
Zebrali półtora miliona dolarów na leczenie Zuzi Machety z Gogolina i niektórzy chyba od razu oczekiwali cudów. Natychmiastowych efektów, które już, w mgnieniu oka, postawią dziecko na nogi i wyleczą jego chorą skórę. Ale takie cuda się nie zdarzają. Zuzia, która cierpi na pęcherzykowe oddzielanie się naskórka, wciąż jest w USA. Leczenie trwa już blisko rok. I teraz do rodziców zaczęły dochodzić głosy, że tyle pieniędzy, a efektów nie widać...
Teraz przyszła kolej na Zuzię? "Kochani chciałabym się odnieść do wiadomości, komentarzy i wszystkich innych opinii, które do nas dochodzą pocztą pantoflową. 1,5 miliona USD, a nie widać efektów, Zuzia się męczy, cierpi, Ameryka jest modna... wszyscy się tu leczą etc." – to facebookowy wpis jej mamy. Chwytający za serce. I tłumaczący wszystkim niedowiarkom, że warto było jechać do USA. Że Zuzia trafiła w ręce specjalistów naprawdę w ostatniej chwili. I dziś, po miesiącach w klinice, po czterech miesiącach od przeszczepu szpiku, którego dawcą była jej siostra Ala, świat dla niej jest już inny niż rok temu...
To lato jest inne, szczęśliwsze dla Zuzi. Już nie ma takich ran, bandaży, grubych skarpetek, zbroi opatrunków. Nie ma tylu środków przeciwbólowych, złych wyników badań, takiego cierpienia nie ma i wycia z bólu, bo trudno to do płaczu porównać. Są za to zmiany na buzi, problemy gastryczne, wymioty, teraz rotawirus, którego nie raz miała w Polsce. Czytaj więcej
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl
