Po przedmeczowych zamieszkach na Moście Poniatowskiego wielu wieszczyło podobny scenariusz po zakończeniu meczu. Całe szczęście grupki kiboli czuły się chyba niepewnie wśród kilkudziesięciu tysięcy normalnych kibiców. Dochodziło tylko do drobnych incydentów.
Wielu internautów przewidywało, że również po meczu dojdzie do zamieszek. Widząc, jak napięta atmosfera panowała podczas przemarszu rosyjskich kibiców, zgadzałem się z czarnowidzami. Jednak po ostatnim gwizdku sędziego, gdy kibice zaczęli opuszczać Stadion Narodowy, przeważała raczej radość z wyniku meczu. Zapewne pomogło też wyprowadzenie Rosjan przez kordon policji i oddzielenie ich od Polaków.
Jednak także wśród naszych kibiców nie było widać zbyt bojowego nastroju. Z rzadka pojawiały się obraźliwe hasła, takie jak "Rosyjska k***a, ole, ole, ole" albo "Zawsze i wszędzie milicja je***a będzie". Pod samym stadionem spotkałem tylko jedną grupkę kiboli, która wyraźnie szukała wrażeń innych niż sportowe.
Gorzej było w okolicach Muzeum Narodowego i skrzyżowania Nowego Światu z Alejami Jerozolimskimi. Tam zgrupowali się kibole, którzy za cel obrali sobie pojedynczych Rosjan. Kilka razy urządzali sobie rajdy, jednak policja interweniowała szybko i sprawnie. Około godziny 23:30 na kilkanaście minut zablokowano wejście na ulicę Nowy Świat. Było stamtąd słychać głośne okrzyki polskich kibiców.
Choć ogromna większość kibiców uznała mecz Polska-Rosja za pole wyłącznie sportowej rywalizacji, nie zabrakło niestety tych, którzy własnoręcznie próbowali wyrównać rachunki za XX wiek. Źle świadczy to o tych drugich. Sport powinien być jak najdalej od polityki i narodowych waśni. W Warszawie to się niestety nie udało.