We wrześniu rusza proces Janusza Korwin-Mikkego. Grozi mu do trzech lat pozbawienia wolności za spoliczkowanie Michała Boniego. Sytuacja miała miejsce w lipcu 2014 roku podczas spotkania polskich europosłów zorganizowanego przez MSZ.
Korwin - Mikke twierdzi, że spoliczkował europosła Boniego, ponieważ mu to wcześniej obiecał. – Kiedy w czasie debaty w sprawie uchwały lustracyjnej (w 1992 r.) Boni wypierał się, że był agentem SB i wyzywał mnie od idiotów, dałem mu słowo i go dotrzymałem. Przyznał się potem, że był agentem, od początku miałem rację – mówił.
Poszkodowany polityk stwierdził wtedy, że w związku z tym, że w 1985 roku podpisał deklarację współpracy z SB, której nigdy nie podjął, z pokorą przyjmuje ataki, ale „jest granica”. – Powiedziałem 'dzień dobry' posłowi Korwin-Mikkemu, uderzył mnie w twarz. To nie jest normalne!! – pisał na Twitterze Boni.
W poniedziałek stołeczny sąd odmówił umorzenia procesu Korwin Mikkego i wyznaczył jego datę na 9 września. Obrona europosła wnosiła o umorzenie ze względu na przyjętą przez prokuraturę kwalifikację prawną jego czynu - naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego podczas lub w związku z pełnieniem obowiązków służbowych. Mecenas Andrzej Ceglarski twierdził, że do spotkania europosłów doszło w sytuacji prywatnej, która nie miała związku z pełnioną przez nich funkcją.
Zawiadomienie w tej sprawie złożyło Ministerstwo Spraw Zagranicznych, a prokuratura uznała, że Korwin - Mikke dopuścił się naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego, w związku z tym wystąpiła o uchylenie jego immunitetu, co potem zrobił Parlament Europejski.
Janusz Korwin - Mikke twierdził wtedy, że nie żałuje swojego czynu i gdyby mógł „dołożyłby mu drugi raz”. Kiedy w czerwcu 2015 roku prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia, Korwin - Mikke nie przyznał się do winy, bo według niego spoliczkowanie jest jedynie „czynnością dyshonorującą człowieka”.
Niedługo po incydencie Janusz Korwin-Mikke w rozmowie z naTemat przyznał, że za to, że Boni "poszedł z tym do mediów", powinien mu także napluć w twarz. Korwin-Mikke powiedział nam, że chciał to zrobić poza kamerami, ale jak widać mu się nie udało. Mimo to, swoje zachowanie oceniał jako normalne, wynikające ze swoistego kodeksu honorowego. Stwierdził, że nie mógł zostawić zachowania Boniego bez odpowiedzi.