Emocji, które tu buzują, nie oddadzą żadne słowa. Jeden z moich rozmówców jest tak roztrzęsiony, że głos mu się łamie. Nie sposób zadać pytania, przez kilkanaście minut cały w nerwach opowiada, co ludzie tu przeżywają. – Jesteśmy zdruzgotani. Czujemy się potwornie oszukani przez rząd. PiS mówił, że będzie słuchał ludzi, i co? Nas nikt nie słuchał. Potraktowali nas jak ludzi drugiej kategorii. Jak zero! – mówi wzburzony. Ludzie tu są przekonani, że PiS chodziło o mniejszość niemiecką.
Nikt ich nie słuchał. O tym, że prezydent Opola zamierza powiększyć swoje miasto o kilka ościennych gmin dowiedzieli się z gazet w listopadzie ubiegłego roku. Wiadomość poraziła ich jak grom z jasnego nieba. Zaczęli protestować, wychodzić na ulice, blokować drogi, jeździć do Warszawy, słać pisma, wreszcie zorganizowali konsultacje. W każdej najmniejszej wiosce odbyło się głosowanie. I w każdej ponad 97 procent mieszkańców powiedziało "NIE".
By uderzyć w mniejszość niemiecką
A jednak w Warszawie zdecydowano inaczej. W bardzo dziwnych, jak tu oceniają, okolicznościach. Zanim jeszcze zebrała się komisja w tej sprawie. – Komisja miała się zebrać w środę, a we wtorek gruchnęła wiadomość, że klepnęli decyzję. W jakim państwie żyjemy, skoro takie rzeczy się dzieją? Te metody przypominają nam najgłębsze czasy komunizmu – mówi naTemat Krystyna Pietrek, sołtys wsi Czarnowąsy, które znajdą się w Opolu, i jednocześnie przedstawicielka mniejszości niemieckiej.
I ona, i mieszkający tu Polacy, mówią, że mają 200 procent pewności, że w tej sprawie chodziło właśnie o nich. O Niemców żyjących na Opolszczyźnie. By w nich uderzyć, niektórzy używają słowa "rozwalić", zlikwidować tablice z języku niemieckim. – I wyeliminować wójtów, żeby z ramienia mniejszości niemieckiej nikt nie rządził – przyznaje. Na 3800 mieszkańców jej gminy Niemców jest około 800.
– To nas najbardziej boli, bo przez ostatnie lata nic złego pod naszym adresem nie słyszeliśmy. Niemiecka mniejszość to autochtoni. Świetnie zintegrowani. Ci, co chcieli, już dawno wyjechali do Niemiec. A mi mój ojciec i dziadek wpoili, że trzeba być patriotą wobec kraju, w którym się mieszka – mówi piękną polszczyzną Krystyna Pietrek.
"W Polsce powinny obowiązywać polskie nazwy"
Prezydent Arkadiusz Wiśniewski ma silne wsparcie wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego. Jako poseł PiS Jaki wspierał go podczas wyborów prezydenckich w 2014 roku. To oni są największymi zwolennikami powiększenia Opola. Można nawet mieć wrażenie, że kontrolną pałeczkę nad całą sprawą osobiście przejął pochodzący z Opola wiceminister sprawiedliwości.
5 lat temu na temat mniejszości niemieckiej wypowiadał się tak: "Jeśli zostanę posłem, to przygotuję projekt ustawy ograniczający nadzwyczajne przywileje Mniejszości Niemieckiej w Polsce".
To my Polacy z krwi i kości
To Patryk Jaki ogłosił decyzję o powiększeniu Opola. I od tej chwili na terenach rozbitych gmin nie ma już chyba czego szukać. – Patryk Jaki to samo zło – mówi bez ogródek sołtys wsi Kup Janusz Piontkowski. Kup to jedna z trzech wsi gminy Dobrzeń Wielki, która znajdzie się poza Opolem. I to też jest dramat. Taka gmina sama się nie utrzyma. Zamkną szkołę, straż pożarną, wprowadzą zarząd komisaryczny – tego tu się boją. – Co ciekawe, w Opolu też mieszkańcy głosowali, czy chcą powiększenia. Na 114 tysięcy ludzi zagłosowało 6 procent. I tylko 3 tysiące było "za". Nasze głosy kompletnie zignorowali. Załatwili sprawę pod stołem. Nas potraktowali jak zero – mówi Janusz Piontkowski.
O wiceministrze krążą tu różne opowieści. To on osobiście naciskał na to, by pewien sołtys został dyrektorem Elektrowni Opole, w której wcześniej pracował jako elektroenergetyk. Głośno było o tym w Polsce, naród się śmiał i ostatecznie Tomasz Gabor był szefem tylko jeden dzień. Co ciekawe, sołtys-dyrektor jako jeden z nielicznych mieszkańców popierał przyłączenie do Opola.
Teraz mieszkańcy mówią, że razem z prezydentem Opola Jaki cały czas powtarzał, że to mniejszość niemiecka podburza Polaków. Co ma nie być zgodne z prawdą, bo od Polaków tu mieszkających słyszę, że właśnie mniejszość niemiecka nie zabierała w tej sprawie głosu.
– Niech pani mocno to podkreśli, że my jako Polacy z krwi i kości nie zgadzamy się na rozbicie naszych gmin i przyłączenie części z nich do Opola. Mniejszość niemiecka w tej sprawie nie protestowała, tylko Polacy! – mówi naTemat Janusz Piontkowski. Mówi, że jak protestowali, to lokalne, publiczne media nigdy o tym nie informowały. Wieści celowo nie przedostawały się do mediów ogólnokrajowych. – Mieliśmy nawet plan, by wyjść na scenę amfiteatru i zablokować rozpoczęcie festiwalu w Opolu. Żeby zobaczyli, że nie zgadzamy się na arogancję władzy. Zrezygnowaliśmy, żeby krew się nie przelała. Oburzenie jest ogromne – mówi sołtys.
Przekroczyli granice
Po stronie władzy nie ma problemu. Patryk Jaki tłumaczył właśnie w radiu, że starał się wszystkich zrozumieć, ale w pewnym momencie przekroczono granice. – Mniejszość niemiecka przekroczyła już granice bezczelności, która polegała na tym, że postanowili zakłócić polskie narodowe święto 3 maja. Wyobrażacie sobie państwo, żeby mniejszość polska, która jest znacznie większa w Niemczech zakłóciła niemieckie święto narodowe, bo nie podoba im się legalna, podjęta zgodnie z prawem decyzja? Przecież to byłby skandal międzynarodowy – mówił na antenie Radia Opole. Padły również słowa o podburzaniu przez mniejszość niemiecką i obrzucaniu elektrowni kamieniami.
Mieszkańcy od razu odpowiedzieli:
Wzięli tylko elektrownię
Sprawa ma też drugie dno. Mniejszość niemiecka to jedno, a pieniądze drugie. Zdaniem mieszkańców, Opole zabiera im najlepsze tereny. Takie, które sami przygotowali pod inwestycje, czasem ten proces trwał nawet kilka lat, tyle było przeszkód. Pod pieczę Opola przejdzie też Elektrownia Opole znajdująca się w gminie Dobrzeń Wielki. Ale cała miejscowość, gdzie się znajduje, już nie. – Biorą tylko elektrownię, a domy mieszkalne zostają poza Opolem – słyszę.
Wyższe władze oczywiście widzą to inaczej. Patryk Jaki nie może zrozumieć, dlaczego mieszkańcy zachowują się tak, jakby mieli prawo do własności elektrowni, która była największą inwestycją energetyczną w Polsce po 1989 roku. – To jest mała gmina, która przez lata dysponowała gigantycznymi pieniędzmi. Nie wiedziała, w jaki sposób je wydawać, tyle było tych pieniędzy. Dochodziło do sytuacji absurdalnych, że tam powstawały 4 drużyny piłkarskie. Ja się pytam, jakie prawo do elektrowni ma wąska grupa osób mieszkająca w Dobrzeniu, związana z mniejszością niemiecką? – pytał w Radiu Opole.
Bój o Częstochowę?
Jest jeszcze jeden wątek tej sprawy, o którym mieszkańcy ochoczo rozmawiają. Ich zdaniem rząd w ogóle zlikwiduje ich województwo. W końcu w czasie kampanii wyborczej PiS obiecywał Częstochowie stworzenie województwa. – Będziemy walczyć. Mamy pół roku, żeby zmienić to rozporządzenie. A ludzie są zdesperowani – mówi Janusz Piontkowski.
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl
Reklama.
Patryk Jaki
"Nowa Trybuna Opolska"
W relacjach polsko-niemieckich (...) panuje jednak zbyt duża asymetria. Polacy są dużym, dumnym narodem i nie muszą przed nikim klękać, żeby się tylko przypodobać. Skoro dbamy o interesy Niemców w Polsce, to dbajmy również o interesy Polaków w Niemczech. (...) W Polsce powinny obowiązywać polskie nazwy, a mniejszość niemiecka powinna się uczyć lojalności wobec państwa polskiego - tak jak brutalnie lojalności wobec RFN - Niemcy uczą Polaków. Czytaj więcej