Abstrachuje TV, czyli Rafał, Robert i Czarek. Chłopaki już dawno wyszli poza ramy "zwykłego YouTube". Z biegiem lat odcinają kupony od swojej popularności i robią z tego jak najbardziej realny biznes. Nie tylko filmowy. Od ponad tygodnia na ulicy Kruczej w Warszawie funkcjonuje Om Nom Nom Sushito. Jedyne miejsce w Polsce z sushi burrito, którego postanowiłam spróbować.
– Co podać? – pyta kelnerka. – Lemoniadki – błyskawicznie decyduje Rafał Masny, nie pytając mnie o zdanie. Dopiero potem dodaje. – Podjąłem decyzję za ciebie. Lubisz owoce morza? Dobra, to jest najlepsze i kończymy z tym wybieraniem – mówi YouTuber, który jest moim przewodnikiem po lokalu. Już wiem, że nie mam nic do gadania.
Ostrzegam, że w ramach diety nie jem majonezu. A Masny wymienia: krewetka, kalmar, ośmiorniczka, ogórek, szczypiorek, sałata, salsa pomidorowa. Nie ma niczego niezdrowego. – W sushi zwykle najgorszy jest ryż: ta zalewa i cukier – poucza mnie. – My tutaj tego nie pchamy. Ja też jestem na dietce. Ale sernika z Oreo możemy spróbować. Na spółę, żeby było go mniej – proponuje. Potem okaże się, że pół godziny po otwarciu restauracji, około 12:30, sernika już nie ma. Niestety – lemoniadki ryżowej, którą chciał pochwalić się Rafał, też już nie było.
Kilka minut po otwarciu w restauracji było tylko parę osób. Z minuty na minutę stoliki zaczęły się zapełniać, żeby koło 13 nie było już prawie ani jednego wolnego miejsca. I tak jest od samego początku. Podobno ludzie mają pretensje, że nie mogą z tego powodu spróbować sushito.
Od godziny dwunastej naliczyłam tam około sześciu pracowników. Skupionych, w pełnej gotowości. Pytam Rafała, czy to dlatego że się go boją, ale ten wyjaśnia, że przecież jest miły. Zajmuje się tam wystrojem. Wybrał też emoji do menu, które nazywa językiem przyszłości.
Współpracuje z grafikiem - projektują razem kubki i dodatki, ale najwięcej pracy włożył w kolorową ścianę, która jest głównym elementem dekoracyjnym lokalu. Styl trochę komiksowy, trochę japońska popkultura. Miała być taka, żeby ludzie, widząc ją na kubeczkach, rozpoznali zabawne kraby i rolki sushi z Om Nom Nom.
Abstrachuje zajmują się stroną promocyjną. Ich wspólnicy z klubu Bal i z restauracji Bątą - stroną operacyjną. Spotykają się gdzieś po środku, wszyscy zajmują się jedzeniem. – Każdy z nas próbuje potraw, oni patrzą na nie bardziej profesjonalnie, my bardziej jak laicy, ale dzięki temu nasza perspektywa jest zdrowa. Obserwujemy i słuchamy krytyki. Na przykład już teraz wiemy, że trzeba trochę zmienić kartę, która musi być bardziej pod klienta. Bo są potrawy, które dla nas są spoko, jak marynowana kapusta, ale klienci się do niej nie przekonali – wyjaśnia.
O tym, że w Los Angeles powstała restauracja sushito, Abstrachuje dowiedzieli się z sieci. Nigdy wcześniej nie jedli sushito, ale wiedzę na jego temat czerpali z filmików przygotowanych przez amerykańską restaurację. Ich wspólnicy z Balu mają sushi, więc doszli do wniosku, że można połączyć siły i zrobić coś, czego jeszcze nie ma w Polsce. Bo są rolki, ale to przecież normalne maki, tylko niepokrojone. A niektórzy ludzie proszą o pokrojenie, więc Masny wyciąga wniosek, że sushi w Polsce zatoczyło koło.
– Sushito jest o wiele większe, a jak dobijesz się sernikiem to jest to cały, sycący obiad. Są też składniki, których normalnie nie spotkasz w sushi. Mamy oczywiście klasyki takie jak tatar i tataki, ale są też takie rzeczy jak wołowina i karkówka – opowiada. Żeby mi się nie nudziło czekając, dostaję małą, papierową miseczkę zupy Miso. Om Nom Nom ma być czymś między restauracją a street foodem.
No dobrze, można pomyśleć, że z takim zasięgiem, jaki mają Abstrachuje, łatwo jest rozkręcić biznes. Wystarczy, że każdego dnia przyjdzie kilku ich fanów, a w eter pójdzie fama, że można tam ich spotkać.
– Nie sądzę, żeby nasza moc była taka duża. Oczywiście, dzięki nam o tej restauracji usłyszeli, ale podejrzewam, że jakbyśmy sprzedawali burgery, to nie byłoby takiego odzewu. A jeżeli to jest nasze i jest to coś nowego, to te dwie siły się łączą i dają dobry efekt. Na koniec dnia ludzie muszą tu dobrze zjeść i nie wyjść źli. Musimy trochę bardziej uważać. Albo się nas lubi, albo się nas nie lubi – nie jesteśmy neutralni. Jesteśmy osobami, które można obwiniać za wszystko, co jest nie tak. Ktoś napisał komentarz, że ta restauracja jest jak „abstrachujowy żart”. Nie przejmujemy się hejtami, bo szkoda na to czasu, chociaż czytamy komentarze, bo wśród kilku złych można znaleźć jeden wartościowy.
– Ktoś czasem pisze, że widać, iż tuńczyk jest mrożony, a krewetka przeleżała. To jest absurd. Człowiek się dwoi i troi, żeby wszystko było dobre. To oczywiste, że sushi musi być świeże. Ale nie można napisać klientowi, że się nie zna. Tak samo było w Balu, ludzie pisali, że selekcja się uwzięła i wpuszcza tylko znajomych, a wiadomo, że jak ktoś jest bardzo pijany, to nie wejdzie.
Do mojego sushito dostałam też pojemniczki z sosami: ostrym i łagodnym i sojowym. Mój przewodnik polecił ten ostatni. Jeden duży kawałek przekrojony na pół. Najadłam się połową porcji. Jak bardzo nie chciałabym być krytyczna - muszę przyznać, że to bardzo dobre jedzenie. Zjadłam dużo świeżych owoców morza, dużo warzyw. Ceny niskie - od 21 do 32 złotych za porcję sushito. Nie ma się do czego przyczepić. Z czystym sumieniem mogę napisać – polecam!