
– Przyjmowałam czterech klientów dziennie, przez trzy dni w tygodniu, bo poza tym pracuję na etacie. Po dwóch latach na koncie mam prawie 200 tys. złotych i chciałam kupić mieszkanie – zwierza się naTemat Weronika. Właśnie zamierza skorzystać z odłożonych pieniędzy, a zarobionych na świadczeniu usług seksualnych.
Pierwszego wyłomu w systemie podatkowym dokonała prostytutka ze Śląska. Wysyłała do dyrektora Izby Skarbowej w Katowicach oficjalny wniosek o interpretację podatkową. Ze zgromadzonych na nierządzie oszczędności chciała kupić nieruchomość. Sprawę opisywaliśmy jako pierwsi.
Stwierdzić należy, że czynności wykonywane przez Wnioskodawczynię nie mogą być przedmiotem prawnie skutecznej umowy. Tym samym nie mogą również podlegać opodatkowaniu podatkiem dochodowym od osób fizycznych, co wynika z art. 2 ust. 1 pkt 4 ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych. W konsekwencji przychody z uprawiania nierządu mogą być traktowane jako dochody „wolne od opodatkowania”. (…) Tym samym wydatkowanie środków uzyskanych z uprawiania własnego nierządu na zakup nieruchomości nie będzie skutkować zastosowaniem 75 proc. stawki podatku, określonej na podstawie art. 20 ust. 3 ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych.
Sprawa miała swój ciąg dalszy. "Dziewczyny" zachęcone sukcesem koleżanki zaczęły testować odporność urzędników skarbowych. W innej sprawie było już blisko do zalegalizowania również przychodów z „seksu przez internet”. W tym wypadku bohaterka przekonywała, że oddanie się klientowi polega nie tylko na odbyciu fizycznego kontaktu, ale również za pośrednictwem kamery internetowej.
Zaspokojenie popędu seksualnego klienta następuje poprzez (np. rozbieranie się, masturbację, używanie erotycznych zabawek, przyjmowanie rozmaitych póz seksualnych, wydawanie dźwięków podniecenia, stymulowanie realnego stosunku z klientem oraz spełnianie jego fantazji seksualnych, czy wykonywanie innych poleceń.
Kobiety, które spotykają się realnie z klientami, oferując seks usługi, nie zawsze uprawiają normalny fizyczny seks z każdym klientem. Istnieje bowiem szereg dewiacji seksualnych, fetysze, gdzie np. mężczyzna do zaspokojenia seksualnego potrzebuje np. tylko widoku gołych stóp, czy części bielizny, upokarzania przez nagą kobietę lub kierowania jej masturbacją. Nikt nie ma wątpliwości, że kobiety wykonujące na życzenie mężczyzn tego typu czynności (gdzie nie dochodzi do bezpośredniego stosunku płciowego) są prostytutkami.
Według danych Havocscope (serwis zajmujący się szacowaniem zjawisk na czarnym rynku) , w Polsce usługi seksualne świadczy prawie 20 tysięcy osób. Z kolei nasz Główny Urząd Statystyczny w 2014 roku po raz pierwszy oszacował wartość tego rynku usług na 654 mln złotych. Gdyby więc dochody z prostytucji zalegalizować, to do budżetu wpłynęłaby kwota 125 mln złotych. To mniej więcej tyle, ile podatku dochodowego płaci sieć handlowa Lidl, albo jedna trzecia tego, co w ramach specjalnego podatku od instytucji finansowych zapłaciły dotychczas banki i firmy ubezpieczeniowe.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl
