Poczynania PiS-u zmotywowały go do podjęcia decyzji. Max – takie nowe imię chce mieć Jarosław Zieliński, mieszkaniec małego miasta na Dolnym Śląsku. Decyzja imiennika Jarosława Kaczyńskiego podyktowana jest nie tylko powodami politycznymi. Cierpi on na wadę wymowy, która utrudnia wymawianie Jarosław.
– Nie podoba mi się polityka Jarosława Kaczyńskiego. W dodatku imię Jarosław jest staroświeckie i obciachowe – mieszkaniec Leśnej na Dolnym Śląsku skomentował dla eluban.pl.
25 lipca Jarosław Zieliński złożył w Urzędzie Stanu Cywilnego w Leśnej wniosek o zmianę imienia. Całe życie marzył, aby mówiono do niego Max. Długo jednak zwlekał z podjęciem decyzji. Przyznaje, że ostatnie wydarzenia polityczne do tego go zdopingowały.
Przede wszystkim Zielińskiego zbulwersowała zapowiedź, że niepełnosprawni mogą stracić ulgi na przejazdy publiczną komunikacją. Na domiar złego na scenie polityczne pojawił się drugi Jarosław... Zieliński. O tym PiS-owskim wiceministrze spraw wewnętrznych było głośno na początku roku, a zwłaszcza po słynnym wybuchu opony w aucie prezydenta Andrzeja Dudy.
Wiceminister Zieliński podpadł nawet swojemu szefostwu z aferą z byłym szefem policji Zbigniewem Majem, który był podejrzewany o korupcję. Zieliński jednak wszelkie te zarzuty bagatelizował. Od kłopotów uciekał też po wypadku prezydenckim z udziałem podległych mu funkcjonariuszy BOR.
Tymczasem nie tylko polityka była powodem decyzji mieszkańca Leśnej. Ma on po prostu problem z wymową swego imienia. Po wypadku, któremu uległ w dzieciństwie sparaliżowana została prawa strona ciała. Stąd wada wymowy. Jarosław Zieliński wierzy, że po zmianie imienia na Max, jego życie ulegnie niemal całkowitej zmianie.
Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl