Ks. Jacek Międlar, kojarzony ze środowiskiem narodowców, nie jest sam, ma swoich obrońców wśród duchownych. Jeden z z nich znów zabrał głos, nie przebiera w słowach i atakuje "polityczną lewiznę". Jak donosi bydgoska Wyborcza, to ks. prałat Roman Kneblewski, który uważa za wstyd i skandal dla prokuratury, że zajmuje się sprawą Międlara. "Miejmy nadzieję, że pan min. Ziobro zrobi z tym czymś porządek!" – cytuje jego słowa.
Proboszcz Parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Bydgoszczy broni ks. Międlara na portalu polskaniepodległa.pl. Pisze m.in. że podczas słynnej mszy św. w Białymstoku, w rocznicę powstania ONR, ks. Jacek wygłosił bardzo dobre kazanie oparte na Piśmie Świętym, mądre, poprawne teologiczne i godne pochwały. Ks. Kneblewski czytał je dwukrotnie i nie może w nim nic zakwestionować.
"Zdecydowanie to mowa miłości, miłości do Boga, ojczyzny i narodu. Mówiąc innymi słowy, kazanie księdza Jacka przepojone jest bliźniaczymi cnotami nacjonalizmu i patriotyzmu, a nie ma w nim krztyny szowinizmu" – napisał.
Dalej już atakuje "lewactwo", które ma insynuować, że kazanie ks. Międlara to „mowa nienawiści”. Te insynuacje, jak pisze, są "równie absurdalne, jak całe to nieszczęsne lewactwo, które ma czelność w niby wolnej Polsce coś takiego insynuować".
"Znamienne, iż tych samych lewaków, którzy mają pianę na ustach na widok patriotycznych flag z symbolami Młodzieży Wszechpolskiej i ONR-u, nie drażni widok czerwono-czarnych banderowskich szmat. Przecież to jest chore! Prowadzona jest polityka antypolska. Czas położyć temu kres!" – czytamy.
Ks. Kneblewski uważa, że wspaniałą, patriotyczną młodzież należy doceniać i chwalić, a nie prześladować. I podkreśla: "Panu Bogu zaś winniśmy dziękować za ks. Jacka Międlara, który do tych młodych, gorących serc trafia niezmiernie skutecznie z ewangelicznym przesłaniem".
Trzy miesiące temu Jakub Noch pisał w naTemat o księdzu Kneblowskim: "Myli się ten, kto sądzi, że ks. Jacek Międlar to jedyny polski kapłan, który od głoszenia Ewangelii woli szerzenie nienawiści. Takich, jak on w Kościele nad Wisłą wcale nie brakuje". Ks. Kneblowski był jednym z przykładów.
Zauważmy, że kiedy do kościoła św. Anny w Warszawie wtargnęły wściekłe feministki i dokonały profanacji miejsca świętego, wznosząc jakieś głupie okrzyki, to ani żadna prokuratura się nie zainteresowała, ani nikt nie doniósł o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, ani pies z kulawą nogą nie zajął odpowiedniego stanowiska. Zupełnie jakby się nic nie stało. Czytaj więcej