorzystałem między innymi narzędzia, które są właściwe erze lat 80-tych, czyli korzystałem z syntetyzatorów analogowych. Kupiłem kilka sprzętów, nauczyłem się ich obsługi od zera. Na płycie jest dużo soczystych, analogowych i syntetyzatorowych brzmień, które sobie komponowałem. Starałem się wyciągnąć z tego trochę analogowego brudu. Inspirowałem się artystami zagranicznymi, którymi bardzo się jaram i słucham ich namiętnie. The Range, FKA Twigs, Cupp Cave, Clams Casino, Fuck Buttons, Jeremih. To są rzeczy, których słuchałem przy pracy nad albumem.
A z polskiej sceny rapowej? Kto idzie w dobrą stronę i widać, że się stara, ma potencjał, albo jest warty uwagi?
O: Ciężko mi powiedzieć, bo się na tym nie znam. Nie słucham i nie śledzę. Nie dlatego, że mi się to nie podoba. Po prostu słucham czegoś innego, ale z tego co powiedział Steez nie znam nic.
S: Mamy dobrą kombinację, ja zajmuję się muzyką, Oskar pisze teksty. Ja słucham dużo muzyki elektronicznej, a on słucha dużo rapu, tyle że nie polskiego. Ja z racji mojej działalności śledzę trendy, wiem kto gra dużo koncertów, wydaje albumy. Ale nie do tego stopnia, żebym tego dużo słuchał.
O: Jeśli chodzi o bity myślę, że małolaci mają większą odwagę, bardziej kombinują. Natomiast stara gwardia wydaje mi się lepsza pod względem warsztatu lirycznego.
S: Wydaje mi się, że Taco jest gościem, który sporo namieszał.
O: W świeżości na pewno.
Wiele razy słyszałam zarzuty, że jest nieprzygotowany technicznie. Takie opinie mają sens?
O: Nie. Rap przede wszystkim ma być fajny. Jeśli robisz to kulawo, ale to jest fajne, to zajebiście. Nie ma znaczenia, czy ktoś jest technicznie zły czy dobry. Ja mogę słuchać kogoś najgorszego technicznie, kogoś kto fałszuje, nie łapie się w rytm. Jak to jest fajne, to będę tego słuchał.
A jakich raperów ostatnio słuchasz najwięcej?
O: Przeszło mi już słuchanie czegoś po sto razy, chociaż kiedyś robiłem to namiętnie. Słucham tego samego, co przez ostatnie lata. Kendricka Lamara, Drake’a, Wiz Kalify, sporo Earla Sweatshirta, Stormzy’ ego.
Dlaczego wasz album zaczyna się od „Outro”, a kończy „Intro”?
S: To jest jeden kawałek, który został przecięty na dwa. Płytę możesz zapętlić. To jest trochę taki ciąg życia.
O: Jakbyś zaczęła płytę „Intrem” i kończyła „Outrem”, to nadal by to miało sens. Chcieliśmy uniknąć tego, że słuchacz wyłączy płytę na „Outrze”. To jest łatwy zabieg. „Intro” jest ostatnim kawałkiem, więc to wstęp do czegoś, co się wydarzy. Zapętlasz płytę i tworzysz ciąg.
S: Nie stoi za tym jakaś wielka myśl, nie głowiliśmy się nas tym przez pół roku. Stwierdziliśmy, że będzie to właściwy ruch.
O: Chcieliśmy pokazać ciąg życia, który zaczyna się w młodości, kończy na starości. To jest opowieść, a nie morał. Chociaż słyszałem, że można z tego jakieś morały wyciągać, to bardzo dobrze. Ale nam bardziej chodziło o opowiedzenie jakiejś historii. Płyta leci w kółko, życie się toczy. Jedni umierają, drudzy się rodzą. Co chwilę zaczyna się nowa historia.
Wpisujecie się w stereotypy o hiphopowcach? Bierzecie odpowiedzialność za swoją twórczość? Pewnie słuchają was dzieciaki.
S: Drugie dno tego albumu wymaga pewnego wysiłku intelektualnego. Trzeba zrozumieć, że ta cała opowieść ma ciemną stronę. To nie jest album, który jest pochwałą jakiegoś życia, ale nie jest też moralizatorską krytyką. Żeby to zrozumieć trzeba do niego przysiąść i go posłuchać. To nie jest muzyka dla dzieci, my robimy muzykę dla dorosłych.
Wielu dzieciaków na pewno nas słucha, dlatego te kawałki nie są pochwalne, bo wiemy, że na twórcy ciąży odpowiedzialność. To jest jak z filmami. Idziesz do kina gdzie masz ograniczenia wiekowe. Dzieciaki oglądają różne filmy, które niekoniecznie są przyczynkiem do tego, że zachowują się jak bohaterowie.
To jest chyba najbardziej męczący aspekt tej muzyki, że polski rap przez lata był totalnym moralizatorstwem. „Nauczamy jak być prawilnym". Kiedy powstały płyty, które są podwaliną dla tej kultury, to wtedy to było spoko. Ale powtarzanie tego w kółko już niekoniecznie. Być może przez pryzmat takiej narracji polski rap został zaszufladkowany jako coś, co naucza i pokazuje jakiś trop.
Rap w Polsce jest mało eksponowany. Wciąż niszowy i ma twarz chłopaka, który siedzi na ławce, pluje i mówi, że jego życie jest złe.
O: To wynika przede wszystkim z nieznajomości. Zaczęło się od rzeczy, które miały wielki wkład w tę kulturę, które były mocne i chamskie. Pewnie łatwiej było się takim rzeczom przebić. Umiejętności były jakie były, bity też, ale poziom fajności był duży. To pewnie dlatego, że teksty były o czymś ciężkim, chamskim. Rap zmieniał się niewiarygodnie, powstały rzeczy bardzo elokwentne i mimo że ich nie słucham, wiem, że powstają. Przeciętny znawca muzyki w Polsce o tym nie wie. I dla niego rap to nie jest to, co było kiedyś. O pluciu, ruchaniu, ewentualnie o zabijaniu.
S: Czyli tak jak teksty Oskara.(śmiech)
O: O pluciu to w moich tekstach nic nie ma. Na pierwszy rzut oka moje wersy wydają się prostackie. Trzeba zrozumieć o czym są, zrozumieć całość, a nie przykładać się do poszczególnych wersów. Wersy mogą być o pluciu, ale kawałki nie.
S: Pewnie jakby były, to byśmy z tobą nie gadali, bo by cię to nie interesowało.
O: Ja nie mam nic do osób, które chcą sobie słuchać poszczególnych wersów z naszej płyty i myśleć, że to jest faktycznie o pluciu. Ale generalnie robię to dla innego grona. Dla takiego, które to skuma.
Napisz do autorki: barbara.kaczmarczyk@natemat.pl
