Dziś alkohol w ustach kobiety nie szokuje. Kiedyś piły tylko kurtyzany, komediantki, albo kobiety starsze, które ze starego kredensu wyciągały naleweczkę własnej roboty. Dla pozostałych alkohol był tematem tabu. Dziś młode kobiety piją na równi z mężczyznami. I, co gorsza, tak postępować im wypada. Problem zaczyna się dopiero wtedy gdy trzeba się zderzyć z konsekwencjami picia. Nie ma nic oburzającego w widoku mężczyzny, który zatacza się i bełkocze. Jednak widok tak pijanej dziewczyny wciąż bulwersuje.
Niby dobrze, bo takie sytuacje nie powinny mieć miejsca, ale te obyczajowe wymagania powinny dotyczyć obu płci. Podobnie jest z opowieściami z serii "ile to myśmy wypili". Wśród mężczyzn im większa ilość spożytego alkoholu tym większy 'respekt'. Co na to kobiety? Raczej bez zachwytów, ale i bez specjalnego oburzenia. A co jeśli kobiety zaczęłyby się chwalić tym, jak bardzo się upiły? Nie sądzę, by którakolwiek znalazła zainteresowanie u jakiegokolwiek mężczyzny. Dlaczego? Bo kobieta w Polsce jest strażniczką najwyższych ideałów i ani na chwilę nie może zejść z warty. Nawet jeśli choruje...
Wygląda na to, że alkohol nas-kobiety gubi, bo statystyka uzależnionych wciąż rośnie...
Dziś kobiety piją tak często, jak mężczyźni. Problem polega na tym, że ta sama ilość alkoholu zupełnie inaczej wpływa na nas, a inaczej na mężczyzn. Jeśli weźmiemy kobietę i mężczyznę – oboje w tym samym wieku, oboje zdrowi, o tej samej masie ciała, i każdemu z nich damy do wypicia kufel piwa, lampkę wina lub kieliszek wódki (każda z tych miar to 25 ml czystego alkoholu), to po kilkunastu minutach we krwi kobiety będzie więcej promili niż u mężczyzny. Dlaczego? Bo męski organizm składa się z większej ilości wody niż damski, który z kolei wyposażony jest sporą dawkę tłuszczu. Alkohol nie rozpuszcza się w tłuszczu, ale rozpuszcza się w wodzie, dlatego w większej dawce trafia do mózgu kobiety niż mężczyzny. Wpływ na mózg to nie tylko efekt mocniejszego upicia się, ale i silniejszych szkód.
A to właśnie te szkody doprowadzają do uzależnienia?
Tak, organizm kobiety można porównać do najnowszej generacji samochodu, a męski do prostego w konstrukcji roweru. Nie chodzi o ocenę, że któryś z nich jest lepszy lub gorszy. Chodzi o mechanizm działania. Jeśli w skomplikowane systemy nowoczesnego urządzenia dostanie się niewielki kamień, szkody ruszają jedna za drugą jak domino. Zaś ten sam kamień wrzucony między szprychy roweru ma sporą szansę po prostu swobodnie i niezauważalnie przelecieć przez koło bez żadnych konsekwencji. Wśród pacjentów płci męskiej jest bardzo wielu alkoholików, którzy z dnem zderzyli się dopiero po 20 latach picia. A kobiety? One sięgają dna już po kilku latach, ale są i takie, którym do uzależnienia wystarczy kilka miesięcy...
Niedawno rozmawiałam z terapeutką uzależnień, która podzieliła się ze mną pewną obserwacją. Otóż według niej kobiety wychodzące z uzależnienia muszą mierzyć się ze znacznie większymi problemami niż mężczyźni – oni mogą w spokoju chorować i leczyć się, a my-kobiety ani na chwilę nie mamy prawa wyjść z roli matki i żony, by zająć się sprawami swojego zdrowia.
Zgadzam się, wobec mężczyzn jesteśmy bardzo pobłażliwi, a wobec kobiet zbyt wymagający. Kiedy kobieta cierpi na jakiekolwiek zaburzenie psychiczne, które wywołuje szkody, czyli np. uzależnienie, zamiast empatii pojawia się zniecierpliwienie i gniew. Rodzina zamiast wspierać, ma pretensje i oczekiwania, a to obciąża jeszcze bardziej.
Przecież uzależnienie to choroba niezawiniona...
Tak, ale nie w naszej świadomości. O ile daliśmy się przekonać, że depresja jest chorobą, która dopada człowieka bez jego winy, o tyle nałogowe picie, surfowanie po Internecie czy patologiczny hazard lub zakupoholizm, wciąż uważa się za wynik samowoli.
Czy to przekonanie działa tylko wobec kobiet?
Nie, ale ponieważ mężczyznom się wiele wybacza, a kobiety traktuje jak strażniczki domowego ogniska i najwyższych wartości, to efekt jest taki, że mężczyzna ma prawo wyjść na spotkanie z terapeutą, a na kobiecą nieobecność w domu reagujemy pretensjami. No bo jak to? Nie będzie obiadu, bo mama poszła "na jakieś spotkanie"? Nie mieści nam się w głowach, że kobieta może zniknąć z domu na dwa dni, przegrać oszczędności w kolekturze, albo zapomnieć odebrać dzieci z przedszkola. Mężczyzna uzależniony robi to samo i nikogo to nie dziwi. Od razu szukamy dla niego usprawiedliwień – stres w pracy, kłopoty z żoną... A przecież kobiety mierzą się z tak samo trudną codziennością jak mężczyźni. Tyle, że wszystko, co narusza ten ład, w którym kobieta jest spoiwem rodziny obraca się przeciwko niej.
To oznacza, że wyrozumiałość wobec kobiet to towar deficytowy?
Tak, a brak empatii w przypadku kobiet uzależnionych rodzi w nich ogromny wstyd. Człowiek uzależniony z definicji nie lubi samego siebie, ale otoczenie ma na niego wpływ. Jeśli rodzina wesprze, zrozumie i zaakceptuje problem, to jest naprawdę spora szansa, że chory odważy się pójść na terapię. Na taki scenariusz może liczyć uzależniony mężczyzna. Natomiast kobieta uzależniona musi liczyć się z tym, że rodzina dołoży jej zmartwień. Ona dźwiga na swoich barkach wstyd, który wynika z samej choroby, a kiedy słyszy pod swoim adresem epitety, takie jak "zła matka", "zła żona" czuje się jeszcze gorzej. Zamyka się w sobie, chce ukryć swój problem, jest jej jeszcze trudniej przyznać się do niego i sięgnąć po pomoc specjalisty. Nawet matkom dorosłych kobiet brakuje empatii. Łatwiej im współczuć zięciom niż zrozumieć własną córkę!
Dlaczego kobiety sięgają po używki czy po hazard?
Przede wszystkim, nie każdy kto sięga po alkohol czy hazard uzależnia się. Jednak każdy uzależniony pije lub gra, po prostu, z nieszczęścia. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Tyle, że u podłoża nieszczęścia mężczyzn nie leży podział ról społecznych, a u kobiet tak. Podział ten jest niepodważalny i na tym polega dramat kobiet. Wciąż bardzo trudno nam zrozumieć, że szczęśliwa matka i spełniona żona to kobieta zadbana także pod względem duchowym. Dla zdrowia psychicznego całej rodziny o wiele lepiej będzie jeśli kobieta - strażniczka domowego ogniska poświęci trochę czasu dla siebie, a trochę dla dzieci nawet, jeśli nie zdąży pomóc im w lekcjach. Korzyści z równowagi psychicznej i dobrego samopoczucia są niepomiernie większe niż straty z powodu błędów w szkolnych zeszytach.
Podział ról tak piętnuje?
Oczywiście. To przez wysokie wymagania społeczne kobiety trudniej przyznają się do problemów. Boją się potępienia, dlatego rzadko sięgają po pomoc. Problem polega na tym, że w przypadku uzależnień nie działa rozsądek, że warto zadbać o swoje zdrowie, lecz hamulec w postaci wstydu i lęku - że wyda się jaka naprawdę jestem. Kobiety często obwiniają się o to, co złego im się przydarza. Myślą: to moja wina, że mąż mnie zdradza, bo źle prowadzę dom. I w ten sposób zakładają sobie pętlę na szyję – bo poczucie winy powoduje, że sięgają po kolejny kieliszek.
Ponadto, kobiety pozostające w nieszczęśliwych związkach marzą o samodzielności, a jeśli ciąży na nich presja społeczeństwa, że mimo osobistej tragedii mają być dobrymi żonami i matkami, bardzo trudno jest im myśleć racjonalnie. Sięgają po marzenia i drogę na skróty, czyli często hazard. Dla nich granie to nie tylko rozrywka i chęć zdobycia dużych pieniędzy. One upatrują w tym szansę na lepsze życie, do którego mają pełne prawo.
Czyli kobiety boją się potępienia...
I niestety mają ku temu powody. Raptem dziś rano byłam uczestnikiem takiej sytuacji. W kolejce w osiedlowym sklepie stoją dwie kobiety i ja. Wchodzi mężczyzna, robotnik budowlany, w ręku trzyma dwie puste butelki po piwie. Zamiast ustawić się w kolejce podchodzi z przodu i bez słowa podaje je znajomej kasjerce, by wymienić puste na pełne. Na to zwracam się do ekspedientki: "Przepraszam, czy mogłaby pani obsługiwać po kolei?" Nie otrzymuję odpowiedzi, za to odwracają się dwie pozostałe kobiety z komentarzem: "A co pani lewą nogą wstała? Co pani zależy? Dokąd pani tak spieszno?" Zamilkłam, ekspedientka trochę speszona podała mu piwo, on wziął "co mu się należało" i poszedł.
Z kolei kiedy ja próbowałam wyegzekwować swoje prawo stojąc z wózkiem w kolejce do kasy dla kobiet ciężarnych i z dziećmi słyszałam tylko chór rozgniewanych i widziałam bezradny wyraz twarzy kasjerki...
Właśnie! Choć to prozaiczne sytuacje, na które łatwo machnąć ręką to jednak bardzo obrazowe: my, kobiety umniejszamy swoje prawa i pobłażamy mężczyznom. Spójrzmy na tą sytuację trzeźwym okiem: dwie starsze panie zrezygnowały ze swoich praw, żeby obcy mężczyzna mógł podleczyć sobie kaca o poranku! I jeszcze miały odwagę naskoczyć na mnie, kiedy chciałam swoje prawa wyegzekwować! To jest przerażająco smutne i bardzo niebezpieczne.
Strach pomyśleć co by było gdyby to kobieta postąpiła tak, jak ten mężczyzna.
Z pewnością zostałaby uznana za przypadek skrajnej patologii i aby tak się stało nie musiałaby się nawet wpychać w kolejkę. Mężczyzna, który o ósmej rano kupuje na szybko dwa piwa to najpewniej alkoholik, który potrzebuje klina. Kobieta stojąca w kolejce po alkohol o tej porze dnia zapewne ma te same powody. Ale kobieta uzależniona to niegodna szacunku i uwagi pijaczka. A mężczyzna może nie tylko sobie od rana chlapnąć, ale i wejść na rusztowanie i realizować się w zawodzie budowlańca. Bez żadnych konsekwencji. Ani prawnych, ani społecznych.
Skąd w nas tak skrajny brak empatii?
Nie ma co filozofować – to wszystko wynika z patriarchalnego wychowania. W krajach zachodnich – Szwecji, Danii, Islandii, USA – nastąpiły już przemiany, które realnie dają kobietom szansę na zaspokajanie swoich potrzeb bez wysłuchiwania pretensji i zarzutów z zewnątrz. W Polsce do zeszłego roku lepsze czasy były już na horyzoncie, ale dziś wszystko wróciło do normy sprzed wielu lat. Rząd odbiera kobiecym organizacjom dotacje. Bo po co kobiety mają się spotykać? Uczyć asertywności? Nie daj Bóg samoobrony! Takie wychodzenie z domu i budowanie własnej siły w dzisiejszej retoryce politycznej "zagraża rodzinie". Dlaczego? Bo powoduje, że nie wyfruną z domu tylko zajmą się nim, a więc wesprą ognisko domowe. Nieważne, że nie wyfruną, bo podcina się im skrzydła. I to bez znieczulenia, bo rodzina jakakolwiek by nie była jest święta! Nawet jeśli mąż bije żonę, a dzieci na to patrzą, to za wszelką cenę rodziny nie można rozbijać.
Brzmi jak najgorszy horror...
Takie napiętnowanie kobiet, które walczą o swoje prawa może się bardzo źle skończyć. W desperacji bardzo łatwo sięga się po kieliszek, a wychodzenie kobiety z nałogu to w Polsce koszmar. W grupach terapeutycznych i w ośrodkach kobiety to ok. 20-25 % wszystkich pacjentów. I tu pojawia się kolejny problem. Uzależnienia to silne, przykre, wstydliwe emocje oraz sytuacje, o których najchętniej zapomniałoby się raz na zawsze. I jak tu się wygadać przed grupą, w której buzuje testosteron? Spróbujmy sobie wyobrazić reakcje męskiej grupy na zwierzenie kobiety, że gwałcił ją mąż? Tego typu sytuacje w Polsce wciąż traktowane są jak fanaberie, a nie obserwacje godne uwagi.
Czyli kobiety dbają o dom i rodzinę, swoje problemy zachowują dla siebie i kiedy dzieje im się krzywda trzymają język za zębami...
Brałam kiedyś udział w konferencji w Częstochowie, organizowanej przez duszpasterstwo. W trakcie swojego wykładu postawiłam tezę, że w Polsce jeśli kobieta jest choć trochę mniej święta niż Matka Boska to od razu nazywana jest określeniem na literę k. Słuchacze, w tym księża i biskupi, skinęli głowami, nie było nawet specjalnych protestów. Jeden z nich powiedział tylko: "ale przecież to dobrze, bo kobiety dzięki temu się doskonalą!" Według niego każda kobieta powinna za wzór stawiać sobie właśnie Matkę Boską i choć zdaje sobie sprawę, że jest to wzór niedościgniony to jest najszlachetniejszym z możliwych. Świetnie, tylko co z kobietami, dla których lepszym przykładem jest Maria Skłodowska-Curie?
Wygląda na to, że nic dobrego...
Dlatego powinniśmy skupić się na tym, by wyjść poza schemat, w którym kobieta jest ograniczana przez absurdalne wymagania. Pojęcie równości to nic skomplikowanego, a do empatii zdolny jest każdy człowiek. Korzystajmy z niej.
napisz do autorki: ewa.bukowiecka-janik@natemat.pl