Syf, malaria i prostactwo – tymi określeniami w dużym skrócie komentatorzy opisali bohaterów naszego reportażu. "Na kasę się połasili, o kraju nie myślą" – to z jednej strony. Z drugiej poleciały oskarżenia w kierunku reportera, że świadomie ośmiesza swoich rozmówców. Bo jak napiszesz o kimś, że słucha disco-polo albo na zdjęciu pokażesz, że krowy doi, to przecież durnia z niego robisz.
Jakież było zdziwienie, gdy okazało się, że PiS ma wciąż potężne poparcie wyborców. Społeczność fejsbukowa przecierała oczy ze zdumienia, że ci niszczyciele demokracji, ci nieszanujący praw obywatelskich, ci zacofani politycy, których UE stawia do pionu, ta partia o zaciętej twarzy Krystyny Pawłowicz – wciąż jest numerem jeden w sondażach.
Okazało się, że kwestie takie jak Trybunał Konstytucyjny, ustawa antyaborcyjna czy brak równości w podręcznikach szkolnych to kwestie, których waga jest dramatycznie różna, w zależności od punktu odniesienia i problemów, z jakimi się mierzymy.
Krzysiek wybrał Kulesze Kościelne nie dlatego, że (zdaniem części czytelników) znacznie łatwiej wyśmiać elektorat PiS, jeśli porozmawiamy z jego przedstawicielami na polu, w towarzystwie dorodnych krasuli.
Miejscowość została wybrana tylko dlatego, że tutaj największy w całej Polsce odsetek mieszkańców zagłosował na Prawo i Sprawiedliwość.
Wiocha tylko by kasy chciała
Cel podróży był prosty, pojechać, porozmawiać, zrozumieć, poszerzyć perspektywę. Dlatego nie tylko opisaliśmy naszych bohaterów, pokazaliśmy ich, pokazaliśmy przestrzenie, w jakich żyją i dowiedzieliśmy się od mieszkańców, że do tej pory w Polsce wszystko było rozp...lone.
Reakcje naszych czytelników były prawie jednogłośne. Głupi lud to kupił – pisano w komentarzach o beneficjentach dobrej zmiany.
Domyślam się, że można splunąć na 500 złotych, jeśli większość podstawowych potrzeb mamy zapewnionych. Kiedy jednak żyje się od pierwszego do pierwszego, znacznie trudniej odrzucić dobrą zmianę w imię ideałów demokracji. Gdy jedyną szansą pracy zarobkowej jest posiadanie samochodu, bo trzeba dojeżdżać na robotę (większość mieszkających na polskiej wsi wcale nie jest rolnikami), komunikacji brak, a bak powinien być pełen.
Domyślam się, że superfajnie śmiać się z zaściankowej, kościólkowej wiochy – kiedy samemu ma się w opisie "Szlachta nie pracuje" i komunikację miejską na wyciągnięcie ręki. Trudniej może być natomiast zrozumieć, że ktoś nie wykształcił w sobie odpowiednio obywatelskiej postawy – bo np. w jego miejscowości nie było żadnej biblioteki, a PKS do większego miasta jest raz na dzień – czasem nie ma wcale.
Łatwo jest toczyć bekę z fanów Zenka Martyniuka, gdy w miejscu zamieszkania ma się pięć teatrów i koncerty jazzowe. Trudniej jest wykształcić w sobie gust muzyczny, gdy jedyne gwiazdy, które odwiedziły sąsiednią miejscowość, to zespół Galactic Boys.
Jak lekko i przyjemnie napisać zjadliwy komentarz na pazernych chłopów dewotów, kiedy ma się dostęp do Wi-Fi 24 godziny na dobę. Trochę trudniej natomiast zrozumieć przywiązanie społeczności do tradycyjnych wartości i Kościoła, gdy tylko lokalny proboszcz dba o jakiekolwiek rozrywki wiejskie w promieniu najbliższych 30 kilometrów.
Oczywiście można utyskiwać na głupotę opisywanych bohaterów i brak perspektywicznego myślenia o finansach państwa. Trudniej zrozumieć, że społeczność, która czuła się całkowicie pominięta – debata publiczna, seriale, artykuły – nagle poczuła się ważna, odwiedzana przez szychy, nieskazana na wymarcie na peryferiach.
Typowy wyborca PiS-u
Wyborca PiS-u stał się już konstruktem kulturowym. W masowej wyobraźni prezentuje się zwykle jako wściekła pani w berecie z charakterystycznego materiału oraz krewki emeryt energicznie okładający laską lewaków.
W materiale widać pogodnego wygadanego chłopaka ze stacji benzynowej, sympatycznych gospodarzy chętnych do rozmowy. Nic tu nie ma z Krystyny Pawłowicz, dużo jest za to zdrowego rozsądku. "Trybunał, jaki trybunał? Kogo on tu obchodzi?". "Córka 500 zł dostała, to namacalna pomoc".
Niestety, demokracja zakłada branie pod uwagę głosu ogółu społeczeństwa. Niezależnie od stopnia wyedukowania, motywacji i zaangażowania proobywatelskiego. I zamiast być "szlachtą, która nie pracuje", może warto jednak znaleźć zajęcie. Ot, choćby w NGO-sach i krzewić na prowincji wiedzę o Trybunale Konstytucyjnym. Bo, jak większość z nas pamięta z historii, kosa szlachty z wsią, zwykle kończy się gorzej dla tych pierwszych.