Pamiętacie czechosłowacki serial animowany „Sąsiedzi”, w którym Pat i Mat wciąż pomagali sobie wzajemnie w domowych remontach? Zaprzyjaźnieni po sąsiedzku, kiedy wpadali w tarapaty zawsze jakoś razem dawali radę. Choć nieraz nieudolność wpędzała ich w jeszcze większe kłopoty, i tak byli zadowoleni z efektów wspólnej pracy. Chciałoby się mieć takich sąsiadów, którzy, choćby się waliło i paliło, przyjdą i pomogą. Tylko jak to zrobić? Okazuje się, że wystarczy.... wejść na Facebooka.
Mam sąsiadkę, która nie raz i nie dwa, a w dziesiątkach przypadków uratowała mi życie. A to zabrakło marchwi do jarzynowej, a to mleka do kawy, innym razem gdy zgubiłam klucze do wózkarni, a potrzebowałam pilnie wyjść z dzieckiem z domu. Bez niej nie tylko zupa by nie wyszła, ale i mój syn zanudziłby się na śmierć. Ona ma dwoje brzdąców, ja jednego. Wszystkie w podobnym wieku. Każda mama, która została z dzieckiem w domu zna sytuacje, w których trzeba np. pilnować gotującej się zupy, a młode kwili z nudów i uwiesza się na nogawce maminych spodni. Znalazłyśmy na to sposób – nasze maleńkie domowe przedszkole. Ja biorę dzieciaki, kiedy ona jest chora lub musi coś załatwić na mieście, i odwrotnie – kiedy ja potrzebuję dokończyć artykuł, mój syn idzie się bawić do sąsiadów. Jest nam łatwiej, wygodniej i o wiele przyjemniej.
Nie wszyscy jednak mają takie szczęście. W dużych miastach powszechne jest alienowanie się, które skutkuje poczuciem samotności i uderza w podstawową potrzebę poczucia bezpieczeństwa. Bo co innego może czuć człowiek, który nie ma kogo poprosić o zrobienie zakupów w razie choroby? O ile życie w małym mieście gwarantuje, że zawsze ktoś się w razie potrzeby znajdzie (nawet jeśli nie mamy zaprzyjaźnionego sąsiada, to zawsze jest ktoś znajomy, kto będzie miał do nas po prostu blisko), o tyle mieszkając w Warszawie nie mamy takiej gwarancji. Stolica to ogromne odległości i ratowanie przyjaciela w potrzebie często bywa przez nie zwyczajnie niemożliwe. Dlatego jedyną deską ratunku pozostaje sąsiad.
Nie ufam, bo obcy
Podobno zaufanie społeczne ma się w Polsce coraz gorzej. Są nawet na to naukowe dowody... W European Social Survey tylko 9% badanych udzieliło odpowiedzi, że większości ludzi można ufać. Dr Cezary Trutkowski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, stawia tezę, że nasze zaufanie wynika bezpośrednio z naszych dotychczasowych doświadczeń, a nie cech charakteru. Im nasze interakcje z innymi były lepsze i mniej stresujące, tym bardziej jesteśmy ufni. Taki pozytywny background psychiczny pozwala uniknąć czarnowidztwa wobec nieznajomych, które z kolei zamyka nas w domach na cztery spusty i skazuje na samotność.
Prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny, doktor habilitowany nauk humanistycznych, nauczyciel akademicki i profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, twierdzi, że „żyjemy w kraju coraz bardziej efektownych jednostek i niezmiennie nieefektownej wspólnoty”. W ładnych domach, ale bez łączących je dróg. A tu niespodzianka. Sąsiedzi chcą się poznawać i integrować. Warszawiacy mają dosyć podróży windą w milczeniu. Przełamują lody i zaczynają wyciągać do siebie ręce. I nie chodzi o nachalne pukanie do sąsiadów z nienaturalnym entuzjazmem, by wspólnie rozpalić przed blokiem grilla. Jak na złość sondażom i opiniom ekspertów, powstają lokalne wspólnoty, grupy pomocy sąsiedzkiej, a sąsiedzkie inicjatywy walczą o fundusze na realizację swoich planów.
Sąsiedzie, wejdź na Facebooka
Mieszkańcy Białołęki wpadli swego czasu na genialny (jak się później okazało) pomysł utworzenia zamkniętej grupy sąsiedzkiej pomocy na Facebooku. Zaczęło się od postów typu: „który fryzjer na osiedlu jest lepszy”, „chętnie przyjmę używane ubranka dziecięce”, czy „zaginął mój kot”. A skończyło na imprezowaniu po dokonanym wspólnie remoncie w mieszkaniu sąsiadki potrzebującej pomocy przy tapetowaniu. Prawda, że brzmi sympatycznie? Ale przecież w życiu nie chodzi tylko o to, żeby było miło. Dobre układy z sąsiadami mogą nam uratować życie.
Powody, dla których warto kumplować się z sąsiadami
Usłyszałam niedawno historię o mężczyźnie, który orientując się, że ma udar, bez wahania wstał z kanapy i o 7 rano dobijał się do sąsiadów. Miał szczęście, bo łączyły ich na tyle dobre relacje, że mężczyzna, który otworzył mu drzwi słysząc komunikat „panie, wieź mnie do szpitala” po prostu włożył buty i wyszedł. Pomyślicie – no dobra, ale jak duże są szanse, że kiedy opuści mnie zdrowie akurat będę sam w domu? Może i niewielkie. Ale już sytuacja, w której nie możecie na czas odebrać dzieci z przedszkola lub wyprowadzić psa jest bardzo prawdopodobna. Dla tych zapracowanych może i nagminna. Przydałby się wtedy ktoś życzliwy i zaufany (w końcu chodzi o nasze dzieci!), kto poświęciłby kilkanaście minut na sąsiedzką przysługę...
Znany jest też przypadek, kiedy sąsiedzka pomoc uratowała kobietę uwięzioną we własnym domu. Mąż gapa zamknął ją od zewnątrz i zostawił klucz w zamku, a ta biedna nie mogła się wydostać. Dzięki apelowi na facebookowej grupie wszystko dobrze się skończyło. Inna para dzięki lojalnym sąsiadom odzyskała utracone zdjęcia z własnego ślubu i wesela. Ktoś znalazł na chodniku pendrive z cenną sentymentalną zawartością, opublikował jedno ze zdjęć na sąsiedzkim forum z pytaniem czyje to zdjęcia. Po takiej akcji znalazca i właściciele zagubionego pendrive'a z pewnością już nigdy nie będą obojętnie mijać się między blokami.
A najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że prócz standardowych postów z ofertami, na grupie pojawiają się też życzenia urodzinowe, propozycje organizacji sobotnich śniadań sąsiedzkich, wyjść do kina, wspólnej zabawy dla maluchów, czy babskiego wieczoru. Posty-oferty, dla niektórych członków sąsiedzkich grup, to już tylko tło dla ich przyjaźni.
W grupie siła!
Z inicjatywy członków wcześniej wspomnianej Białołęckiej Pomocy Sąsiedzkiej urodziło się Radio Białołęka, które „informuje, inspiruje, integruje i nieźle gra”. Radio ma również swoją grupę, na której pojawiają się posty m.in. o tym, co się wydarzy na nadchodzącym festynie osiedlowym. Bo i takie są organizowane dzięki lokalnym społecznościom. Przegląd innych lokalnych organizacji pozarządowych, które prężnie na Białołęce działają będzie można poznać już w ten weekend, 19 czerwca, na pikniku Białołęka Pożyteczna.
Ale Warszawa to nie tylko Białołęka i wie o tym Q-Ruch Sąsiedzki, czyli Sąsiedzi Najwyższej Jakości. To inicjatywa edukacyjno-animacyjna, skupiająca aktywnych warszawiaków i warszawianki. Prowadzą szkolenia, otwarte debaty na lokalne tematy, inicjują spotkania w konkretnych dzielnicach. Q-Ruch promuje dwie warszawskie akcje: Dzień Sąsiada i Podwórkową Gwiazdkę. I teraz uwaga – Dzień Sąsiada świętowany jest właśnie w ten weekend, 18 czerwca w sobotę. Do udziału w Warszawskim Dniu Sąsiada zgłosiły się aż 63 inicjatywy sąsiedzkie! Może są wśród nich także twoi sąsiedzi? Jest na to spora szansa, bo w Warszawskim Dniu Sąsiada biorą udział dzielnice: Bielany, Żoliborz, Bemowo, Śródmieście, Wola, Ochota, Mokotów, Włochy, Białołęka, Targówek, Praga Północ i Południe, Wesoła oraz Wawer. Zapowiadają się leżaki, planszówki, grill, a nawet wspólne szycie patchworkowego sąsiedzkiego koca. Zatem jeśli macie ochotę na sąsiedzką integrację, szukajcie tutaj najbliższego wam miejsca wspólnego świętowania. A jeśli jesteście aktywnymi sąsiadami, którzy potrzebują wsparcia, by ze swoją inicjatywą dotrzeć do innych, walcie do Q-Ruchu jak w dym.
Wyjątkową inicjatywą, która wspiera lokalne integracyjne działania jest ogólnopolski Społecznik 2.0. Jak to działa? Otóż: chcemy coś zrobić dla nas i naszych sąsiadów, np. zbudować wypasiony plac zabaw, stworzyć świetlicę, gdzie dzieciaki będą mogły razem odrabiać lekcje, czy nauczyć nasze sąsiadki piec domowy chleb. Opisujemy nasze zamiary i motywacje. Wysyłamy projekt do Społecznika. Ten przeprowadza konkurs. Na poszczególne projekty głosują ludzie. Wygrywają te trzy projekty, które zdobędą najwięcej głosów. Zwycięzcy otrzymują fundusze na realizację projektu. Proste i pożyteczne. Szczegółów szukajcie na stronie Społecznika.
I wszystko to w dekoracjach pędzącego miasta, jak bardzo obcego to zależy tylko od nas.
napisz do autorki: ewa.bukowiecka-janik@natemat.pl