Można się było tego spodziewać. Ludzka zazdrość nie zna granic. Gdy komuś nagle dzieje się lepiej, nie każdy sąsiad jest w stanie sobie z tym poradzić. Ośrodki Opieki Społecznej doskonale o tym wiedzą. Od zawsze dostają donosy na swoich podopiecznych, że niewłaściwie korzystają ze świadczeń albo nie powinny im przysługiwać. A teraz doszedł jeszcze jeden bodziec – 500+, który wielu kłuje w oczy.
Wystarczy zadzwonić do któregoś MOPS czy GOPSU, a przykłady już zaczynają same spływać. A to dopiero pierwsze miesiące wypłat, cały system dopiero raczkuje. Pracownicy nawet nie ukrywają, że najczęściej ludźmi kieruje najzwyklejsza w świecie zazdrość. Przypadków zgłaszanych z powodu ewidentnego marnotrawienia 500+ jest mniej i chodzi w nich głównie o alkohol. To akurat pozytywny aspekt takiego donosicielstwa.
Ale w wielu innych przypadkach tych pozytywów trudno się doszukać. To szukanie dziury w całym, czasem jawne oszustwo, bezczelne wchodzenie w czyjeś życie z butami. Skoro ludzie, jak mówi nam kierowniczka MOPS w Częstochowie, nawet przy innych świadczeniach są w stanie wyciągnąć zdjęcia z Facebooka i zaalarmować urząd, że ktoś niewłaściwie korzysta z pomocy państwa? - Bo ma takie zdjęcie, na tle drzewa, więc chyba gdzieś wyjechał. Taki jest argument - mówi Małgorzata Mruszczyk.
Do MOPS-u w Kutnie dotarła, na przykład, informacja na temat rodziny z niepełnosprawnymi dziećmi. Że za 500+ ojciec kupił samochód i psa. Okazało się, że mężczyzna, owszem, kupił, ale dużo wcześniej.
– Niestety, w świadomości wielu ludzi biedna rodzina już do końca powinna być biedna. Tak ją widzą, tak ją oceniają, i tak chcieliby ją dalej postrzegać. Jeśli nagle coś się w niej zmienia, to ludzi bardzo uderza, wywołuje uczucie zawiści i zazdrości. Mają dużo czasu, siedzą i myślą. I zastanawiają się, dlaczego tamtemu nagle zaczęło się lepiej powodzić – mówi Krzysztof Czaja, wice-kierownik MOPS w Wałbrzychu i jednocześnie socjolog.
Nie było żadnych dziwnych zakupów
W związku z 500+ MOPS w Wałbrzychu dostał już kilka donosów na sąsiadów. Anonimowych. – Piszą o sąsiadach, że te pieniądze im się nie należą. Że wydają je na byle co. Najczęściej kupują rzeczy, które do niczego nie są im potrzebne. Że ktoś kupił sobie samochód, a przedtem go nie miał. Albo telewizor – mówi Krzysztof Czaja. Za każdym razem wszystkie donosy są dokładnie sprawdzane. Większość z nich, jak na razie, nie znalazła potwierdzenia.
– Nie potwierdziły się żadne dziwne zakupy, które były wymienione w listach. Nikt za 500+ nie kupił sobie samochodu i z tego co wiemy, ta konkretna rodzina nawet nie ma tego w zamiarze – mówi. Tu Krzysztof Czaja przypomina sobie inny, nie związany z 500+ donos na rodzinę, która korzystała z opieki społecznej. Ktoś też napisał, że za świadczenia kupili sobie auto. Okazało się, że rodzina ma niepełnosprawne dziecko. Kupiła samochód, ale za pieniądze od rodziny, by wozić je do lekarzy i na zabiegi. Autor donosu najwyraźniej musiał sobie w ten sposób ulżyć.
Korzystają z życia
W Częstochowie takie donosy były dwa. Anonimowe, wysłane mailem. – Po wnikliwym sprawdzeniu obydwa nie potwierdziły się w żaden sposób. Złośliwość sąsiadów, wiadomo. Ty dostałeś, ja nie dostałem... Nie wiem, jak jest w innych gminach, bo wiem, że takie donosy też się zdarzają – przyznaje dyrektor MOPS Małgorzata Mruszczyk. W donosach była mowa o tym, że w tych rodzinach 500+ nie jest przeznaczane na to, na co powinno. Jak napisano, "korzystają z życia zamiast przeznaczyć świadczenie na pomoc w wychowaniu dzieci".
O tym, że z okazji 500+ MOPS-y w całym kraju dostają coraz więcej donosów informował teżTVN24. Tu również sąsiedzkie doniesienia nie znalazły potwierdzenia.
– Najbardziej lubię, jak ktoś dzwoni i mówi, że taka i taka pani pobiera u nas takie i takie świadczenie – tu padają konkretne kwoty – i w dodatku pracuje w sklepie. My sprawdzamy i okazuje się, że ta osoba w ogóle nie korzysta z naszych świadczeń – mówi pracownik jednego z MOPS-ów w województwie kujawsko-pomorskim.
On w donosach jest zaprawiony, tyle już przeszło ich przez jego ręce. – Są dwa rodzaje. Jeden to klasyczny: sąsiadka na sąsiadkę. Bo ma jakiś żal, złość. Obie są siebie warte, zachowują się tak samo. Drugi: gdy kogoś męczy, że on musi zakasać rękawy i harować, a drugi wegetuje, dostaje za to pieniądze i jeszcze się z tym obnosi. A 500+ bardzo wielu ludzi boli – mówi. Jego zdaniem to dopiero początek, donosów w biednych środowiskach będzie przybywać. – Tylko czekać. W małych miejscowościach będzie to widać – mówi. Za dużo było ich do tej pory, by teraz miało ich nie być.
Przykład? Babcia, która w pieczy zastępczej wychowywała trójkę dzieci. Ledwo wiązała koniec z końcem za niecałe 1000 zł, dopóki nie odebrała przysługującego w takiej sytuacji świadczenia w w wysokości 660 zł na dziecko. MOPS poradził jej nawet, by zrobiła remont. I się zaczęło. – Sukcesywnie ta rodzina zaczęła wychodzić na prostą, polepszył się jej byt i to budziło zazdrość sąsiadów. Do MOPS zaczęły docierać sygnały, że tam jest rozpusta – słyszę. Sąsiadów podobno w ogóle męczy, jak ktoś podjedzie pod MOPS samochodem po żywność dla najuboższych. - A co dopiero jeszcze 500+ - mówi pracownik ośrodka.
Walka o pieniądze
O donosach, które niezmiennie na przestrzeni lat docierają do różnych polskich urzędów można pisać w nieskończoność. Podobno niewiele się w tej kwestii zmieniło. Dostają je MOPS-y, dostają Urzędy Skarbowe. Pole do popisu jest tu ogromne i wciąż są chętni, by z niego skorzystać.
Ale najgorzej jest chyba, gdy rodzina donosi na rodzinę. Tu, przy okazji 500+, powoli wyłania się nowe zjawisko, o którym Ośrodki Pomocy Rodzinie dopiero zaczynają mówić. – To dopiero pierwsze symptomy, ale pokazują, że walka toczy się o pieniądze, a nie o dzieci – mówią w jednym z takich ośrodków w zachodniopomorskim.
Zjawisko polega na tym, że babcia lub dziadek przejmują opiekę nad dziećmi, bo rodzina przechodzi kryzys. Pobierają tu również 500+ na dziecko. Ale w pewnym momencie kryzys mija, rodzic się ustatkował, poszedł do pracy, składa wniosek do sądu o przywrócenie władzy rodzicielskiej. – Wtedy do akcji wkracza babcia. I stwierdza, że syn nie jest jeszcze gotowy do opieki nad dziećmi, nie chodzi do pracy. A kiedy my sprawdzamy, okazuje się, że pracuje. Babci też ciężko pogodzić się z utratą takich pieniędzy – mówi pracownik MOPR.
Niektóre uratują dzieci
Każdy donos musi być sprawdzony, co wymaga dodatkowego zaangażowania pracowników. To również bulwersuje w przypadku niepoważnych skarg zawistnych sąsiadów.
Donosy tępimy, ale w wielu przypadkach mogą uratować dzieciom życie. Gotówka zamieniana jest wtedy na pomoc rzeczową. Do kieleckiego MOPS trafiły ostatnio 4 donosy. Wszystkie związane z pijaństwem rodziców. Trzy z nich się potwierdziły. Oby, jeśli mają się pojawiać, były tylko takie. Poważne. Ale oby przyczyn, dla których powstają, było jak najmniej.
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl
Reklama.
Małgorzata Proszowska, dyrektor MOPS w Tarnowie
dla TVN24
"Mieliśmy jeden sygnał, a właściwie anonim od pani, która twierdziła, że jej sąsiadka pobierająca świadczenie wydaje pieniądze w nieodpowiedni sposób. Kiedy to sprawdziliśmy, okazało się, że wymieniona w liście kobieta nawet nie złożyła jeszcze wniosku".
"Gazeta Lubuska"
Z reportażu o donosach do US
Tu spektrum jest dość szerokie. Najczęściej chodzi o naprawę samochodu, usługi stolarskie, handel internetowy, życie na wysokiej stopie czy nabywanie drogich rzeczy ruchomych np. samochodów. Sporą grupę stanowi też najem mieszkania, który może nie być opodatkowany. Czytaj więcej
Komentarz internauty
Każdy donos powinien byc podpisany i złożony osobiście z dowodem osobistym. Gdyby sie okazało, że ktos sobie coś wymyslił, musiałby zapłacic wysoka kare pieniężną np mimimum 5 lub 10 tyś. zł. Donosy by się skończyły, a urzędnicy zamiast zajmować sie czymś nieważnym, może wzięłaby się do roboty.Czytaj więcej