Z iloma osobami masz kontakt fizyczny? Nie mówię o powitalno-pożegnalnym cmokaniu powietrza w okolicach policzków, ani o kordialnych uściskach podczas dzielenia się opłatkiem. Policz ile osób całujesz w czoło ot tak i dodaj te, które trzymasz za rękę podczas rozmowy. Wyszło zaskakująco niewiele? Prawdopodobnie nie tylko tobie. Nigdy się nad tym nie zastanawiałeś? Prawdopodobnie nie tylko ty.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Kilkuletnie dzieci chętnie okazują swoim kompanom z placu zabaw sympatię przez dotyk. Głaszczą się po twarzach czy trzymają się za ręce, kopiując gesty rodziców. Przychodzi jednak moment, kiedy zaczynają kwestionować to, co wydawało im się najnaturalniejsze pod słońcem. Pamiętam, że w pierwszej klasie podstawówki zaprzyjaźniłam się z Martą, z którą tak jak wcześniej z przyjaciółkami z przedszkola przytulałyśmy się i chodziłyśmy po boisku pod rękę. I nie byłyśmy wcale jedynymi dziewczynkami, które hołubiły w ten swoje nowe koleżanki z ławki. Do czasu, aż grupa chłopaków ze starszych klas zaczęła wykrzykiwać za nami słowo „lesby”. Nie bardzo wiedziałyśmy co mieli na myśli, ale jak większość 7-latek nie chciałyśmy być obiektem kpin, więc po prostu przestałyśmy chodzić pod rękę. Piętnowanie kontaktu fizycznego, nawet tego ewidentnie pozbawionego podtekstu erotycznego to doświadczenie, które jest udziałem wielu osób, zazwyczaj jeszcze na długo przed burzą i naporem hormonów, które każą nastolatkom redefiniować stosunek do własnych ciał, a co za tym idzie także do dotyku.
Wstęp do antropologii zmysłów
Zmieniający się stosunek do zmysłów nie jest, jak mogłoby się wydawać, odwieczną prawidłowością, tylko pokłosiem czasów i kultury w jakich żyjemy. Ludy nigeryjskie z plątaniny doznań wyróżniają jedynie wzrok, reszta wrażeń zlewa się w jeden zmysł mocno związany z ciałem. Z kolei dla mieszkańców indyjskich Andamanów najważniejszym zmysłem jest węch.
W starożytnej Grecji dotyk nie był początkowo uznawany za zmysł, ponieważ nie był mu przypisany żaden konkretny organ. Temperatura, faktury przedmiotów czy ból po ukłuciu były uznawane za rodzaj zakłócenia. W czasie zmieniał się nawet, tak dla nas naturalny, matczyny dotyk, na który przez wiele stuleci mogły liczyć jedynie dzieci przychodzące na świat w najniższych klasach społecznych. Tymi z lepiej sytuowanych rodzin zajmowały się wszak mamki i niańki.
Julia, założycielka i właściciela IZMAŁKOWA, firmy zajmującej się doradztwem biznesowym na podstawie niestandardowych badań etnograficznych, z wykształcenia jest psycholożką. A prywatnie opowiada o psychologii przez historie ludzi z całego świata na swoim blogu myflirtwithreality. Jako podróżniczka dostrzega olbrzymie różnice w mentalności poszczególnych regionów i nacji w kwestii dotyku – Dla mieszkańca Ameryki Południowej dotykanie ludzi z którymi się rozmawia, niezależnie od tego czy są to jego znajomi, czy dopiero co poznane osoby jest szalenie naturalne. Osoba wychowana w Europie musi się do tego przyzwyczaić, przezwyciężyć swój lęk przed kontaktem tego typu, a przede wszystkim przestać go nadinterpretować. Ludzie tam mieszkający są szalenie emocjonalni, dotyk jest dla nich formą ekspresji, ale także okazania zainteresowania i troski – opowiada Julia z błyskiem w oku.
W niektórych kulturach dystans intymny jest znacznie skrócony w stosunku do europejskiego, po prostu ze względu na liczebność populacji. W zatłoczonych miastach Chin czy Indii ludzie są przyzwyczajeni do ścisku ciał innych ludzi w pobliżu, dlatego często w nieświadomy sposób skracają odległość dzielącą ich od rozmówcy. Dla Julii to jednak zupełnie inny, nieprzyjemny typ dotyku, niż ten znany jej z podróży po Ameryce Południowej. –Dotyk jest ważny także dlatego, że za jego pośrednictwem uznajemy czyjeś istnienie, doceniamy obecność. Niesie komunikat „ wiem, ze jesteś”. Tego sygnału brakuje kiedy ktoś mimowolnie skraca dystans nie nawiązując z tobą żadnego kontaktu – komentuje różnice kulturowe psycholożka.
Polski dotyk boli przez całe życie
Polacy lubią myśleć i opowiadać o sobie jako o narodzie ciepłym i gościnnym. Tymczasem w przeciwieństwie do południowców gościnni jesteśmy głównie na własnych prawach, w ściśle wyznaczonych przez siebie ramach. Trudno wyobrazić sobie Polaków spontanicznie zapraszających do siebie do domu poznanych na ulicy obcokrajowców, co w Ameryce Południowej nie jest niczym niespotykanym. Podobnie traktujemy dotyk – żeby być dotykanym i móc dotknąć trzeba sobie na to najpierw zasłużyć, najczęściej długoletnią znajomością, czy wyjątkowymi okolicznościami, jak rozpacz po zakończeniu związku, czy śmierć bliskiej osoby.
Julia jest zdania, że podejście Polaków do gościnności, ale też to dotyku wynika częściowo z braku luzu i traktowania wszystkiego dosłownie, ale też z braku asertywności. Polacy mogą nie mieć na coś ochoty, ale boją się odmawiać, przestraszeni, co też ktoś o nich pomyśli.
– Zapytałam kiedyś moich znajomych z Rapa Nui, co chcieliby dostać ode mnie w prezencie, kiedy odwiedzę ich następnym razem. Zdziwiłam się, kiedy usłyszałam, że zegarek, albo iphone'a. Oczywiście nie kupiłam im tego, o co prosili, tylko polskie słodycze i alkohol. Ucieszyli się i podziękowali, bez żadnego komentarza. Ten przykład może wydawać się drastyczny dla osoby wychowanej w Polsce, ale w Ameryce Południowej ludzie wychodzą z założenia, że o wszystko można poprosić, ponieważ każdy ma prawo odmówić. Podobnie sprawa wygląda z dotykiem. Jeśli wyciąga do ciebie ręce południowiec, a ty czujesz się z tym nieswojo, po prostu mówisz, że nie masz na to ochoty i to jest komunikat, który jest natychmiast respektowany – opowiada blogerka.
Polacy zdają się przełamywać swoją niechęć do dotykania obcych tylko po alkoholu. Pełni on w naszej kulturze ważną funkcję społeczną, ponieważ pozwala pozbyć się irracjonalnego lęku przed fizycznym i emocjonalnym zbliżaniem się do ludzi, w których towarzystwie nie czujemy się jeszcze do końca pewnie. Doświadczenie przełamania lodów z dawno niewidzianą znajomą po drugim piwie nie należy do rzadkości. Znam nawet parę, która jest ze sobą od 6 lat i w zasadzie można nazwać ich abstynentami. Mimo to przez pierwsze dwa miesiące znajomości byli tak speszeni swoim towarzystwem, że za każdym razem podpijali na początku spotkania, przerażeni, że nie będą mieli ze sobą o czym rozmawiać.
Julia wychowywała się na Ukrainie, pierwszym zetknięciem z odmiennym podejściem do kontaktu fizycznego był dla niej przyjazd do Polski, kraju mniej otwartego na dotyk niż wschód Europy. Kolejnym wstrząsem była podróż do Stanów. Julia była opiekunką na obozie dla dzieci, gdzie okazało się, że Amerykanie, jakkolwiek kordialni i spontaniczni, wzbraniają się przed kontaktem z dziećmi, obawiając się, że zostaną posądzeni o molestowanie.
Dotyk = seks?
Pismo Święte poucza owieczki: „I jeżeli twa prawa ręka stanie ci się powodem upadku, odetnij ją i odrzuć od siebie. Bo lepiej dla ciebie, jeżeli stracisz jeden ze swych członków, niż żeby całe ciało twoje miało pójść do piekła.” Nawet jeśli nie jesteśmy szczególnie wierzący, zostaliśmy wychowani w społeczeństwie opartym na religii, przesiąkniętym duchem cielesnej wstrzemięźliwości i kultem dziewictwa. Dotyk jest w naszej kulturze silnie związany z seksualnością, uważany za coś złego. U mężczyzn publicznie jest właściwie nietolerowany w formie innej, niż poklepanie się po plecach, które bardziej przypomina kuksaniec, niż oznakę sympatii. Spróbujcie złapać kolegę wieczorową porą za plecak, żeby nie zginąć w tłumie, a możecie pożałować tej pochopnej decyzji.
Okazuje się, że równie wiele kobiet nie dotyka swoich przyjaciółek, mimo że nie jest to obostrzone żadnymi konsekwencjami, jak w przypadku mężczyzn. Najczęściej kontakt fizyczny utrzymują panie, które znają się jeszcze z czasów szkolnych, rzadziej te, które poznały się na późniejszym etapie życia. Kilka kobiet z którymi rozmawiałam przyznało, że nie miałoby nic przeciwko przytulaniu się z przyjaciółką, a nawet miałyby ochotę na sporadyczny fizyczny kontakt z bliską im kobietą. Tyle, że dotychczas go nie miały, więc dziwnie czułyby się inicjując go ni stąd ni zowąd po latach znajomości.
Julia opowiada o imprezie, na której była kiedyś na Gujanie Francuskiej. Taniec miejscowej ludności do złudzenia przypominał stosunek intymny. –Początkowo wstydziłam się nawet przyglądać tańczącym, więc udawałam, że nie patrzę. Potem zdałam sobie sprawę, że tylko dla mnie to coś nieprzyzwoitego i to nie tańczący robią coś niewłaściwego, tylko ja mam takie wrażenie z perspektywy kultury w której się wychowałam i która w swoim tradycyjnym wydaniu potępia erotyzm – zauważa Julia.
Ludzie w Ameryce Południowej, mimo swojego katolicyzmu wyłączają seksualność z rozumienia religii. Waga przywiązywana do dziewictwa jest dla nich w znacznym stopniu niezrozumiała. Szybciej dojrzewają seksualnie, a fakt, że 13-letnie dziewczynki mają partnerów seksualnych nikogo szczególnie nie dziwi.
Boskie oko i dotykowy ekran
Arystoteles ustanowił obowiązującą do dziś klasyfikację zmysłów, na piedestale umieszczając wzrok, a zaraz za nim węch i słuch. Były to trzy zmysły „czyste”, ponieważ w przeciwieństwie do smaku i dotyku nie wchodziły w bezpośredni, cielesny kontakt ze światem i nie sprowadzały na człowieka słabości takich jak pijaństwo, obżarstwo i pożądanie. Okulocentryzm, czyli uznanie za najważniejszy zmysł wzroku, nie tylko trwa do dziś, ale jest pogłębiany przez kolejne generacje coraz bardziej przyklejone do ekranów. Dotyk odchodzi do lamusa, jest agresywnym uderzeniem w klawiaturę, albo muśnięciem opuszką zimnego ekranu. Bliskich, z którymi nie mieszkamy oglądamy częściej na wyświetlaczu niż w realu, więc coraz mniej naturalne wydaje się nam podtrzymywanie więzi fizycznej.
Cywilizacja obrazków z podpisami to cywilizacja, która poskramia dotyk i inne zmysły, jako podrzędne (wszak można je zastąpić opisem). Być może pozornie panujący nad innymi zmysł wzroku, w czasach, w których wszystko oglądamy na ekranach staje się zmysłem najmniej zaspokojonym. Patrzymy na reklamy perfum, których nie możemy powąchać, na jedzenie, którego nie możemy spróbować czy na ciała, których nie możemy dotknąć. Zamknęliśmy się w więzieniu wyświetlaczy, coraz bardziej tracąc kontakt ze światem, który możemy poznać najpełniej dzięki ciału i zmysłom.
Grząska psyche
Antropologia zmysłów, mimo nazwy przywodzącej na myśl powieść erotyczną z ambicjami, jest prawomocną dziedziną naukową, rozwijającą się począwszy od lat 80. ubiegłego wieku. Bada postrzeganie zmysłów na przestrzeni wieków i pod różnymi szerokościami geograficznymi. Jednak poza wspomnianym wcześniej aspektem kulturowym i czasowym zmysłów, pozostaje jeszcze wcale nie mniej złożony aspekt psychologiczny. Fakt, że niewinne objęcie przez jedną osobę usztywnia nasze ciało i odrzuca, a w przypadku kogoś innego, sprawia nam przyjemność nie jest przypadkowy. Choć lubimy się odcinać od tej myśli, wciąż mamy sporo ze zwierząt. W ułamku sekundy rejestrujemy mikroekspresję cudzej twarzy, rozpoznając, niekiedy nawet podświadomie jej intencje. Dana osoba i kontakt z nią może nam też nie odpowiadać ze względu na jej zapach. I nie mam na myśli znienawidzonych perfum Chanel Chance, ale naturalny zapach, który wychwytują nasze receptory.
Julia Izmałkowa zaznacza jednak, że jeśli wzdrygamy się na dotknięcie drugiego człowieka, nie możemy po prostu założyć, że odczytaliśmy sygnał, którego nie jesteśmy w stanie sobie uświadomić. – Często projektujemy osobiste przeżycia i stany emocjonalne na ludzi wokół. Będziemy odczuwali zagrożenie z zewnątrz, zwłaszcza, jeśli jesteśmy w kiepskim stanie emocjonalnym. Podczas mojego pierwszego wyjazdu na Kubę byłam przekonana, że osoby, które spotykam na swojej drodze chcą mnie okraść lub skrzywdzić. Nie było żadnego realnego zagrożenia, chodziło raczej o to, że byłam wtedy lekko zagubiona, raczej w nastroju na alienowanie się, niż interakcję, dlatego ten kontakt był dla mnie nieprzyjemny – opowiada psycholożka.
Zgoda na dotyk to tak naprawdę zgoda na bliskość, otwarcie się przed drugim człowiekiem. Naturę tego trudnego kroku znakomicie obrazuje angielski czasownik „expose”, który oznacza zarazem danie dostępu, odsłonienie się, ale także narażenie się na niebezpieczeństwo. Każda próba otworzenia się niesie ze sobą potencjalną możliwość odrzucenia, tak jak dopuszczenie do kontaktu fizycznego potencjalne zranienie. W dzisiejszych czasach chodzi w pierwszej kolejności o zranienie metaforyczne, a nie cios nożem w brzuch, co nie znaczy, że lęk, który odczuwamy jest mniejszy.
Ludzi, którzy z niejaką dumą podkreślają, że są „niedotykalscy” i jak ognia unikają kontaktów fizycznych ze wszystkimi poza partnerem czy najbliższą rodziną nie stanowią wcale małej grupy. Często ich niechęć do bycia dotykanymi to nie tyle rzeczywisty powód oddalenia fizycznego od innych ludzi, co symptom głębszego problemu. Może nim być np. lęk przed bliskością, potrzeba kontrolowania sytuacji, skrajny brak zaufania do otoczenia, ale też histeryczne strach przed otworzeniem się na drugiego człowieka. Podejście do dotyku, może być w istocie odwzorowaniem tego, jaki mamy kontakt z własnymi emocjami.
W czasach, w których nerwowo staramy się ukryć wszelkie zapachy fizjologiczne, stosujemy dziesiątki sztuczek mających poprawić nasz wygląd i uczymy się modulować głos, być może to właśnie dotyk pozostaje jedynym zmysłem, którego nie jesteśmy w stanie zwieść. To on wyznacza naszą przestrzeń życiową. To nim mianujemy bezwiednie w naszym życiu ludzi ważnych i ważniejszych.