– Przyjmowałam czterech klientów dziennie, przez trzy dni w tygodniu, bo poza tym pracuję na etacie. Po dwóch latach na koncie mam prawie 200 tys. złotych i chciałam kupić mieszkanie – zwierza się naTemat Weronika. Właśnie zamierza skorzystać z odłożonych pieniędzy, a zarobionych na świadczeniu usług seksualnych.
Jak wynika z kalkulacji pani Weroniki, tylko w ciągu ostatniego roku praca w branży seksusług przyniosła jej 80 tys. złotych. Oprócz tego rozlicza PIT i płaci składki na ZUS jako pracownik zatrudniony na część etatu. Przyznaje wprost, że nie myślała o opodatkowaniu seksbiznesu. Gotówkę od klientów wpłacała na własny rachunek bankowy wpłatomatem.
Ponieważ akurat trafiło się wymarzone mieszkanie, postanowiła kupić je za gotówkę. Oficjalne dochody Weroniki nie pozwalały jednak na kupno mieszkania. Dziewczyna bała się, że fiskus zechce "położyć łapę" na ciężko zarobionych pieniądzach. Od nieujawnionych źródeł dochodu grozi 75-procentowy podatek. Co na to urząd skarbowy? Cud. Z własnej woli odmówił opodatkowania gotówki.
Okazuje się, że aby być chronionym przed podatkiem wystarczy zgłosić majątek jako dochody z prostytucji. Oczywiście samo oświadczenie nie wystarczy, ale… – Mam cennik, wydrukowane anonse z internetu, zachowane profile na sexportalach, do tego jako dowody przechowuję zdjęcia z sesji, gdzie występuję jako „Veronica”. Do tego przechowuję umowę wynajmu mieszkania, gdzie dochodziło do schadzek - wylicza. Dodaje, że coraz więcej dziewczyn zapobiegliwie gromadzi dokumentację swojego zajęcia.
Do tak przygotowanej dokumentacji urzędnicy nie mają, a nawet nie mogą mieć zastrzeżeń. W świetle już wydanych interpretacji podatkowych pieniądze z seksbiznesu nie podlegają opodatkowaniu. Stanowisko fiskusa w sprawie brzmi bowiem następująco: "ustawodawca nie rości sobie podatkowych praw do takich kategorii przychodu i obrotu, które są powiązane z zachowaniami lub działalnością niepożądanymi z ogólnospołecznego punktu widzenia. Do takich czynności należą w szczególności czynności takie jak stręczycielstwo, prostytucja, a więc czynności stanowiące czyny zabronione, jak również czynności nieważne bezwzględnie."
Zwycięstwo sexbranży
Pierwszego wyłomu w systemie podatkowym dokonała prostytutka ze Śląska. Wysyłała do dyrektora Izby Skarbowej w Katowicach oficjalny wniosek o interpretację podatkową. Ze zgromadzonych na nierządzie oszczędności chciała kupić nieruchomość. Sprawę opisywaliśmy jako pierwsi.
Prostytutka przekonywała, że usługi seksualne świadczone na własny rachunek nie mogą być przedmiotem umowy handlowej, a w konsekwencji nie mogą być opodatkowane podatkiem dochodowym. Takie stanowisko mimo sprzeciwu Izby Skarbowej w Katowicach potwierdził Wojewódki Sąd Administracyjny w Krakowie.
Podatki a cyberseks
Sprawa miała swój ciąg dalszy. "Dziewczyny" zachęcone sukcesem koleżanki zaczęły testować odporność urzędników skarbowych. W innej sprawie było już blisko do zalegalizowania również przychodów z „seksu przez internet”. W tym wypadku bohaterka przekonywała, że oddanie się klientowi polega nie tylko na odbyciu fizycznego kontaktu, ale również za pośrednictwem kamery internetowej.
Rozbiera się w internecie i nie chce płacić podatku
Zaspokojenie popędu seksualnego klienta następuje poprzez (np. rozbieranie się, masturbację, używanie erotycznych zabawek, przyjmowanie rozmaitych póz seksualnych, wydawanie dźwięków podniecenia, stymulowanie realnego stosunku z klientem oraz spełnianie jego fantazji seksualnych, czy wykonywanie innych poleceń.
Kobiety, które spotykają się realnie z klientami, oferując seks usługi, nie zawsze uprawiają normalny fizyczny seks z każdym klientem. Istnieje bowiem szereg dewiacji seksualnych, fetysze, gdzie np. mężczyzna do zaspokojenia seksualnego potrzebuje np. tylko widoku gołych stóp, czy części bielizny, upokarzania przez nagą kobietę lub kierowania jej masturbacją. Nikt nie ma wątpliwości, że kobiety wykonujące na życzenie mężczyzn tego typu czynności (gdzie nie dochodzi do bezpośredniego stosunku płciowego) są prostytutkami.
W tym wypadku po trwającym 4 miesiące postępowaniu, przeanalizowaniu kilku definicji prostytucji m.in. z Wikipedii, słownika języka polskiego, kilku naukowych publikacji, urzędnicy doszli do wniosku, że "seks wirtualny" to jedynie prezentowanie treści pornograficznych, które „przybrało formę przekazu na żywo”.
– Wnioskodawczyni nie oddaje własnego ciała do dyspozycji innych osób, lecz tylko je prezentuje na ekranie monitora komputerowego innej osobie. Trudno także mówić o „pełnej dyspozycyjności” Wnioskodawczyni wobec klienta, skoro jest on pozbawiony możliwości np. dotyku - brzmi stanowisko Izby Skarbowej w Katowicach. Dalej urzędnicy wywodzą, że od internetowych rozbieranek podatek jednak się należy.
Jednak i tak aparat skarbowy padł ofiarą własnej mądrości, kolejny raz potwierdzając, że już dochody z klasycznej prostytucji są zwolnione z opodatkowania. Tutaj przeczytacie dokładny wywód. Polecam ten tekst twórcom kabaretów, jako gotowy scenariusz do "numerów". Trzeba przyznać, że urzędnicy przekraczają już wszelkie granice śmieszności zajmując się rozstrzyganiem o niższości "cyberstosunku" z użyciem "internetowej kamerki" wobec klasycznych stosunków seksualnych i "oddawaniu ciała do dyspozycji wielu osobom". A jakie to rodzi skomplikowane skutki podatkowe...
Zalegalizować zyski i brać podatek?
Według danych Havocscope (serwis zajmujący się szacowaniem zjawisk na czarnym rynku) , w Polsce usługi seksualne świadczy prawie 20 tysięcy osób. Z kolei nasz Główny Urząd Statystyczny w 2014 roku po raz pierwszy oszacował wartość tego rynku usług na 654 mln złotych. Gdyby więc dochody z prostytucji zalegalizować, to do budżetu wpłynęłaby kwota 125 mln złotych. To mniej więcej tyle, ile podatku dochodowego płaci sieć handlowa Lidl, albo jedna trzecia tego, co w ramach specjalnego podatku od instytucji finansowych zapłaciły dotychczas banki i firmy ubezpieczeniowe.
Swoje dostałby też ZUS - średnio ponad 6 tys. zł od każdej prostytutki rocznie w składkach emerytalnej, zdrowotnej i chorobowej. Inaczej prostytutki z szarej strefy mogą liczyć na niespełna tysiąc złotych emerytury socjalnej - i to wypłacanej ze składek 16,3 mln osób pracujących.
Może więc warto zastanowić się nad legalizacją takiego sposobu zarabiania? Tak jest chociażby w Danii, Holandii Niemczech, Szwajcarii, Grecji czy Turcji. Prostytucja jest tam opodatkowana, a osoby i agencje świadczące usługi seksualne są zarejestrowane i zobligowane do przeprowadzania badań lekarskich - piszą autorzy raportu na temat prostytucji przygotowanego przez firmę Sedlak & Sedlak.
Jak podał serwis Money.pl, w Danii prawie 40 procent wszystkich prostytutek odprowadza od działalności podatek dochodowy w wysokości 19 procent. Działają one jako osoby samozatrudnione. Wpływy podatkowe wyniosły 625 milionów euro. Liczą się jednak nie tylko pieniądze, w ten sposób zaoszczędzono także intelektualnych wygibasów służbom podatkowym.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl
Reklama.
WSA w Krakowie w sprawie podatku od zysków z prostytucji
Stwierdzić należy, że czynności wykonywane przez Wnioskodawczynię nie mogą być przedmiotem prawnie skutecznej umowy. Tym samym nie mogą również podlegać opodatkowaniu podatkiem dochodowym od osób fizycznych, co wynika z art. 2 ust. 1 pkt 4 ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych. W konsekwencji przychody z uprawiania nierządu mogą być traktowane jako dochody „wolne od opodatkowania”. (…) Tym samym wydatkowanie środków uzyskanych z uprawiania własnego nierządu na zakup nieruchomości nie będzie skutkować zastosowaniem 75 proc. stawki podatku, określonej na podstawie art. 20 ust. 3 ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych.