O zamieszaniu wokół obchodów 72-ej rocznicy obchodów Powstania Warszawskiego chcieliśmy porozmawiać z generałem Zbigniewem Ściborem Rylskim. Niestety, prezes Związku jest ciężko chory, w tym roku po raz pierwszy nie weźmie udziału w obchodach. Stanowisko żołnierzy, którzy w 1944 roku powstali zbrojnie i przez 63 dni przelewali krew za ojczyznę, przedstawił nam Zbigniew Galperyn, wiceprzewodniczący związku.
Zbigniew Galperyn jest jednym z najmłodszych żołnierzy AK, których odznaczono Krzyżem Walecznych. Gdy wybuchło powstanie, miał 15 lat. Walczył na Woli i Starym Mieście, ranny w obie nogi podczas obrony Pasaży Simmonsa przeżył prawdziwą gehennę w powstańczych szpitalach. Cudem przeżył bombardowanie, szczęście go nie opuściło także po upadku Starówki. Ewakuowany wraz z innymi rannymi dochodził do zdrowia w Milanówku. Do Warszawy wrócił w marcu 1945 r.
Panie Zbigniewie, ile osób przeżyło z pana oddziału?
Nasza grupa liczyła 10 osób, wliczając sanitariuszkę to nawet 11. Przeżyło tylko sześć, dwie przeszły przez powstanie bez większych ran.
Reszta poległa w walce?
Zginął dowódca naszej sekcji, jeszcze na Woli. Łączniczka Maria zginęła pod bombami, które spadły na pasaż Simmonsa. Jeden kolega zginął na Woli, jeden na Starówce i jeszcze jeden później w Śródmieściu.
Co pan myśli, gdy słyszy pan wypowiedzi polityków mówiących o tym, ze prezydent Lech Kaczyński poległ w Smoleńsku?
Obrzydzenie. Nie wiem, jak można łączyć ofiary katastrofy lotniczej z tymi, którzy ginęli w walce z wrogiem. Bardzo mi się to nie podoba, to brzydkie jest.
Minister Zalewska mówiła wczoraj w telewizji TVN, że definicja słowa „poległ” dopuszcza takie zastosowanie, jakie stosują politycy.
Nie zgadzam się na to. Oni w Smoleńsku zginęli. To była tragedia, ale nie walka na polu bitwy. A proszę pamiętać, że w tym samolocie zginęli też nasi koledzy, trzech powstańców, którzy działali w związku. Z całym szacunkiem dla nich i wszystkich, którzy byli na pokładzie tego samolotu, oni tam zginęli w katastrofie lotniczej.
Mimo to ma być odczytany apel poległych w Smoleńsku podczas obchodów rocznicy Powstania Warszawskiego.
Przyzwyczaiłem się już do tego, że pani premier coś mówi, jak to bardzo jej się podoba praca tego czy innego ministra, choć trudno jednoznacznie stwierdzić, za co ich tak chwali. My, powstańcy, mamy nadzieję, że do tego apelu smoleńskiego jednak nie dojdzie.
Wiem, że zaprotestowaliście...
Tak. Wysłaliśmy pismo, koledzy i koleżanki przemawiają w mediach. Sam byłem wczoraj w telewizji. Mówimy otwarcie, że nam się ten pomysł nie podoba. Od lat było tak, że po przemówieniach prezydenta i innych ważnych polityków odczytywany był apel poległych w powstaniu. Prosimy, by nasze uroczystości uszanować i nie wprowadzać zmian.
To rocznica Powstania Warszawskiego. Nie ma żadnego powodu łączyć tego z innymi rocznicami, Przecież idąc tym tropem trzeba by jeszcze odczytywać apel poległych w Mierosławcu, dołączyć nazwiska ofiar wydarzeń na Wybrzeżu czy walk w Poznaniu. 1 sierpnia to Warszawa, nie Smoleńsk i mamy nadzieję, że rząd PiS to uszanuje.
W Poznaniu też mieli nadzieję, potem się okazało, że rząd zorganizował ad hoc alternatywną imprezę i apel smoleński jednak odczytano. Nie boi się pan, że w Warszawie też tak będzie?
Wie pan, my nie mamy na nic wpływu. Organizatorem jest miasto, to ono decyduje, co i gdzie będzie się działo. My tylko możemy prosić, żeby nie wprowadzać zmian do programu, który świetnie działał w ostatnich latach.
Prezydent powinna zrezygnować z asysty wojskowej?
Wiem, że mówi się o tym. Pojawił się pomysł, żeby uroczystościom towarzyszyła Straż Miejska. Mamy też wiele maili i listów od zwykłych warszawiaków. O, tu mam jeden z nich. Nadawca sugeruje, żeby nie oglądać się na ministra Macierewicza i skorzystać z pomocy ludzi z grup rekonstrukcyjnych. Pisze, że będą dumni, jeśli będą mogli wziąć udział w obchodach, bo chcą uszanować pamięć powstańców zamiast bawić się w politykę na grobach moich kolegów.
Wojsko było od lat. Czy pomysł z rekonstruktorami i Strażą Miejską nie umniejszy trochę rangi obchodów?
A apel smoleński podniesie czy obniży? Wszystko zależy od organizatora. My mogliśmy tylko zaprotestować przeciwko mieszaniu polityki do pamięci o zmarłych towarzyszach broni. I zrobiliśmy to. Teraz czekamy na decyzję. Nie mamy też żadnego oficjalnego pisma z ministerstwa. Oczekujemy, że nasz prośby i protesty nie trafią w próżnię.
Utrzymuje pan kontakty z kolegami z powstania?
Trzymamy się razem, często się spotykamy.
Czy oni są tego samego zdania co pan? Też im się nie podoba pomysł z czytaniem listy katastrofy lotniczej?
Oczywiście, że tak. Wszystko konsultuję z nimi. Jestem tytularnym wiceprezesem związku, w zastępstwie generała Zbigniewa Ścibor-Rylskiego, ale nie poczuwam się do tego, żeby rządzić. Dlatego wszystkie ważne decyzje konsultuję z koleżankami i kolegami. Wszyscy zgadzamy się co do tego, że łączenie naszej historii z polityką PiS jest głęboko niestosowne.
Próbowałem się skontaktować z generałem...
To niemożliwe. Jest w domu opieki, ciężko chory, nie udziela wywiadów. Po raz pierwszy nie weźmie w tym roku udziału w obchodach. Już zapowiedział, że stan zdrowia mu na to nie pozwoli. Muszę go zastępować.
A tymczasem chcą go po sądach lustracyjnych ciągać...
To ohydne jest. To zresztą z pewnością ma wpływ na zdrowie generała. Wie pan, on był trzykrotnie ranny, w partyzantce, potem w powstaniu. Te rany teraz mu się odnowiły. Prezes jest w złym stanie. Bardzo ciężko przeżył te zarzuty, stawiane mu przez niektóre media i polityków.
A pan? Co pan czuje, widząc, że PiS próbuje na nowo pisać historię najnowszej Polski?
Nie uda im się. Świadczą o tym listy poparcia, które dostajemy. Jeden panu cytowałem, teraz mam w ręku inny. Młody człowiek pisze, że my,jesteśmy dla niego bohaterami, którzy mieli odwagę postawić się niemieckiemu okupantowi i daliśmy przykład, jak trzeba walczyć o wolność i prawdę. I, że nasze czyny będą drogowskazem, jak dać odpór temu, co robi obecny rząd. Takich listów dostajemy naprawdę wiele. Jest duża grupa ludzi, która nie godzi się na to, co sobie pan Kaczyński wymyślił.