Prawie dwa lata po śmierci aktorki Anny Przybylskiej Krystyna Przybylska, postanowiła ukrócić wszystkie domysły i zdementować plotki na temat jej córki. W „Wysokich Obcasach”, które jak przyznała pani Krystyna Anna bardzo lubiła czytać, ukazał się wzruszający wywiad z o ukochanej córce i ofierze medialnej plotki.
Wielu z nas z pewnością pamięta dzień, w którym podano fałszywą informację o śmierci Anny Przybylskiej. Media nie potrafiły uszanować prywatności aktorki w najtrudniejszych dniach jej życia - kiedy odbywała chemię i naświetlania, aby wyleczyć się z raka trzustki.
Krystyna Przybylska wspomina, że plotka o śmierci jej córki była „bombą sezonu”. Aktorka nie dawała po sobie poznać, jak bardzo zasmuciło ją rozpowszechnienie się tej informacji. Żartowała, a jednego z dziennikarzy, który zadzwonił aby potwierdzić tę informację przywitała słowami: „tak, to ja, pozdrawiam z zaświatów”.
Między innymi ta sytuacja zraziła panią Krystynę do mediów. Jednak dwa lata po śmierci córki doszła do wniosku, że musi udzielić wywiadu, aby dziennikarze nie wymyślali już bzdur. – Nie chcę, żeby moje wnuki czytały te wszystkie tanie sensacje, które niewiele wspólnego mają z prawdą – powiedziała pani Przybylska.
Ta rozmowa to przede wszystkim wspomnienia o ostatnich dniach życia aktorki. Dowiadujemy się, że do ostatniej chwili miała nadzieję, że uda jej się wyzdrowieć. Snuła plany na wycieczki - miała złoty notesik, w którym notowała miejsca w Polsce, które chciała odwiedzić wspólnie z rodziną. Teraz to babcia spełnia jej marzenia i podróżuje z wnuczętami po kraju.
Pani Krystyna przyznała, ze stara się uczestniczyć w wychowaniu dzieci Anny Przybylskiej. Często zabiera Oliwkę, Jasia i Szymona na cmentarz, gdzie daje im chwilę prywatności na zebranie myśli i modlitwę. Wybiera takie pory dnia, żeby uniknąć ciekawskich spojrzeń innych ludzi.
Dzieci są silne, ale każde z nich inaczej radzi sobie z żałobą. Jak przyznaje pani Krystyna znakomicie w roli samotnego ojca spisuje się Jarosław Bieniuk. Korzysta z pomocy swojej matki, pani Krystyny i siostry Anny - Agnieszki. Rodzina dba o to, żeby każdą wolną chwilę spędzać razem - aby osłodzić dzieciom życie bez mamy. Jednak ich tęsknoty nikt nie jest sobie w stanie wyobrazić.
– Oliwka, jak razem leżymy wieczorem w łóżku, potrafi się przytulić i powiedzieć: "Babciu, ja ciebie tak kocham, tak pachniesz moją mamą". To ja jej mówię: "Wiem, dziecko. Ty pachniesz moją córką". I tak sobie leżymy. I ja naprawdę czuję, jakbym Anię obejmowała – opowiada Krystyna Przybylska.
Również ona ma sposób na tęsknotę - ogląda filmy, w których występowała jej córka, a w szczególności „Złotopolskich”, którzy otworzyli jej drogę do kariery. – Początkowo jej rola to miał być tylko epizod. Jej postać bardzo się spodobała i tak została już na stałe. Strasznie była związana z całą ekipą. Zawsze mi powtarzała: "Ja miałam szkołę teatralną na planie ' Złotopolskich'". Oni ją uczyli tam aktorstwa – tłumaczy matka aktorki.
Wywiad jest bardzo emocjonalny. Czuć w nim to, że Anna Przybylska była bardzo kochana przez swoją rodzinę i ludzi z jej otoczenia. Podziwiali jej siłę. – Czasem miewałam wrażenie, że Ania przez skórę przeczuwała nadchodzący koniec, choć jednocześnie otwierała ten swój złoty kalendarzyk i planowała: "Zobacz, mamuś, tu wpisałam nasz wjazd do Zakopanego. Ale pociągiem czy samolotem, jak myślisz?" – wspomina Krystyna Przybylska.
Anna Przybylska urodziła się w 1978 roku. W 1997 zadebiutował na wielkim ekranie rolą w filmie "Ciemna strona Wenus". Rok później przyjęła rolę Marylki w serialu "Złotopolscy", zyskując popularność i sympatię widzów. Aktorka 5 października 2014 roku osierociła trójkę dzieci.
Krystyna Przybylska w wywiadzie dla "Wysokich Obcasów"
W niedzielę nad ranem pielęgniarka wychodziła na następny dyżur, zrobiłam jej kawę i kanapkę, wróciłam do Ani i zobaczyłam, że odchodzi. Jak ktoś to wcześniej już widział, to wie. Nosek się jej wyciągnął, ręce się zrobiły takie... inne. Oddech miała cichutki, łapała powietrze jak taki malutki ptaszek albo ryba, która szuka wody. Wyglądała jak mała, śpiąca laleczka - już taka malutka, drobniutka. Siedzieliśmy przy niej z Jarkiem i Agnieszką. Jeszcze wstałam, wzięłam ją za rękę i szepnęłam: "Dziecko, nic się nie martw, wszystko będzie dobrze". Już nie odpowiedziała, tylko spod powiek popłynęły jej dwie łzy. Może mnie jeszcze usłyszała? Umarła o 15.18.